WATCHMEN. Arcydzieło małego ekranu
A zatem co znajdziemy w serialu? Główna fabuła ma miejsce trzydzieści lat po finale komiksu i przedstawia nam alternatywny świat, w którym Stany Zjednoczone od dekad rządzone są przez skrajnie liberalnego prezydenta Redforda. W amerykańskiej Tulsie na skutek rzezi policjantów przeprowadzonych przez prawicowych ekstremistów i w celu ochrony pozostałych przy życiu policjantów i nowych rekrutów zamieniono jednostkę w grupę zamaskowanych i anonimowych superbohaterów. Trudna sytuacja w mieście zaognia się, kiedy zamordowany zostaje szef policji, a w całość zaczynają wplątywać się bohaterowie z dawnych lat.
Co stało się z amerykańskim snem?
Ku dużemu chyba zaskoczeniu głównym obiektem zainteresowań scenarzystów jest kwestia problemów rasowych Ameryki. Twórcy bardzo wnikliwie analizują problemy minionych lat (opierając się na postaciach i wydarzeniach historycznych – dość powiedzieć, jak wielu widzów o masakrze w Tulsie dowiedziało się dopiero dzięki produkcji HBO), a we współczesnej dla bohaterów, fikcyjnej Ameryce znajdują odbicie aktualnych tarć i różnic oraz potwierdzenie, że wraz ze zniesieniem segregacji i rewolucji społecznej połowy poprzedniego wieku temat rasowych uprzedzeń magicznie się nie rozpłynął. W siódmym odcinku serialu usłyszeć możemy białego supremistę tłumaczącego swe działania: „szale się odchyliły i dzisiaj trudno być białym w Ameryce”.
Podobne wpisy
Jednak w Watchmen rasizm nie jest tylko modnym i wygodnym tematem (jak chcieliby tego prawicowi internauci), ale przyczynkiem do bardziej uniwersalnych rozważań – czy zakorzenienie w przeszłości nie pozwala nam ruszyć w przyszłość? Czy można dziedziczyć ból? Czy traumy i uprzedzenia wpisane są w ludzkie DNA? Jak pogodzić się ze spuścizną, która nierozerwalnie łączy się z nienawiścią? Czy mamy prawo być dumni z grzechów rodziców albo też obowiązek się ich wstydzić?
A wszystko to wpisane w świat znany z oryginalnego komiksu, oparte na powracających schematach i powtarzanych (ale nie odtwarzanych!) motywach. Bo jeśli komiks zaczyna się morderstwem, to serial też, ale już zupełnie innym. Jeśli w oryginale Jon miał dość ludzkości, to czemu w serialu jego była partnerka nie miałaby powiedzieć, że jest zmęczona „całą tą głupotą”? Damon Lindelof bawi się komiksem, twórczo go interpretuje, odwołuje do jego sedna. Nigdy nie traci przy tym waloru czysto rozrywkowego – ostatecznie Watchmen to oparty na zwrotach akcji kryminał.
Ten kraj ma dosyć przeklętych fajerwerków
Na szczęście poziom scenariusza Damona Lindelofa i spółki perfekcyjnie koresponduje z poziomem realizacyjnym serialu. To bez wątpienia najwyższa telewizyjna półka, na której znajdziemy świetne zdjęcia, znakomite scenografie, cieszące oko kostiumy i – być może przede wszystkim – doskonałą muzykę autorstwa Trenta Reznora i Atticusa Rossa (znanych m.in. ze współpracy z Davidem Fincherem). Twórcy nie boją się bawić formą. Na szczególne uznanie zasługuje np. piąty odcinek – w całości skupiony na origin story jednego z bohaterów, czarno-biały, stylizowany na jedno, nieprzerwane ujęcie.
Warto dodać, że duża część historii i worldbuildingu ma miejsce na drugim, a czasem na trzecim planie. Twórcy, pod czujnym okiem Lindelofa, w każdej niemal scenie przemycają mniej lub bardziej widoczne detale: nawiązania, easter eggi, elementy foreshadowingu. To prawdziwa uczta dla fanów tego typu zabiegów, które same w sobie nawiązują do komiksu Moore’a, również naszpikowanego intertekstualnymi odniesieniami.