Uważajcie na BERGMANÓW JUTRA, czyli PRZYSZLI MISTRZOWIE KINA
Ali Abbasi
Kino skandynawskie – zarówno w wariancie klasycznego dramatu, jak i popularnego kryminału – kojarzy się głównie z kameralnym psychologizmem i ogólnie pojętym chłodem Północy. Ali Abbasi jest jednak jednym z tych twórców, którzy przełamują taki wizerunek. W jego filmach psychologiczne napięcia przekładane są na nietuzinkowe, zakorzenione w estetyce grozy ekspresje, wytwarzające klimat z pogranicza surrealizmu, psychologicznego thrillera i horroru z elementami nadprzyrodzonymi. Zarówno frapujący debiut tworzącego w Danii i Szwecji Irańczyka (Shelley, 2016), jak i bardziej udana, dojrzalsza Granica (2018) dowodzą jego unikalnej wrażliwości oraz umiejętności przekucia ją w intrygującą filmową tkankę. Choć jego ekstrawagancja narracyjna zdaje się momentami potrzebować niego silniejszego przytrzymania w dramaturgicznym konkrecie, nie ulega wątpliwości, że Abbasi to twórca niezwykle obiecujący. Bardzo ciekawe, jak rozwinie się jego kariera – prawdopodobne jest, że na fali uznania filmów kręconych w Skandynawii otworzą się przed nim drzwi do kina anglojęzycznego. Na pewno warto trzymać kciuki za kolejne nieszablonowe projekty tego twórcy i nie tracić jego osoby z pola widzenia, bo może już wkrótce zaskoczyć nas czymś wyjątkowym.
Hlynur Pálmason
Pozostając w rejonie Europy Północnej, warto też zwrócić uwagę na rodzącą się gwiazdę kina islandzkiego, Hlynura Pálmasona. Polskim widzom twórca ten może kojarzyć się z festiwalem Nowe Horyzonty – to tam dwa lata temu pokazywany był spektakularny debiut Islandczyka, Zimowi bracia, i to tam w tym roku zobaczyć można było pokazywany wcześniej i doceniony w Cannes Biały, biały dzień. O ile ten pierwszy demonstrował artystyczną odwagę Pálmasona i skłonność do formalnych odlotów, o tyle drugi pełny metraż reżysera to dzieło dojrzałego i świadomego artysty, operującego pewnie określoną estetyką i motywami. Hlynur Pálmason jawi się obecnie jako kolejna autorska marka kina islandzkiego i nordyckiego, która powinna w najbliższych latach dostarczyć kolejnych wysokiej jakości dzieł rezonujących pozytywnie w obiegu festiwalowym i wśród europejskich widowni kin studyjnych. To głównie w tym kręgu ma Islandczyk duże szanse na dopracowanie się miana klasyka, ale osobiście wierzę, że doczekać się może renomy jednego z najważniejszych autorów kina europejskiego następnej dekady.
Lukas Dhont
Większość wymienianych w tym tekście reżyserów ma już na koncie dwa filmy – zaprezentowali więc talent debiutanta i sprostali wyzwaniu jego potwierdzenia i/lub rozwinięcia w drugim pełnometrażowym dziele. Jednak czasem zdarza się, że już w pierwszym, debiutanckim obrazie widać tak duży spokój i artystyczną dojrzałość, że po prostu trudno wyobrazić sobie, by kolejne dzieła tak uzdolnionego twórcy straciły na jakości. Takim przypadkiem jest Lukas Dhont, który zabłysnął pokazywaną nie tak dawno na ekranach polskich film historią o transpłciowej baletnicy, Girl. To film równie subtelny, co fascynujący dogłębnym, ale empatycznym wniknięciem w meandry psychiki osoby skonfliktowanej z własnym ciałem. Dodatkowym osiągnięciem Dhonta jest pewne poprowadzenie młodego, debiutującego aktora, Victora Polstera, wcielającego się w główną rolę. Belgijski reżyser ukazuje w ten sposób duże możliwości, dowodząc, że wypada tylko czekać na jego kolejne obrazy, które z pewnością będą liczyć się w rywalizacjach o prestiżowe laury.
Robert Eggers
Nie wszyscy pewnie się z tym zgodzą, ale według mnie Czarownica. Bajka ludowa z Nowej Anglii to film wybitny. Nawet jednak jeśli debiutanckie dzieło Roberta Eggersa kogoś nie oczarowało, to docenić można reżyserską rękę Amerykanina bezkompromisowo łączącego kontemplacyjne pasaże, opartą na niuansach narrację, pogłębione charakterystyki postaci, klasycznie horrorowe motywy i chwyty oraz dyskretnie spektakularną warstwę wizualną. Pisząc te słowa, nie widziałem jeszcze drugiego filmu Eggersa, The Lighthouse, w którym według pierwszych recenzji reżyser kontynuuje swoją grę z konwencjami i rozwijanie autorskiego stylu. Nie przesądzając więc o jakości drugiego filmu, za mało prawdopodobne uznaję, bym musiał odwoływać następujące stwierdzenie – Robert Eggers to reżyser zjawiskowy, odznaczający się oryginalnym zmysłem artystycznym i umiejętnością konsekwentnego realizowania swoich wizji. Zdziwię się i rozczaruję, jeśli żaden z jego filmów w przyszłości nie zostanie zaliczony do klasyki dzisiejszej kinematografii, a – miejmy nadzieję – bogaty dorobek Eggersa odejdzie w niepamięć. Liczę też, że Amerykanin ostatecznie zrealizuje współczesną wersję Nosferatu i podejmie tym samym otwarty dialog z tradycją filmowej grozy.