search
REKLAMA
Od szeptu w krzyk

Wilk (1994)

Krzysztof Walecki

31 marca 2017

REKLAMA

Nicholsa zresztą bardziej interesuje natura ludzka niż zwierzęca. Reżyser Absolwenta, Klatki dla ptaków i Bliżej zawsze starał się ukazać człowieka w pełnym świetle, nie oceniając go, lecz raczej dając mu szansę na wypowiedzenie się we własnym imieniu. Nawet zepsuci bohaterowie zasługiwali u niego na drugą szansę, choć prosty podział na dobro i zło nie istniał – jego postaci byli często ofiarami środowiska, z którego się wywodzili, zakładnikami praw i reguł nim rządzących, świetnie się odnajdujący w tym świecie, ale ostatecznie zmierzający do przejrzenia na oczy. Stary i nie przywykły do walki Randall woli początkowo zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia, zaakceptować fakt własnej niemocy i niechęci do obecnej, agresywnej polityki wydawnictwa, a nawet cywilizacji. Jednak po ugryzieniu przez wilka dostrzega nie tylko pozory, jakie do tej pory go otaczały (zwłaszcza zdradę ludzi, na których najbardziej polegał), ale i zaskakującą łatwość adaptacji do nowego środowiska. Wilcze prawa zaczęły bowiem rządzić w ludzkim świecie, nic więc dziwnego, że prawdziwy wilk potrafi się tam odnaleźć.

Ale tytułowe zwierzę opiera się prostej etykiecie potwora. Wręcz przeciwnie. Grany przez Nicholsona bohater dokonuje bestialskich czynów, które jednak są w zgodzie z jego naturą. Czy to samo mogą powiedzieć protegowany i przyjaciel Randalla, Stewart Swinton (cudownie dwulicowy James Spader), nowy właściciel wydawnictwa, milioner Raymond Alden, a nawet żona Willa, Charlotte? Ludzie z wyższych sfer, wykształceni i pełni ogłady, jednocześnie w tej swojej pozie sztuczni, zakłamani, manipulatorscy. Chciałoby się powiedzieć nieludzcy, a przecież ludzie. Szacunek i cześć oddamy wilkowi, bo ten nie udaje. Co więcej, kocha. Zbuntowana córka Aldena już dawno temu zrozumiała, na czym współczesny świat stoi, tym bardziej dziwi ją ten „ostatni cywilizowany mężczyzna”, jak nazywa Randalla. Jest prawdziwa, jak on, a na dodatek młoda i piękna – grająca ją Michelle Pfeiffer ma świetną chemię z Nicholsonem i, co zaskakujące, wydaje się być silniejszą osobowością w tej relacji. Wątek romantyczny, zamiast być odskocznią od głównego tematu, jeszcze bardziej umacnia go, potwierdzając, że z naturą wygrać się nie da.

Również oprawa Wilka wykracza poza standard horrorowych produkcji. Zdjęcia Giuseppe Rotunno, stałego współpracownika Federico Felliniego, zaskakują długimi ujęciami opartymi na licznych zbliżeniach i oddaleniach. Wydają się tworzyć narrację, każąc nam skoncentrować się na wybranych przez operatora szczegółach, oraz wypełniającej kadr przestrzeni, w której ruch postaci oraz fakt, że nie są one ograniczone przez nadmierny montaż, wydają się kluczowe. Symfoniczna muzyka Ennia Morricone zachwyca swą lirycznością, podkreślając czające się zagrożenie za pomocą wciąż powracającego, narastającego dźwięku z syntezatora. I nawet charakteryzacja, choć stworzona przez Ricka Bakera, prawdziwego specjalistę w dziedzinie wilczych metamorfoz (Oscary za słynnego Amerykańskiego wilkołaka w Londynie oraz Wilkołaka, wersji z 2011 roku), jest zaskakująco wstrzemięźliwa, nie nastawiona na szokowanie, lecz ukazanie dzikiej strony człowieka.

Metafora napędza horror, który w innym przypadku mógłby być klasycznym odczytaniem pokroju powstałych mniej więcej w tym samym okresie Draculi Francisa Forda Coppoli oraz Frankensteina Kennetha Branagha. Scenariusz Jima Harrisona i poprawiającego go Wesleya Stricka nie tylko zabiera wilka do współczesności, ale również umieszcza go w środowisku, wydawać by się mogło, obcym i niezbyt sprzyjającym strachowi. Wywołanie tej emocji mało jednak obchodzi reżysera. Być może na tym właśnie polega różnica między rozumieniem horroru, a filmu grozy – w tym pierwszym wyznaczniki i cele gatunku wydają się być nadrzędne, nawet fabuła staje się wtedy narzędziem terroru; w przypadku drugiej odmiany lęk jest konsekwencją dobrze opowiedzianej historii, a groza kryje się między wierszami. Wilk bardzo ładnie ilustruje tę rozbieżność, co spuentuję fragmentem dialogu z filmu – na pytanie, co takiego jest w pełni księżyca, znudzony, grany przez Richarda Jenkinsa policjant błyskotliwie odpowiada: „Jest jaśniej”.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA