Connect with us

Publicystyka filmowa

Wilk (1994)

O różnicy między horrorem, a filmem grozy – ambitny i szlachetny „Wilk” Mike’a Nicholsa.

Published

on

Wilk (1994)

Zamierzchłe czasy mojego dzieciństwa oraz wczesnej młodości przypadają na lata dziewięćdziesiąte, kiedy to filmy oglądało się w telewizji, w kinie oraz na video. Nikt wtedy jeszcze nie słyszał o powszechnym dostępie do Internetu, debiutujące pod koniec dekady płyty DVD były wtedy niezwykle drogim wynalazkiem, a piractwo ograniczało się do kopiowania kaset VHS lub kupowania na bazarze nowości w „kinowej” jakości. Szczęśliwe czasy. I prostsze. W dowolnej wypożyczalni każdy film był przyporządkowany do jednego gatunku, co znacząco ułatwiało wybór, nawet jeżeli zdarzały się kontrowersyjne decyzje, aby na przykład Sok z żuka wylądował na horrorze, a Predator na sensacji.

Advertisement

Dzisiaj, wchodząc na IMDb, należy być przygotowanym, że przy większości tytułów mamy po kilka gatunków, co samo w sobie nie jest złe, ale czasem niepotrzebnie komplikuje prostą kategoryzację.

Kiedy zatem dwie dekady temu wziąłem do ręki kasetę z filmem Wilk, nie spodziewałem się niczego innego jak horroru. Prowadziłem wtedy zeszyty, do których wpisywałem wszystko, co oglądałem, łącznie z nazwiskami reżysera, scenarzysty, obsady oraz krajem produkcji, swoją oceną i oczywiście gatunkiem. Po projekcji Wilka, kiedy zabierałem się do zapisywania tych informacji, zaskoczyła mnie pewna myśl, że oto wcale nie obejrzałem horroru. Obraz Mike’a Nicholsa, choć przecież spełniał wymagania gatunku, wydał mi się kompletnie inny od tego, co do tej pory widziałem.

Advertisement

Zamiast bezmyślnie mnie wystraszyć, kazał mi zastanowić się nad powodem, dla którego oglądam wilkołaka na ekranie. Był spokojny, elegancki, niepozbawiony krwawych scen, lecz i w tym wyjątkowo stonowany oraz w dobrym smaku. Był… kulturalny, jeśli można tak powiedzieć o dziele filmowym. Ostatecznie trafił do mojego zeszytu jako film grozy, określenie szlachetniejsze od horroru, który w tym przypadku wydał mi się niepasującym do natury tego zwierzęcia.

Skąd się wzięła taka reakcja na Wilka? W ogólnym zarysie fabularnym trudno o bardziej klasyczną opowieść o potworze – mężczyzna zostaje ugryziony przez wilka, po czym dostrzega zmiany zachodzące w swoim ciele i charakterze. Wyostrzone zmysły, zwiększony apetyt oraz podwyższone libido mają swoją cenę i wkrótce biedak zaczyna nocami biegać po lesie, zabijać sarny i wyć do księżyca. Tych eskapad oczywiście nie pamięta, ani również fizycznej przemiany w wilkołaka; zdaje sobie sprawę, że coś złego się z nim dzieje, choć równocześnie musi przyznać, że czuje się świetnie. Wkrótce zaczynają ginąć ludzie.

Advertisement

Typowa opowieść o wilkołaku, można by rzec, z tym, że ów klasyczny motyw ubrany jest tu w bardzo nieoczywiste szaty. Will Randall to bowiem starszy mężczyzna, grzeczny, spokojny i pokorny wobec losu. Szanowany wydawca w uznanej oficynie, którego dni w tej pracy wydają się być już policzone, a on sam niespecjalnie zainteresowany, aby zmienić wydarzeniom ich bieg. Bo i po co? Jak sam mówi, dobry smak i indywidualność przestały być zaletą, liczą się teraz ambicja, nagabywanie, kłamstwa i kontrowersje. Trzeba być zwierzęciem. Gdy zatem odzywa się w nim wilcza natura, ten życzliwy i układny człowiek pokazuje zęby, również te metaforyczne, postanawiając zawalczyć o swoje.

Jack Nicholson wydawał się najlepszym wyborem do sportretowania rodzącego się w bohaterze wilka, ale niekoniecznie samego Randalla. Aktor w tej roli w ogóle nie podnosi głosu, unika charakterystycznej dla siebie ekspresyjności, nie wstydzi się swojego wieku. Na początku filmu wydaje się wręcz starszy od grającego nowego właściciela wydawnictwa, Christophera Plummera, choć to przecież Nicholson jest o prawie dekadę młodszy. Randall niejako wymusza spokojne tempo narracji, nacechowanie historii ironią i dyskretnym humorem, zdroworozsądkowe podejście do całej tej opowieści.

Advertisement

Być może dlatego trudno uznać Wilka za pełnoprawnego przedstawiciela horroru o wilkołakach – jego bohater tak bardzo trzyma się tego, co świadczy o jego człowieczeństwie, swojej inteligencji i kultury, że nawet po transformacji nie pokrywa się cały sierścią, aby stać się bestią.

Nicholsa zresztą bardziej interesuje natura ludzka niż zwierzęca. Reżyser Absolwenta, Klatki dla ptaków i Bliżej zawsze starał się ukazać człowieka w pełnym świetle, nie oceniając go, lecz raczej dając mu szansę na wypowiedzenie się we własnym imieniu. Nawet zepsuci bohaterowie zasługiwali u niego na drugą szansę, choć prosty podział na dobro i zło nie istniał – jego postaci byli często ofiarami środowiska, z którego się wywodzili, zakładnikami praw i reguł nim rządzących, świetnie się odnajdujący w tym świecie, ale ostatecznie zmierzający do przejrzenia na oczy.

Advertisement

Stary i nie przywykły do walki Randall woli początkowo zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia, zaakceptować fakt własnej niemocy i niechęci do obecnej, agresywnej polityki wydawnictwa, a nawet cywilizacji. Jednak po ugryzieniu przez wilka dostrzega nie tylko pozory, jakie do tej pory go otaczały (zwłaszcza zdradę ludzi, na których najbardziej polegał), ale i zaskakującą łatwość adaptacji do nowego środowiska. Wilcze prawa zaczęły bowiem rządzić w ludzkim świecie, nic więc dziwnego, że prawdziwy wilk potrafi się tam odnaleźć.

Ale tytułowe zwierzę opiera się prostej etykiecie potwora. Wręcz przeciwnie. Grany przez Nicholsona bohater dokonuje bestialskich czynów, które jednak są w zgodzie z jego naturą. Czy to samo mogą powiedzieć protegowany i przyjaciel Randalla, Stewart Swinton (cudownie dwulicowy James Spader), nowy właściciel wydawnictwa, milioner Raymond Alden, a nawet żona Willa, Charlotte? Ludzie z wyższych sfer, wykształceni i pełni ogłady, jednocześnie w tej swojej pozie sztuczni, zakłamani, manipulatorscy. Chciałoby się powiedzieć nieludzcy, a przecież ludzie. Szacunek i cześć oddamy wilkowi, bo ten nie udaje.

Advertisement

Co więcej, kocha. Zbuntowana córka Aldena już dawno temu zrozumiała, na czym współczesny świat stoi, tym bardziej dziwi ją ten „ostatni cywilizowany mężczyzna”, jak nazywa Randalla. Jest prawdziwa, jak on, a na dodatek młoda i piękna – grająca ją Michelle Pfeiffer ma świetną chemię z Nicholsonem i, co zaskakujące, wydaje się być silniejszą osobowością w tej relacji. Wątek romantyczny, zamiast być odskocznią od głównego tematu, jeszcze bardziej umacnia go, potwierdzając, że z naturą wygrać się nie da.

Również oprawa Wilka wykracza poza standard horrorowych produkcji. Zdjęcia Giuseppe Rotunno, stałego współpracownika Federico Felliniego, zaskakują długimi ujęciami opartymi na licznych zbliżeniach i oddaleniach. Wydają się tworzyć narrację, każąc nam skoncentrować się na wybranych przez operatora szczegółach, oraz wypełniającej kadr przestrzeni, w której ruch postaci oraz fakt, że nie są one ograniczone przez nadmierny montaż, wydają się kluczowe. Symfoniczna muzyka Ennia Morricone zachwyca swą lirycznością, podkreślając czające się zagrożenie za pomocą wciąż powracającego, narastającego dźwięku z syntezatora.

Advertisement

I nawet charakteryzacja, choć stworzona przez Ricka Bakera, prawdziwego specjalistę w dziedzinie wilczych metamorfoz (Oscary za słynnego Amerykańskiego wilkołaka w Londynie oraz Wilkołaka, wersji z 2011 roku), jest zaskakująco wstrzemięźliwa, nie nastawiona na szokowanie, lecz ukazanie dzikiej strony człowieka.

Metafora napędza horror, który w innym przypadku mógłby być klasycznym odczytaniem pokroju powstałych mniej więcej w tym samym okresie Draculi Francisa Forda Coppoli oraz Frankensteina Kennetha Branagha. Scenariusz Jima Harrisona i poprawiającego go Wesleya Stricka nie tylko zabiera wilka do współczesności, ale również umieszcza go w środowisku, wydawać by się mogło, obcym i niezbyt sprzyjającym strachowi. Wywołanie tej emocji mało jednak obchodzi reżysera. Być może na tym właśnie polega różnica między rozumieniem horroru, a filmu grozy – w tym pierwszym wyznaczniki i cele gatunku wydają się być nadrzędne, nawet fabuła staje się wtedy narzędziem terroru; w przypadku drugiej odmiany lęk jest konsekwencją dobrze opowiedzianej historii, a groza kryje się między wierszami.

Advertisement

Wilk bardzo ładnie ilustruje tę rozbieżność, co spuentuję fragmentem dialogu z filmu – na pytanie, co takiego jest w pełni księżyca, znudzony, grany przez Richarda Jenkinsa policjant błyskotliwie odpowiada: „Jest jaśniej”.

korekta: Kornelia Farynowska

Advertisement

Advertisement
Kliknij, żeby skomentować

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *