Nie trzeba rozstawać się w niezgodzie, wszak ludzką rzeczą jest poczuć zmęczenie materiału i postanowić spróbować czegoś nowego. Nie zawsze też aktorstwo musi być priorytetem. Przywołajmy ponownie Powrót do przyszłości – Claudia Wells, aktorka wcielająca się w pierwszej części w rolę Jennifer, dziewczyny Marty’ego, odmówiła występu w sequelach, ponieważ jej matka zachorowała na raka i wymagała opieki. Zastąpiła ją Elisabeth Shue, i to ją więcej osób kojarzy z tą rolą. Seria Zemeckisa miała zresztą wyjątkowy traf do recastów, wszak Michael J. Fox zastąpił w głównej roli Erica Stoltza, który od miesiąca był już na planie, ale według słów reżysera brakowało mu pożądanego komediowego zmysłu.
Oczywiście powody rezygnacji mogą być mniej dramatyczne. Christian Clavier pozostaje według mnie jedynym słusznym aktorskim Asteriksem, ale z serią rozstał się niestety po drugiej części (Misja Kleopatra), zapragnął bowiem spróbować sił w poważniejszym repertuarze. W Asteriksie na olimpiadzie zastąpił go Clovis Commilac, który nie miał nawet ułamka charyzmy swojego poprzednika. Z kolei w ostatnim dotychczas filmie tytułowego Galla zagrał Edouard Baer – tego widzieliśmy już wcześniej w Misji Kleopatra w roli Otisa. W międzyczasie co część zmieniali się odtwórcy ról drugoplanowych, takich jak Cezar czy Panoramix… Wybacz, Powrocie do przyszłości, ale właśnie przegrałeś w turnieju na najwięcej recastów.
Można porzucić rolę słynnego bohatera komiksu, można również zrezygnować z roli ukochanej takowego. Tak właśnie postąpiła Katie Holmes, która nie powróciła do postaci Rachel Dawes w sequelu filmu Batman – początek. Być może zniechęciła ją nominacja do Złotej Maliny za ten występ, ale i tak była to decyzja bardzo niefortunna. Nie dość, że wspomnianym sequelem jest oczywiście Mroczny rycerz, to rolę w nim poświęciła na rzecz występu w komedii Skok na kasę, która okazała się finansową i artystyczną porażką. Na jej miejsce weszła Maggie Gyllenhaal i na dobrą sprawę zmiany aktorki nie dało się szczególnie odczuć, zwłaszcza że uwaga wszystkich i tak skupiona była na Jokerze.
Nieco inaczej sprawa wyglądała w przypadku Rachel Weisz, która do serii Mumia nie powróciła jako Evelyn nie tyle ze względu na inne zobowiązania, co z innego prostego powodu – miała wątpliwości co do scenariusza, a poza tym dopiero co urodziła dziecko. W związku z jej odmową zaangażowano Marię Bello, która wypowiadała się o swojej postaci w taki sposób, jakby nie tyle nastąpił recast, co wpisano w scenariusz nową bohaterkę o tym samym imieniu. Nie zmieniło to zdań widzów i krytyków, którzy niemal jednogłośnie okrzyknęli Grobowiec Cesarza Smoka najsłabszą odsłoną trylogii z Brendanem Fraserem. Sequel lub prequel (niekoniecznie potrzebny) to zresztą wabik na recasty.
O Flintstonach z 1994 roku słyszy się wiele niepochlebnych słów, ale nikt nie przeczy, że obsadzenie Johna Goodmana i Ricka Moranisa w rolach Freda i Barneya było castingowym strzałem w dziesiątkę. Samego filmu nie widziałem w całości od bardzo długiego czasu, więc nie wiem, jak wspomnienie z dzieciństwa wypadłoby w konfrontacji z rzetelną, świadomą opinią (oceny sugerują, że niekoniecznie dobrze), jednak Goodman od tamtego czasu niezmiennie kojarzy mi się z Fredem bardziej niż kreskówkowy oryginał. Sześć lat po pierwszej odsłonie twórca pierwszej części, niezrażony negatywnymi opiniami, wrócił do tych bohaterów i tak powstał prequel opowiadający o zapoznaniu się Freda i Barneya z ich przyszłymi żonami. Nie wrócił nikt z głównej obsady (Freda zagrał tym razem Mark Addy, który potem był królem Robertem w Grze o tron, a Barneya najmłodszy z braci Baldwinów, Stephen), zaś negatywne opinie nie dość, że się powtórzyły, to jeszcze poszły w parze z klapą finansową.
Bardzo podobnie wyglądała sytuacja w przypadku serii Głupi i głupszy – zanim jeszcze Jim Carrey i Jeff Daniels wyrazili chęć powrotu do swoich postaci z kultowego filmu braci Farrelly, nakręcono w 2003 roku prequel, również o zapoznaniu się bohaterów i z innymi aktorami w rolach tytułowych (swoją drogą polska nazwa to Głupi i głupszy 2: Kiedy Harry poznał Lloyda, wobec czego faktyczna kontynuacja doczekała się u nas nazwy Głupi i głupszy bardziej; piękna konsekwencja). Jak można się domyśleć, niepotrzebny nikomu prequel poniósł całkowitą porażkę artystyczną.
Nawet osamotniony w domu Kevin McCallister nie uniknął zmiany twarzy. Seria … sam w domu przeszła zresztą długą i dziwaczną drogę. Najpierw dwa filmy z McCulkinem, następnie część numer trzy, zupełnie niezwiązana z nimi fabularnie, potem czwarta, wracająca do przygód rodziny McCallisterów, i wreszcie odsłona piąta, znowu bez jakiegokolwiek związku z poprzednimi. Uff! We wspomnianej części czwartej swojej roli nie powtórzył żaden z członków pierwotnej obsady (pomimo przywrócenia bohaterów), zagadką jest więc, po co w ogóle twórcy sięgali po oryginalne postaci, zamiast konsekwentnie przeć do przodu z perypetiami nowych bohaterów w ramach tej samej marki. Zresztą, „po co?” to pytanie adekwatne do każdego z tych przykładów.