WALIJSKI GRZMOT. 5 najlepszych ról TARONA EGERTONA
Gary „Eggsy” Unwin, Kingsman: Tajne służby (2014), reż. Matthew Vaughn
Tak naprawdę to od tego filmu zaczęła się kariera Egertona. Niektórzy wspominają jeszcze Testament młodości, ale tam był zbyt mało wyrazisty. Można powiedzieć, że znikał obok Alicii Vikander i Kita Haringtona. Jako Eggsy w Tajnych służbach dał się poznać od tej pogodnej strony, którą pokazuje w większości filmów, stąd istniało niebezpieczeństwo, że będzie go można z łatwością zaszufladkować w komediach sensacyjnych. Klub miliarderów i Rocketman pokazały, że nic bardziej mylnego. Rola Eggsy’ego ma dwa wymiary. Pierwszym z nich jest Eggsy zagubiony, zbuntowany, nieco dziecinny, niewidzący jasno swojej przyszłości, noszący charakterystyczną czapkę z daszkiem, która w pewnym sensie odzwierciedla jego nieuczesaną osobowość. Drugi to Eggsy w drogim kuloodpornym garniturze, racjonalny, odważny, skupiony na swojej przyszłości, czujący odpowiedzialność za słabszych, ale i za ojczyznę, której służy. Właściwie to dwóch różnych Eggsych, czego w pierwszej części Kingsmana jeszcze nie widać, bo Eggsy w garniaku wciąż w dużej części pozostaje tym krnąbrnym chłopakiem z biednej dzielnicy, a nie tajnym angielskim superagentem jak jego partner i mistrz, Harry Hart (Colin Firth). Te dwa wymiary roli Taron Egerton odgrywa naturalnie i z odwagą godną zdeterminowanego aktora, który nie chce, żeby to był jego ostatni film.
Gary „Eggsy” Unwin, Kingsman: Złoty krąg (2017), reż. Matthew Vaughn
W ogóle się nie obawiałem, że Matthew Vaughn coś zawali w drugiej części. Utrzymał zarówno klimat, tempo akcji, jak i solidną dawkę czarnego humoru, który poprzednio tak przykuł mnie do ekranu. Minęło kilka lat, Taron Egerton trochę oswoił się z filmem i byciem aktorem z pierwszej linii. W fabule również powierzono mu główne zadanie. Frywolna czapeczka niegrzecznego chłopca na dobre gdzieś zniknęła, a zastąpił ją strój gentlemana. Wreszcie Eggsy mógł zostać pełnoprawnym partnerem swojego mistrza i walczyć z nim ramię w ramię podczas konfrontacji z Poppy (Julianne Moore). Sam się zdziwiłem tymi myślami, ale patrząc na Egertona w drugiej części Kingsmana, nie miałbym nic przeciwko, żeby za kilka lat to właśnie on został kolejnym Jamesem Bondem. Bo nie mam wątpliwości, że seria filmów o przygodach agenta 007 za 15 lub 20 lat będzie nadal istniała, a Egerton wtedy dojrzeje na tyle, że będzie mógł uzyskać licencję na zabijanie. Już w tej chwili ma tę bondowską ogładę i potrafi spojrzeć na otoczenie tym zimnym wzrokiem, co Sean Connery. Colin Firth zaś z powodzeniem mógłby się wcielić w Bonda na emeryturze, natomiast Mark Strong (Merlin) mógłby przejąć rolę Q. I tak wyklarowała nam się obsada kolejnych przygód Agenta Jej Królewskiej Mości. Póki co jednak z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek z Danielem Craigiem.
Dean Karny, Klub miliarderów (2018), reż. James Cox
Klub miliarderów to taka trochę nudniejsza i uboższa wersja Wilka z Wall Street. Nie sądzę, że straci się coś szczególnego, kiedy się nie obejrzy tego filmu. Nieważne, kto w nim gra – czy jest to znakomity pod każdym względem Kevin Spacey, czy bohater tego zestawienia. Produkcja pojawiła się w tym zestawieniu tylko ze względu na ciekawą kreację Egertona. Nie jakąś genialną, ale oceniając ją z perspektywy wszystkich filmów, w których zagrał, całkiem niezłą. Powiedzmy, że znajduje się ona gdzieś w środku stawki, co jeszcze kwalifikuje ją do tych najlepszych. Egerton jako Dean Karny to najpierw drobny oszust o niesamowitej odwadze i zdolności do wmawiania ludziom, że zarobią. Gdyby nie jego kolega Joe Hunt (Ansel Elgort) ze swoją znajomością rynku, sformalizowanym pomysłem na piramidę finansową oraz nieprzeciętną inteligencją, Dean nic by nie zdziałał. I dobrze o tym wie. Wije się, cwaniakuje, intensywnie korzysta z życia, jakby nie miało trwać długo, by finalnie zdradzić; wszystko to Taron Egerton wykonuje na niesamowitym luzie. Nie sposób mu zarzucić, że gra, i chociaż wiadomo, że nie postępuje uczciwie, nie sposób uznać go za negatywnego bohatera. Sam zaś film przez pierwszą godzinę nieznośnie się dłuży. Pojawienie się trupa nieco rozkręca akcję, ale również przesuwa Egertona na dalszy plan. Tam już Taron radzi sobie nieco gorzej, no, może za wyjątkiem sceny z paleniem opium i drugim trupem. Niewątpliwie jednak jest stworzony do głównych ról i to charakterystycznych. Jego trzeba podziwiać, gdy staje się kimś innym.