ŻENUJĄCE sceny, które na szczęście zostały usunięte z filmów SCIENCE FICTION
Większość z nich kręci się, bo reżyserzy chcą mieć pewność, że nie będą potrzebowali dodatkowych sekwencji, gdy te najlepsze z jakiegoś powodu okażą się niezdatne do użycia. W większości jednak przypadków twórcy decydują się jednak na usunięcie tych scen, wyrażających ich twórczą niepewność. A nam widzom po latach pozostaje ciekawe zajęcie odkrywania nieznanych momentów, które zostały wycięte z naszych ukochanych filmów. Czasem to wręcz rzuca nowe światło na te produkcje, sentymentu jednak w żadnym wypadku nie niszczy. Poniżej 10 przykładów scen lepszych i gorszych, a z pewnością przedziwnych, gdy je porównać z resztą fabuły tytułów, z których zostały usunięte.
„Kto wrobił Królika Rogera”, 1988, reż. Robert Zemeckis
Słynny Królik Roger – na poły kreskówkowy, na poły familijny film akcji Roberta Zemeckisa – to klasyk, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Widzowie nie dostrzegają w nim potencjału fantastycznego, ale to produkcja wypełniona ciekawym, ziemskim SF. Jedną ze scen, która mogła okazać się zbyt mocna dla dzieci, a dla dorosłych nieco żenująca, jest osławiona scena „Pig Head”, w której nieustraszony prywatny detektyw Eddie Valiant zostaje schwytany przez gangsterów z kreskówki, którzy następnie brutalnie go traktują i wysyłają do slumsów Toontown. Następnego ranka Eddie zostaje dosłownie wyrzucony z miasta z głową świni z kreskówki namalowanej na jego własnej. To fantastyczny efekt specjalny, ale dość odpychający. Sytuacja pogarsza się, gdy detektyw wraca do swojego mieszkania i zmywa świnię pod prysznicem, używając terpentyny. Wyraz twarzy biednej świnki, która powoli ginie w odpływie kanału jest osobliwy.
Cały ten seks, „Avatar”, 2009, reż. James Cameron
Avatar zmienił przemysł filmowy na zawsze dzięki ciężkiej pracy Camerona, który spędził dosłownie lata na rozwijaniu złożonej mitologii Pandory. Spory co do tego, czy są to lata stracone, czy zyskowne będą zapewne trwały kolejne lata, bo po tak długim czasie można się było spodziewać jednak po Istocie wody czegoś bardziej inteligentnego, a nie kliszowego. Pewne jest natomiast to, że Cameron zmotywował widzów i fanów SF do tworzenia własnych, osobistych światów Na’vi, a niektórzy zagorzali fani nauczyli się nawet języka mieszkańców Pandory. To jednak ciekawe, że Cameron poświęcił tyle czasu na rozwinięcie ekosystemu Pandory, ale nie przedstawił procesu rozmnażania tubylców. Być może założył, że jest podobny do naszego?
Cameron nakręcił scenę seksu między Jakiem Sullym (Sam Worthington) i Neytiri (Zoe Saldana), która pokazała, jak obcy gatunek uprawia seks. Sekwencja ta znalazła się na domowym wydaniu filmu, ale została usunięta z wersji kinowej. Po latach, mimo nieco małomiasteczkowego podejścia do tematu, trzeba uznać, że była to dobra decyzja, pozwalająca fanom Avatara na znalezienie tej sceny. Usunięcie erotyki poprawiło również tempo filmu, ponieważ dodanie wydłużonej sceny romantycznej spowolniłoby je przed końcową sekwencją akcji.
Obcy czy człowiek, „Obcy – 8. pasażer Nostromo”, 1979, reż. Ridley Scott
I okazało się, że obcy jest człowiekiem o dość chudych nogach. Tak tę scenę można odczytać. Poza tym niewątpliwie straszniej jest sugerować, że dzieje się coś przerażającego, niż pokazywać to w brutalny sposób. W Obcym jest wystarczająco dużo naprawdę obrzydliwych sekwencji śmierci, więc usunięcie przedłużenia śmierci Lambert (Veronica Cartwright) było dobrą decyzją. W oryginalnej wersji jej śmierć jest już przerażająca, ponieważ widzowie mogą zobaczyć przerażenie na twarzy Cartwright, zanim spotka ją gorzki koniec, a resztę sobie wyobrażają. Rozszerzona scena sprawia wrażenie, jakby została wyjęta ze znacznie głupszego filmu science fiction, a nie z horroru. Poza tym zastosowane w niej efekty specjalne są dalekie od oczekiwań i nie przetrwały próby czasu.
Znów seks, „Tron”, 1982, reż. Steven Lisberger
Seks i kino science fiction jakoś się nie lubią, bo wyglądają w futurystycznym entourage’u tandetnie, a wręcz żenująco, dlatego nieraz twórcy SF je kręcą, lecz potem z nich rezygnują. Tak było w Avatarze, ale i kultowym filmie sprzed 40 lat, kiedy podejście do seksu w kinie wydaje się paradoksalnie odważniejsze. Nie w przypadku fantastyki naukowej. Tron jest produkcją odkrywczą i wspaniałą. Seks do niej nie pasuje – czy piszę to sarkastycznie, sami oceńcie. Fakty są takie, że scena erotyczna między Tronem i Yori jest dość żenująca. Kobieta przemienia się w coś w rodzaju motyla z rozświetlonymi ścieżkami przypominającymi układ nerwowy, a jej palce potrafią narysować fantastyczne kształty na kombinezonie Trona.
Wielki nietoperz, „Batman Forever”, 1995, reż. Joel Schumacher
Zapachniało Timem Burtonem. Scena jednak zniknęła, a przez wielu jest uważana za śmieszną, ale to chyba z powodu generalnego uprzedzenia do filmu Schumachera. Usunięta sekwencja przedstawia alegorycznie historię Bruce’a Wayne’a (Val Kilmer). Widzimy Bruce’a zapuszczającego się w głąb Jaskini Nietoperza, gdy słyszy głos swojego ojca Thomasa. Czuje się winny śmierci rodziców i się obwinia. Ale zastanówmy się. W tym momencie serii i fabuły widzowie byli już świadomi pochodzenia Batmana i nie potrzebowali kolejnego przypomnienia o nocy, w której rodzice Bruce’a zostali zamordowani. Oprócz tego, że scena jest niepotrzebna, jest po prostu nieprzyjemna i wydaje się nie na miejscu w skądinąd lekkim filmie przygodowym w komiksowej konwencji. Nietoperz wygląda dość creepy. Chociaż miało to być surrealistyczne, rodzi pytania o to, które elementy filmu są prawdziwe, a które są częścią wyobraźni Bruce’a.