search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

WYKLĘCI I ZJEDNOCZENI. Kilka uwag o nowym polskim kinie

Karolina Dzieniszewska

14 września 2017

REKLAMA

Chyba po raz pierwszy od roku 1989 polskie kino zostało tak skrajnie upolitycznione. Co prawda tematy polityczne raz po raz powracały – dość wspomnieć chociażby bogatą w tego typu tematy filmografię Władysława Pasikowskiego (m.in. Kroll czy Psy), filmy takie jak Różyczka Jana Kidawy-Błońskiego, Gry uliczne i Dług Krzysztofa Krauzego, Komornik Feliksa Falka czy Układ zamknięty Ryszarda Bugajskiego – jednak nigdy nie były tak jawną deklaracją partyjną. Kino zaangażowane ma natomiast swój rewers, jakim jest kino eskapistyczne. W rocznych polskich box office’ach nieprzerwanie królują filmy Patryka Vegi na przemian z komediami romantycznymi.

Znane schematy zabawnych, romantycznych epopei o prawdziwej miłości są niczym drzwi do  lepszych światów. Osobliwie jest rozmyślać nad tym, by „uwolnić” ekrany kin od politycznej wrzawy, która emanuje z telewizyjnych odbiorników.

Kadr z filmu Pokot reż A Holland oficjalnego polskiego kandydata do Oscara

Podobno w czasie jednego z zagranicznych pokazów Płynących wieżowców Tomasz Wasilewski w czasie wywiadu został zapytany, czy nie boi się „z takim filmem” (w znaczeniu: o homoseksualnej fascynacji) wracać za żelazną kurtynę. Funkcjonująca na kuluarowych zasadach anegdotka jest zarówno przerażająca, jak i dosyć zabawna ze względu na ignorancję rozmówcy. Trudno się dziwić, skoro ostatnimi czasy polskie kino znane poza granicami kraju to głównie Body/Ciało Małgośki Szumowskiej, Zjednoczone stany miłości Tomasza Wasilewskiego czy Pokot Agnieszki Holland. Są to emocjonalnie poruszające, wysoko artystyczne obrazy, będące raczej jak elegie o polskości. Co najwyżej z tego zestawienia może wynikać, że Polska jest krajem pełnym domorosłych ekologów i dopiero odkrywa kino gatunkowe (co zresztą jest niezwykłym zjawiskiem w przypadku filmu kryminalnego, których mamy ostatnio niespodziewany wysyp, wymieniając chociażby Jestem mordercą, Czerwonego pająka, Ziarno prawdy czy Sługi boże). Do głośniejszych tytułów, o których zapewne w rzeczywistości było głośniej między Bałtykiem a Tatrami niż za Atlantykiem, można zaliczyć jeszcze Powidoki. Wobec perspektywy nominowania ostatniego filmu Andrzeja Wajdy do Oscara aktualności tego filmu należy co najwyżej szukać pomiędzy licznymi alegoriami zacietrzewionymi w komunizmie.

Młode polskie kino dzieje się niejako na uboczu przywołanych dyskusji. Zdobywa europejski rynek i jest doceniane na festiwalach takich jak Sundance, a zarazem funkcjonuje w jakimś wyimaginowanym, równoległym obiegu. Jeżeli wypatrujemy niezależności i twórczej energii to właśnie w tych rejonach. Wiele kontrowersji wzbudza komiksowe dorastanie według Kuby Czekaja – pomijając fakt, że dziecko wciąż jest bagatelizowanym bohaterem w polskich filmach, to Czekaj robi z tego procesu przepoczwarzania się intelektualny i wizualny kalejdoskop. Nie każdy widz jest w stanie znieść taką wizję wychodzenia z dzieciństwa, ale zarazem od dawna nie zdarzył się w naszej kinematografii tak świadomy debiutant.

Kadr z filmu Baby Bump reż K Czekaj

Mimo to Czekaj nie jest osamotniony. Agnieszka Smoczyńska po realizacji Córek dancingu dostała możliwość wykreowania musicalu o Davidzie Bowiem. Jej fantastyczna ballada o syrenach i peerelowskich dancingach wykracza poza przeciętne rozumienie funkcjonowania przeszłości w filmach: światy, które przeminęły, wreszcie nie służą temu, by się z nimi rozliczać, a mogą być kolejnymi obszarami soczystej, pełnokrwistej wizji artystycznej. Wśród ostatnich debiutantów nie mogłoby zabraknąć nowych jakości kina autorskiego, takich jak Jan P. Matuszyński z oklaskiwaną Ostatnią rodziną czy Bartosz M. Kowalski, który z tabloidowego tematu dziecięcej przemocy w Placu zabaw uczynił moralitet o splatających się ze sobą pierwiastkach złego i dobrego. Równie niemałe kontrowersje towarzyszyły Wszystkim nieprzespanym nocom Michała Marczaka uważanym z jednej strony za pokoleniowy manifest, z drugiej za film tylko i wyłącznie o nocnym życiu neonowej Warszawy. Jest to chyba dzieło najsilniej zestrojone z życiem młodych odbiorców tej sztuki, bowiem metaforycznie dokumentuje prywatność pokolenia dwudziestolatków zagubionych w oczekiwaniach, planach na przyszłości i własnym niezdecydowaniu. Odrębne tematyczne, młode polskie kino chciałoby się powoli nazywać formacją ze względu na niebywałą samoświadomość oraz konsekwencje w nieuleganiu zewnętrznym naciskom.

Polska reprezentacja na 70 festiwalu w Cannes przy okazji uroczystego pokazu zrekonstruowanego cyfrowo filmu A Wajdy Człowiek z żelaza

W mocno dyskusyjnej polskiej rzeczywistości pojawia się niekiedy pokusa pragnienia, by usłyszeć zdecydowane głosy artystów pewnych tego, co chcą przekazywać.

Zwłaszcza że we wspominanym już konkursie na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni Wyklęty będzie konkurować z zapewne mocno osadzonym w kinie gatunkowym Najlepszym Łukasza Palkowskiego, poetyckim filmem o ludobójstwie (Ptaki śpiewają w Kigali Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego), niezwykle istotnym pod względem wykorzystywania technik animacji debiutanckim dziełem Doroty Kobieli (Twój Vincent), o którym dotychczas z nadziejami mówiło się w kontekście Oscarów, czy najnowszym filmem Bodo Koxa, którego Dziewczyna z szafy w 2012 roku była dziełem przełomowym, pokazującym, że jest w polskim kinie jeszcze wiele nowych jakości do odkrycia. Tegoroczna selekcja zdaje się skrajnym poszukiwaniem kompromisów oraz przysłowiowym przerzucaniem mostów między filmami znajdującymi się w absolutnie odległych od siebie rejonach sztuki filmowej.

To, co sygnowane jest nazwiskami nowego pokolenia polskiej kinematografii, zdaje się jakością samą w sobie, chociaż niezupełnie spełniającą wymogi aktualności i zaangażowania. Tego typu kino raczej zaprasza swoich widzów do dialogu oraz zmusza do bycia charyzmatycznym odbiorcą. Być może równolatkowie tych twórców wciąż czekają na Skolimowskiego swojego pokolenia, a być może jego przykład uczy młodych filmowców, że czasem, w określonych kontekstach społeczno-politycznych, własne zdanie lepiej wypowiadać przyciszonym głosem i zająć się robieniem niezależnej, również pod względem etycznym, sztuki.

Przez lata polscy kinomani powtarzali za Januszem Głowackim, parodiującym intelektualne ambicje rodzimej kinematografii: „Szczególnie nie chodzę na polskie filmy. Nuda. Nic się nie dzieje”.

Ciekawe, co będą mówić w nadchodzących latach…

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Karolina Dzieniszewska

REKLAMA