search
REKLAMA
Zestawienie

Zapomniane HORRORY SCIENCE FICTION z lat 80.

Rewelacyjne horrory science fiction z lat 80., o których zawsze warto pamiętać!

Przemysław Mudlaff

11 czerwca 2022

REKLAMA

Science fiction to najbardziej wdzięczny gatunek filmowy (i nie tylko) dla eksploracji nieznanego i nadawania temu znaczenia. Ludzka ciekawość otaczającego na świata, a także światów nad nami, pozwala poszerzać horyzonty i dostarcza człowiekowi nowych możliwości. Chociaż wszystko to brzmi pięknie i rzeczywiście takim jest, to nierzadko nasze pragnienie odkrywania ma swoje mroczne strony. Zbyt dalekie przesuwanie różnego rodzaju granic przynosi bowiem przykre konsekwencje. Rozwój technologiczny lub podbój kosmosu przemienia się wówczas w pełną grozy walkę o przetrwanie, horror wojny z czymś, co zwykliśmy dla ułatwienia i wygody nazywać złem. Science fiction oraz horror są zatem gatunkami ściśle z sobą związanymi. I to na wiele różnych sposobów. Filmowcy doskonale zdają sobie z tego sprawę, co zresztą znajduje swoje odzwierciedlenie w kinie od prawie samych jego początków. Największa popularność tej gatunkowej hybrydy przypadła jednak dopiero na koniec lat 70. XX wieku. Premierę miał wówczas legendarny już Obcy – 8 pasażer „Nostromo”. W latach 80. filmowcy chętnie płynęli na fali wywołanej przez Ridleya Scotta, czego dowodem jest powstanie wielu niezapomnianych horrorów science fiction, a także wielu już dziś zapomnianych. W poniższym zestawieniu skupię się na tych drugich.

Noc komety (1984)

Macie ochotę na rozrywkowe, zabawne i trochę straszne kino postapokaliptyczne? Proszę bardzo! W latach 80. XX wieku też już to mieli. Noc komety Thoma Eberhardta to prawdziwa energetyczna petarda, która powstała na podstawie przeprowadzonej przez reżysera ankiety wśród nastolatek. Eberhardt, uzyskując od młodych dziewczyn odpowiedzi na pytania o to, co zrobiłyby, gdyby świat nagle się skończył, a one pozostałyby jako nieliczne przy życiu, stworzył najpewniej najfajniejszą kobiecą postać kina lat 80. – Reg, brawurowo zagraną przez wspaniałą Catherine Mary Stewart. Być może zabrzmię jak stetryczały 37-latek, ale wydaję mi się, że takie filmy jak Noc komety, czyli pełne entuzjazmu, radości, pomysłowości i cool klimatu, już raczej nigdy nie powrócą. Szczęśliwi ci, którzy mają na strychu magnetowidy i sporo VHS-ów z tytułami z lat 80.

Siła witalna (1985)

Jeżeli kiedykolwiek przeszło wam przez myśl (w co raczej wątpię), że na pewno w historii kina nie było jeszcze filmu o kosmicznych wampirach, to grubo się mylicie, bo jest taki twór. Nosi tytuł Siła witalna i powstał w latach 80. XX wieku, a jego reżyserem jest nieodżałowany Tobe Hooper. Siła witalna to całkowicie unikatowe, zrealizowane z ogromnym rozmachem dzieło, oparte na powieści Colina Wilsona. Dla jednych produkcja Hoopera to stek bzdur i absurdów, dla innych wciągający wysokobudżetowy horror sci-fi przypominający filmy wytwórni Hammer. Ja na Sile witalnej zawsze przednio się bawię, bo czytam ja jako cudowny bałagan, połączenie wpływów Kubricka, Scotta, Roega i Spielberga z urokliwą bezczelnością twórczości Hoopera.

Przyjaźń na śmierć i życie (1986)

Napisany przez Bruce’a Joela Rubina (autor scenariusza do późniejszego hitu Uwierz w ducha) i wyreżyserowany przez Wesa Cravena film Przyjaźń na śmierć i życie to całkiem dobrze wyważona mieszanka horroru, science fiction i czarnej komedii. Napisałem, że całkiem dobrze, ponieważ produkcja Cravena stała się ofiarą żądań studia Warner Bros., którego włodarze nakazali twórcy pamiętnego Koszmaru z ulicy Wiązów, aby dodał do Przyjaźni na śmierć i życie więcej krwi i elementów potęgujących strach. W rezultacie powstał twór dość dziwaczny, momentami wręcz absurdalny, ale na jakiś swój pokręcony sposób fascynujący. Osobiście Przyjaźń na śmierć i życie postrzegam przede wszystkim jako rywalizację dwóch mężczyzn o kontrolę nad pewną kobietą. Jednym z nich jest znęcający się nad córką ojciec, drugim zakochany w dziewczynie z sąsiedztwa geniusz. Obraz Cravena posiada dodatkowo wspaniałego robota BB i emanuje charakterystycznym dla kina młodzieżowego lat 80. klimatem.

Noc pełzaczy (1986)

Noc pełzaczy wygląda tak samo dziwnie, jak brzmi polski tytuł tego filmu. To postmodernistyczna zgrywa i jednocześnie hołd zrodzony z miłości do kina gatunkowego. Fred Dekker stworzył film eskapistyczny, dzięki któremu zapomnisz o kłopotach codzienności, odę do wszystkich horrorów, które kochał. Jest zabawnie, ale także momentami naprawdę strasznie. Wszystko to dzięki sprytnemu scenariuszowi, śmiałej reżyserii i świetnym efektom specjalnym. Warto również docenić w tej produkcji aktorstwo z genialnym Tomem Atkinsem w roli detektywa Camerona. Noc pełzaczy to kwintesencja lat 80.!

Przemysław Mudlaff

Przemysław Mudlaff

Od P do R do Z do E do M do O. Przemo, przyjaciele! Pasjonat kina wszelkiego gatunku i typu. Miłośnik jego rozgryzania i dekodowania. Ceni sobie w kinie prawdę oraz szczerość intencji jego twórców. Uwielbia zostać przez film emocjonalnie skopany, sponiewierany, ale też uszczęśliwiony i rozbawiony. Łowca filmowych ciekawostek, nawiązań i powiązań. Fan twórczości PTA, von Triera, Kieślowskiego, Lantimosa i Villeneuve'a. Najbardziej lubi rozmawiać o kinie przy piwku, a piwko musi być zimne i gęste, jak wiecie co.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA