ZA CO TEN OSCAR? Reżyserzy niesłusznie nagrodzeni przez Akademię

Tony Richardson – Tom Jones (1963)
Podobne wpisy
Jeden z najważniejszych brytyjskich reżyserów w historii. W Smaku miodu (1961) czy Samotności długodystansowca (1962) dla Richardsona istotny był kontekst zwyczajnego człowieka, zwyczajnych sytuacji, a przy tym podejmował ciekawą próbę upoetyzowania codzienności. Niniejszy twórca, jak przystało na przedstawiciela nurtu Free Cinema, prezentował zrujnowane budynki, podnoszące się po wojnie miasto, ludzi próbujących przetrwać. Dostrzegalne w jego twórczości są wpływy Outsidera Colina Wilsona czy sztuk Johna Osborne’a. Niestety, Tom Jones to dzieło nieudane. Richardson za czas akcji obrał XVIII wiek i odczuwalne stało się to, że już nie opowiadał o realiach znanych mu z własnego doświadczenia. Doza komizmu także jego filmowi nie posłużyła. Oczywiście nie brakuje zabawnych momentów, ale w ogólnym spojrzeniu Tom Jones nie stanowi przedniej formy rozrywki. Można docenić Richardsona, że bardzo szybko starał się urozmaicić swoją twórczość i spróbować czegoś nowego. Być może jednak wykonany przeskok z bezkompromisowych, dramatów naturalistycznych w stronę „luźniejszego” kina nastąpił zbyt gwałtownie.
Sydney Pollack – Pożegnanie z Afryką (1985)
Przed seansem spodziewałem się mdłego melodramatu i pod tym względem Pollack mnie zaskoczył. Oczywiście wątek romansu jest silnie obecny, lecz nie w takim stopniu, jakiego się spodziewałem. Gorzej, że reżyser nie ustrzegł się gatunkowych klisz, a sama historia… Miałem problem z zaangażowaniem się w nią. Niby Robert Redford, niby ładnie skomponowane kadry portretujące Afrykę, co budziło asocjacje z kinem Johna Hustona, ale czegoś zabrakło. Nawet słynna scena z myciem włosów… Dobrze, że została nakręcona bez zbędnych ozdobników (np. podkładu muzycznego), ale wątpię, abym pomyślał o niej jako potencjalnie kultowej, gdyby nie wcześniejsze powszechne głosy. Film oglądałem jednak dobrych kilka lat temu, zatem może przyjdzie czas, aby odświeżyć i bardziej docenić.
Martin Scorsese – Infiltracja (2006)
Wolałbym, aby poczekać jeszcze kilkanaście lat i wręczyć Amerykaninowi nagrodę honorową. Oscar specjalny odnosiłby się przede wszystkim do jego naprawdę wybitnych dokonań, a tak mamy statuetkę z roku 2007 za przeciętną Infiltrację. To tylko niezły kryminał, nie do końca udany remake, ale przede wszystkim jedno ze słabszych osiągnięć Scorsesego. Niekoniecznie słabych, ale słabszych. Skoro nie dostał Oscara za Chłopców z Ferajny (1990), nie był nawet nominowany za Taksówkarza (1976) czy New York, New York (1977), to nie powinien z przymusu go otrzymywać za zdecydowanie mniej udane dzieło. Gorące nazwiska w obsadzie, zajmujący gatunek, dość przeciętna konkurencja… Wreszcie się udało. Infiltracja przyniosła pożądaną (nie tylko przez reżysera, ale i jego sympatyków) nagrodę. Szkoda, ale z drugiej strony… Zawsze mogło być gorzej. A nuż Akademia wcisnęłaby Oscara za Gangi Nowego Jorku (2002) albo Aviatora (2004)…