Anglik w roli Anglika, a Polak w roli Polaka. Czy tak powinno być w filmie?

Meryl Streep zagrała Zofię Zawistowską (Wybór Zofii, 1982), Jessica Chastain Antoninę Żabińską (Azyl, 2017), a Kate Winslet Frau Hannę Schmitz (Lektor, 2008) – mało kto kwestionuje tego typu decyzje filmowców, w końcu w Hollywood wszystko jest możliwe. Czy jednak wywodzący się z innej kultury aktor może w pełni przekazać emocje, sytuację granej postaci? Na tę kwestię zwrócił ostatnio uwagę Samuel L. Jackson.
O niezwykle popularnym amerykańskim horrorze Uciekaj! (Get Out) i grającym główną rolę Afroamerykanina Brytyjczyku Danielu Kaluuya w wywiadzie dla nowojorskiej stacji radiowej Hot 97 wypowiedział się następująco:
Daniel dorastał w kraju, gdzie międzyrasowe interakcje są na porządku dziennym od stu lat. Jak tę rolę zinterpretowałby czarnoskóry brat z Ameryki? Pewne rzeczy są uniwersalne, ale [nie wszystkie]…

Jackson tłumaczył później, że nie był to atak na grających główne role w amerykańskich filmach obcokrajowców (Australijczyk Hugh Jackman jako marvelowski Wolverine czy Anglik Chiwetel Ejiofor jako Solomon Northup, niewolnik na amerykańskiej plantacji), a po prostu luźna myśl typu „co by było, gdyby…”.
Podobne wpisy
Podchwytuję ją z chęcią, bo z jednej strony zgadzam się, czuję całym sercem sformułowaną przez słynną antropolog Ruth Benedict mantrę kulturoznawców:
Każde dziecko urodzone w danej grupie społecznej dzieli z nią to wszystko [zwyczaje, kulturę – przyp. red.], ale żadne, urodzone w społeczeństwie z innej części świata, nie zdoła nigdy uzyskać nawet tysięcznej tego części.
Czy zatem Daniel Kaluuya miał możliwość zagrać borykającego się ze skierowanym w Afroamerykanów rasizmem Chrisa Washingtona adekwatnie? Czy mógł oddać postaci sprawiedliwość? Według purystów kulturowych, pewnie nie, choć moim zdaniem ani kulturoznawca, ani statystyczny widz nie zauważa tej różnicy – wierzymy w to, co widzimy na ekranie, a w tym wypadku rozbieżności zatrzymują się na poziomie metafizycznym. Upraszczając: Kaluuya ma czarną skórę? Ma. To może zagrać czarnoskórego. Ejioforowi uwierzyliśmy przecież bez wątpliwości.

Co innego, gdy różnicę słychać wyraźnie i widać gołym okiem. Od dawna bojkotuję filmy, jeśli czuję, że ich twórcy z interesującego się kulturami widza drwią – wyłączyłam kręconego w języku angielskim Lektora, ominęłam kaleczącą język polski Meryl Streep, nie obejrzę mówiącej nie po polsku Antoniny Żabińskiej. Nie odpuszczam nawet filmom „jasełkowym”, w których Święta Rodzina przemawia językiem z czasów Szekspira, bo standard ów jest dość wiekowy i dla widza wystarczy. Ma być po aramejsku i koniec!
Dlatego rozumiem Samuela L. Jacksona, który nie wywołuje burzy w szklance wody, a wnosi wątpliwość… Bo, kto wie? Trudno stwierdzić, w którą stronę podążą te standardy. Czy multi-kulti w krajach zachodnich osiągnęło już swoje granice i teraz będziemy wracać do tendencji narodowościowych również w filmie?
Czy to, z jakiej aktor wywodzi się kultury, powinno mieć dla dzieła znaczenie?