W jaskini dla głuchych nietoperzy, czyli co stało się z VALEM KILMEREM
W przypadku Vala Kilmera pamiętam dwa jego obrazy czy raczej stany – młody i ponętny, a przed nim kariera gwiazdy kina oraz zniszczony, poruszający się jak starzec z tracheostomią, w którego oczach zaledwie tli się dawna wiara we własne możliwości. Zastąpił ją innego typu światopogląd czy też ideologia i paradoksalnie zapewnił nowego rodzaju motywację. W przypadku Kilmera ma on wiele wspólnego z jego podejściem do sławy, którą uważał z jednej strony za dar, a z drugiej podarek od życia, który mu się należy, a żeby go dostać, wystarczy mieć się za gwiazdę. Nic bardziej mylnego. W przypadku raka niektórzy mogą stwierdzić, że z Kilmera wyszła ludzka pycha. Wolałbym jednak bardzo roboczo wyjaśnić jego zachowanie substytucją – lęk przed chorobą został wypełniony religijnym światopoglądem, przyćmiewającym zdrowy rozsądek chwilową nadzieją na ratunek.
Faktem jest jednak, że Kilmer umarłby, gdyby nie splot okoliczności, dzięki którym jednak trafił z duchowych rąk Chrystusa Naukowca do konwencjonalnego lekarza. Czy jednak nie wybrał dla siebie, co prawda egzotycznej, lecz całkiem logicznie zdefiniowanej drogi? Zanim go ostatecznie wyśmiejemy lub zganimy, zastanówmy się przez chwilę, czy mógł postąpić inaczej w perspektywie przede wszystkim swojego życiowego doświadczenia? Krytykując postępowanie innych, zbyt często nie bierzemy pod uwagę tego, że czyjeś decyzje są zawsze obciążone obcym rozumieniem otoczenia w stosunku do naszego, oceniającego. Bo każdy z nas przecież funkcjonuje w ramach swojej historii, swojej opowieści, która jest wyrazem jego osobistego rozumienia wolności. Oceniający snują własne narracje, nie zawsze wystarczająco obiektywnie empatyczne.
Jako absolwentowi Juilliard School Kilmerowi niewątpliwie wpojono wyższość nad innymi ze względu na prestiż szkoły. Estymę w traktowaniu zarówno aktorstwa, jak i siebie jako wartościowego aktora. Owo samodocenienie, zwłaszcza powiązane z formalnym ukończeniem Juilliarda, miało być biletem do sławy, chociaż gdy przeanalizuje się nazwiska absolwentów tej niewątpliwie prestiżowej i znanej uczelni, można odnieść wrażenie, że ludzie związani z muzyką osiągają większe sukcesy i obiektywnie mają więcej osiągnięć. Trudno się dziwić, gdyż Szkoła Juilliarda to uczelnia muzyczna. Takie nazwiska jak Emanuel Ax (jedne z najlepszych, jakie słyszałem, wykonania koncertów fortepianowych Mozarta), Jordan Rudess (gumowe palce Dream Theater i ciekawe eksperymenty muzyczne poza zespołem), Nigel Kennedy (po sąsiedzku mogę go zawsze posłuchać w Filharmonii Krakowskiej) czy Michael Kamen z jego zapisanymi w historii kina ponadczasowymi tematami filmowymi i wielu innych twórców muzycznych są gronem elitarnym, do którego w ramach zawodu aktora Val Kilmer aspirował.
Podobne wpisy
Ogólnie jednak można stwierdzić, że aktorom, którzy ukończyli Juilliard School, wiedzie się deczko gorzej niż muzykom. Być może w tym przypadku ma znaczenie specjalizacja uczelni? Z drugiej strony to „gorsze branie” stoi w sprzeczności z postszkolnym mniemaniem o sobie zaszczepionym przez szacowną uczelnię. Upatruję w nim jednego z niebezpieczeństw, których Kilmer w swojej karierze nie uniknął, a nawet próbował nagiąć do niego rzeczywistość, także tę z nowotworem. Ale przypomnijmy sobie pokrótce, jak wyglądały jego dzieciństwo i kariera. Może tam też coś znajdziemy.
Urodził się 31 grudnia 1959 roku. Wychowywał się w Kalifornii. Aż do 9 klasy uczęszczał do Berkeley Hall School, szkoły założonej w 1911 roku przez Leilę i Mabel Cooper, siostry z Iowa, wyznawczynie tzw. chrześcijaństwa naukowego – panteistycznej doktryny zapoczątkowanej w 1879 roku przez Mary Baker Eddy, pieszczotliwie nazywaną przez Kilmera Mrs. Eddy. I tu właśnie mamy pierwszy, najwcześniejszy przyczynek do wytłumaczenia, czemu Val Kilmer tak, a nie inaczej potraktował swoją chorobę nowotworową. Idźmy więc dalej.
Rodzice Kilmera o wielonarodowych korzeniach, m.in. szkockich, niemieckich i francuskich, rozwiedli się, nim skończył 10 lat, a jego młodszy, chory na epilepsję brat utopił się w wieku 15. Niewątpliwie więc Kilmer doświadczył w dzieciństwie zmiany i straty. Jego marzenia o posiadaniu władzy nad otoczeniem mogły stać się więc silniejsze, żeby mógł podświadomie zapomnieć o tym, co przeżył, oraz zetrzeć ze swojego życia piętno tego człowieka, który coś stracił i nieprzerwanie za tym tęskni – nadane zresztą przez samego siebie. Kilmer pochodzi z typowej klasy średniej na dorobku i bez żadnych tradycji aktorskich. Zapewne przez to było mu trudniej marzyć o wielkiej karierze, jednak pieniądze na zapewnienie sobie wykształcenia nie były na szczęście przeszkodą w rodzinie Kilmerów. Marzyć o wielkim aktorstwie zaczął otwarcie jako nastolatek. Miał szczęście, że prestiżowa uczelnia muzyczna taka jak Juilliard prowadziła fakultet z aktorstwa. Jako student, przynajmniej z początku, wyróżniał się młodym wiekiem (17 lat w chwili przyjęcia). Warto też podkreślić, że nie musiał długo czekać na debiut. Zanim stał się znany dzięki komedii Top Secret (1984), jeszcze jako student na samym początku lat 80. z sukcesem wziął udział w swego rodzaju ćwiczeniu aktorskim (którego był także współautorem) dla studentów trzeciego roku aktorstwa w Juilliard School pt. How it all began. Przedstawienie zostało wystawione podczas Nowojorskiego Festiwalu Szekspirowskiego.