search
REKLAMA
Artykuł

WOJNY KLONÓW. Doskonale przemyślane uzupełnienie prequeli GWIEZDNYCH WOJEN

Mikołaj Lewalski

27 lipca 2018

REKLAMA

Satysfakcjonująca rozbudowa uniwersum


Nie ulega wątpliwości, że najważniejszym dodatkiem do gwiezdnowojennego kanonu, jaki przyniosły Wojny klonów, jest postać Ahsoki Tano. Zostaje ona oddana pod opiekę Anakina, który początkowo podchodzi do swojego nowego obowiązku z dużą niechęcią. Wszak raptem kilka lat wcześniej sam był nieposłusznym i aroganckim padawanem, którego szkolenie wymagało nieziemskich pokładów cierpliwości. Teraz przychodzi mu poznać ciężar odpowiedzialności związany z nauczaniem, co sprawia, że dorasta i sam nabiera więcej pokory. Ahsoka początkowo bywa bardzo irytująca, ale właśnie taka miała być – to nastoletnia dziewczyna, która zdaje sobie sprawę ze swojego potencjału, a do tego jest padawanką jednego z najpotężniejszych i zarazem najbezczelniejszych rycerzy Jedi. Ahsoka, podobnie jak Anakin, myśli w nieszablonowy sposób i nie kryje się ze swoimi opiniami, niezależnie od sytuacji. Jej nadmierna pewność siebie nie zawsze kończy się dobrze dla niej, co zmusza ją do wyciągania wniosków ze swoich błędów. Te sytuacje pozwalają dostrzec własne słabości Anakinowi, który uczy się od swojej padawanki, jak być lepszym Jedi. Ewolucja Ahsoki i dynamiczna relacja między tą dwójką to prawdopodobnie najważniejszy wątek serialu, a jego zwieńczenie uzasadnia późniejszy kompletny brak wiary Anakina w Radę Jedi.

Równie interesującą przemianę przechodzi zabójczyni na usługach hrabiego Dooku, Asajj Ventress. Z dość jednowymiarowej postaci (obiektywnie oceniając jej występy w poprzedzających serial książkach i komiksach) staje się ona skonfliktowaną i wykorzystywaną wojowniczką o prawdziwie tragicznym losie. Jej pochodzenie i zabarwiona podtekstami relacja z Obi-Wanem czynią ją intrygującą bohaterką serialu. Na tym wspomniana rozbudowa się nie kończy, jako że otrzymujemy niepowtarzalną okazję, by zobaczyć w efektownym wydaniu rozmaite elementy świata Gwiezdnych wojen, o których gdzieś słyszeliśmy albo czytaliśmy. Kartele Huttów, poboczni (z perspektywy filmów) rycerze i mistrzowie Jedi, podwodny świat Mon Calamari, okultystyczne plemię wiedźm z Dathomiry, perypetie łowców nagród (w tym niezapomnianego Cada Bane’a w kowbojskim kapeluszu) – to tylko kilka przykładów. Jednym z ważniejszych z pewnością jest dopisanie ciągu dalszego do historii wielbionego przez fanów Dartha Maula, co prowadzi nas do kolejnego punktu.

Mrok, spektakularne widowisko i emocje na miarę kinowych epizodów

Być może trudno w to uwierzyć, ale kreskówka przeznaczona dla stacji Cartoon Network potrafiła przedstawiać brutalniejsze sceny i mroczniejsze wątki niż to, co znamy z kinowych epizodów. Liczba uciętych tu głów i postaci przebitych mieczem świetlnym na wylot mogłaby zawstydzić niejedną serię slasherów! Nie nazwałbym tego jednak bezmyślnym epatowaniem przemocą – te akty agresji były ważne dla postaci, które ich dokonywały i świadczyły o okrucieństwie antagonistów albo determinacji protagonistów. W Wojnach klonów złoczyńców często dosięgała kara, a refleksje bohaterów pozytywnych w połączeniu z morałem otwierającym każdy odcinek zachęcały młodszych widzów (i nie tylko) do wyciągania wniosków z oglądanych scen. Co bardziej ponure wątki (niewolnictwo, polowanie dla sportu na rozumne istoty, rządowa korupcja) odważnie eksplorują mniej wesołą stronę uniwersum Gwiezdnych wojen, co powinno przypaść do gustu także starszym fanom.

Jeśli chodzi zaś o widowisko, to naprawdę jest w czym wybierać. Desant podczas drugiej bitwy o Geonosis, kilkuczęściowa kampania wyzwolenia Ryloth i ponura wojna na mrocznej Umbarze – to tylko niektóre z prawdziwie spektakularnych bitewnych sekwencji. Na szczególne wyróżnienie zasługuje ta ostatnia, pokazuje ona bowiem, że dla Separatystów walczą nie tylko bezduszne droidy, ale również istoty z krwi i kości. Widok klonów dobijających rannych wojowników bez mrugnięcia okiem zrobił na mnie niemałe wrażenie. Widziałem wiele brutalnych dramatów wojennych, ale nie spodziewałem się tak śmiałego podejścia do tematu w animowanych Gwiezdnych wojnach. 

Naturalnie, nie będą zawiedzeni także ci, którzy najbardziej na świecie pragną podziwiać efektowne pojedynki na miecze świetlne. Tych jest tu od groma, a najciekawsze z nich mają miejsce, kiedy walczy ze sobą trójka złoczyńców (na zasadzie „każdy na każdego”), a Obi-Wan uzbrojony w dwa miecze świetlne dzielnie stawia czoło dwójce przeciwników. Nie każde starcie z udziałem broni białej imponuje pomysłem czy choreografią, ale wiele z nich ogląda się z wypiekami na twarzy.

REKLAMA