search
REKLAMA
Zestawienie

ŻENUJĄCE odsłony KULTOWYCH serii filmowych

Filip Pęziński

14 maja 2020

REKLAMA

Kultowe, wciąż powracające z kolejnymi odsłonami serie filmowe to ogromna część całego świata kina. Widzowie te naprawdę udane darzą ogromną miłością, ale i wśród nich znajdziemy odsłony – mówiąc dosadnie – żenujące. Właśnie o tych traktuje poniższe zestawienie.

Adnotacja: zdaję sobie sprawę, że duża część czytelników umieściłaby tutaj też inne, dość chyba powszechnie nielubiane produkcje jak Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki, Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi czy Obcy: Przymierze. Zabrakło ich na mojej liście, bo uważam te filmy za (bardzo) udane, co jest jednak materiałem na zupełnie już inny tekst.

W podziemiach Planety Małp

Po ogromnym sukcesie pierwszej części serii kultowej dziś marki, niemal natychmiastowo – premiera filmu odbyła się już dwa lata po premierze oryginalnej Planety Małp – podjęto decyzję o realizacji sequela. Niestety, o ile dziś kontynuacje uznanych produkcji kojarzą się z większym zaufaniem studia i zwiększonymi środkami na realizację, to w poprzednich dekadach bywało z tym różnie. W podziemiach Planety Małp musiało zadowolić się budżetem na poziomie 2,5 miliona dolarów (20th Century Fox borykało się wtedy z problemami finansowymi związanymi z kilkoma klapami, w które wcześniej zainwestowano duże pieniądze) i niestety widać to bardzo wyraźnie. Do minimum zredukowano w filmie obecność tytułowych małp (!), by zaoszczędzić na kosztownej i czasochłonnej charakteryzacji aktorów (która była przecież znakiem firmowym poprzedniej odsłony!), praktycznie usunięto z opowiadanej historii postać głównego bohatera oryginału (w tej roli Charlton Heston), a poza tym film był po prostu nieznośnie campowy i wyraźnie pisany na kolanie (wcześniej odrzucono pomysły zarówno scenarzysty pierwszego filmu, jak i autora książki o Planecie Małp). Na szczęście kolejne części – mimo kilku wyraźnych wad – wyprowadziło serię na prostą i dziś bez wątpienia nazwać możemy ją kultową.

Obcy: Przebudzenie

Trzy pierwsze odsłony serii o walce Ellen Ripley z morderczymi ksenomorfami to filmy stanowiące absolutne wyżyny całego gatunku kina science fiction. Każda inna, każda (niemal) idealna. Razem tworzyły rozpisaną na trzy rozdziały – z początkiem, środkiem i zakończeniem – historię bohaterki granej przez Sigourney Weaver. Niestety, chciwe studio pokusiło się o kontynuację (zamiast od razu sięgnąć po prequele) i nie tylko w pokraczny sposób przywrócono Ripley do życia, ale też umniejszono jej wielkiemu poświęceniu z finału trzeciej części. To jednak tylko dwa z licznych grzechów Przebudzenia. Cały scenariusz wydawał się mocno pretekstowy i groteskowo niepasujący do stylu reżysera, co uczyniło film niezamierzenie zabawnym. Kompletnie chybiony okazał się także pomysł na nową formę obcego: skrzyżowanie człowieka z ksenomorfem, które wcale nie uczyniło go formą bardziej doskonałą, ale za to wizualnie zupełnie odrzucającą.

Gwiezdne wojny – Część II: Atak klonów

Mroczne widmo – wyczekiwany powrót George’a Lucasa do słynnej marki – nie zadowoliło nawet najwierniejszych fanów, którzy po latach oczekiwań i miesiącach spędzonych w kolejkach (prawdziwa historia) dość zgodnie ogłosili, że film nie spełnił ich oczekiwań. Lucas wsłuchał się w krytykę, zmienił przynajmniej kilka kierunków obranych w poprzedniej odsłonie (Jar Jar!) i zaprezentował widzom drugą część sagi – Atak klonów. Film zebrał nieco lepsze opinie i dość powszechnie został uznany za film zwyczajnie bardziej udany. Mam wrażenie, że historia okazała się tu nie lada niesprawiedliwa, bo o ile Mroczne widmo – mimo licznych problemów – uważam dziś za naprawdę udany odcinek serii, o tyle Atak klonów za film wręcz nieoglądalny. Jedi zamieniono tu w kosmiczną policję służącą politykom, owianą do tej pory tajemnicą Wojnę Klonów w pisaną na kolanie, dziurawą intrygę, Anakina Skywalkera w irytującego dupka, a mistrza Yodę w tresowaną małpkę skaczącą z miniaturowym mieczem świetlnym. Całość straciła przy tym całkowicie klimat stworzonego w 1977 roku świata odległej galaktyki.

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na "Batmanie" Burtona, "RoboCopie" Verhoevena i "Komando" Lestera. Miłośnik filmów superbohaterskich, Gwiezdnych wojen i twórczości sióstr Wachowskich. Najlepszy film, jaki widział w życiu, to "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj".

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA