WCIĄŻ BARDZIEJ OBCY. Najciekawsze filmy o mniejszościach
Każdy ogląda je chętnie. Albo należy do grupy dominującej i chce dowiedzieć się, czy naprawdę Cyganie porywają dzieci do wora, a geje zarażają HIV przez dotyk, albo do mniejszości właśnie – ogląda w celu weryfikacji, czy reżyser zrobił dokładny research i dlaczego filmy fabularne nie oddają prawdziwego życia. Bo filmy o mniejszościach można zwyczajnie popsuć, ale ja przedstawiam te według mnie zasługujące na największą uwagę.
W obcym kraju
Temat na czasie, choć można powiedzieć, że aktualny był od dawna. Dla reżyserów nęcący, bo imigranci to bohaterowie charakterystyczni, mniejszości zazwyczaj uciskane, odróżniające się wiarą, kulturą, językiem… I w krajach zachodnich mówi się o nich w kontekście coraz to nowych problemów. Reżyser Imigrantów (tytuł oryginalny Dheepan, 2015) zagląda do ciasnych klitek na przedmieściach Paryża – w poszukiwaniu lepszego życia sprowadzili się tu uciekinierzy ze Sri Lanki. Znany z robienia filmów solidnych, z artystycznym zacięciem, Jacques Audiard w poetycki niemal sposób oddaje nastroje udającej rodzinę trójki: Dheepana, Yalini i Illayal. Bez wysiłku pokazuje przepaść kulturową, prowadzi bohaterów przez pierwsze prace (Francuz by się nie podjął), naukę języka, integrację ze środowiskiem, wreszcie wynikające z sytuacji społecznej problemy. Imigranci to kino, które co rusz zaskakuje nowatorskim podejściem, mieszając elementy dramatu i filmu akcji.
Kochający inaczej
Powiem szczerze: filmy o historii ruchów gejowskich już mi się opatrzyły, zwłaszcza po ostatnim nieudanym (choć to serial niby) When We Rise. Kto szuka świeżego spojrzenia na przełomowe tęczowe pikiety, powinien zobaczyć Dumnych i wściekłych Matthew Warchusa. Aż dziw, że reżyser pracował dotąd jedynie nad dwoma tytułami, bo film z 2014 udał mu się wybitnie. Zresztą historia odbywającej się w latach osiemdziesiątych XX wieku integracji londyńskich gejów i lesbijek z mieszkańcami konserwatywnego, prowincjonalnego miasteczka ma w sobie ogromny potencjał. Wystarczy obsadzić ją świetnymi aktorami, grają między innymi: Bill Nighy (niezapomniany Billy Mack z To właśnie miłość, wystąpił również w Hotelu Marigold), Imelda Staunton (profesor Dolores Umbridge z serii Harry Potter), Joseph Gilgun (wybitny aktor seriali brytyjskich: Preachera, Wyklętych czy This Is England), Dominic West (znany z 300 czy Prawa ulicy, w 2018 pojawi się w Tomb Raiderze jako Lord Richard Croft) oraz genialny w Sherlocku jako Jim Moriarty Andrew Scott. Dumni i wściekli to dzieło niezwykle krzepiące, bawi jak na dobrą brytyjską komedię przystało, a przy tym pełni funkcję edukacyjną.
Oparte na historii prawdziwej, przekonuje widzów jako tę zaściankową społeczność, że gej też człowiek.
Z kolei z bałkańskiej Parady (2011) Srđana Dragojevića wiem, jak boli określenie “peder”. Nie jest to film doskonały, twórcy celowo przerysowali pewne postaci i podkolorowali wątki, by dać nadzieję społeczności LGBT w najbardziej homofobicznych europejskich krajach. Parada to historia kształtowania się tęczowego ruchu w Serbii początków XXI wieku. Z komediowym zacięciem – w życie szczęśliwych, choć żyjących “w szafie” Radmila i Mirka wkracza kasiasty gangster, Lemon, który przez ultimatum swojej narzeczonej Pearl zobowiązuje się bronić gejowskiej manifestacji w Belgradzie. Gdy z akcji “wyłamują się” jego ludzie, w poszukiwaniu starych towarzyszy przygód organizuje wycieczkę po krajach byłej Jugosławii. Z podróży tworzy się przyjemny wątek kulturowy. Parada o słodko-gorzkiej wymowie zebrała nieco krytyki ze strony seksualnych mniejszości, jednak powstała głównie po to, by przez zabawę edukować. Cel ów wypełniła w stu procentach, dzieląc się z widzami niepowtarzalnym, świeżym klimatem.
Koloru kawy
#BlackLivesMatter. W ostatnich latach lukę w niszy filmów o mniejszościach rasowych starali się wypełnić amerykańscy reżyserzy. Najbardziej w pamięć zapadły mi dwa dzieła: Zniewolony Steve’a McQueena i Służące Tate’a Taylora (twórcy między innymi zeszłorocznej Dziewczyny z pociągu).
Zniewolony to film przełomowy w dwóch wymiarach. Jako pierwszy wyreżyserowany i napisany przez czarnoskórych, zdobył statuetkę Akademii Filmowej dla filmu roku 2013. Po drugie, mocno i dobitnie, poprzez ukazanie historii Solomona Northupa, który niewolnikiem nie powinien był się stać (kto powinien?), przybliżył losy pracujących na plantacjach ludzi rasy negro. Pobicia, gwałty, chłosty, znikome racje żywnościowe, katorżniczą pracę od rana do nocy, poniżanie i w przeważającej większości przypadków, dożywotnie więzienie w machinie niewolnictwa. Gwiazdorsko obsadzony (Brad Pitt, Paul Giamatti, Paul Dano, Michael Fassbender, Benedict Cumberbatch), na wyżyny kariery wyniósł wybitnych czarnoskórych aktorów (Brytyjczyka Chiwetela Ejiofora i Kenijkę Lupitę Nyong’o) i, moim zdaniem, można go już zaliczyć do klasyki filmów o afroamerykańskiej mniejszości.