PODMIANY aktorów, które wypadły FATALNIE
Czy wyobrażacie sobie podmianę Harrisona Forda w roli Indiany Jonesa np. na Omara Sy? W momencie pisania o tym wydaje się to nie do wyobrażenia. Oczywiście z czasem, gdyby coś takiego naprawdę się wydarzyło, a nowy aktor sprawdziłby się w roli, część widzów zapewne przyzwyczaiłaby się do zmian, zwłaszcza że czas i naturalna wymiana pokoleniowa wśród członków publiczności działa zawsze na korzyść twórców filmowych, którzy chcą coś zmienić w najbardziej znanych franczyzach. Zakładamy jednak, że podmiana Harrisona Forda na innego aktora jako Indianę Jonesa wypadłaby dobrze, a ów aktor miałby siłę charakteru oraz warsztat, żeby udźwignąć legendę poprzednika. Są jednak przypadki, które stały się faktem; ku zdziwieniu i dezaprobacie widzów, kiedy to następca nie poradził sobie z nową rolą i zdemolował swoją obecnością produkcję, lub co najmniej nadwątlił jej legendę, a film uratował się tylko za sprawą reszty aktorów i dobrego scenariusza. Zobaczmy, jak zadziałała podmiana aktorów na poniższych przykładach.
Potencjalne – wymiana Henry’ego Cavilla na Liama Hemswortha
Reakcja fanów na podmianę Henry’ego Cavilla pokazała, jak toksyczne bywają fandomy spod znaku science fiction i fantasy. Jakiś czas temu nawet pisałem o naszym polskim bólu rzyci, który wyrażał się w hejterskich wypowiedziach na temat serialu oraz aktorów w nim grających – zwłaszcza aktorek. Aktualne reakcje na zmianę aktora, abstrahując od tego, że całkiem możliwe, że to pomysł chybiony, są dowodem na ów ból czterech liter, który z polskiego grajdołka rozplenił się po całym świecie. Zostawmy jednak rozważania na ten temat, bo o tym odpowiedni tekst kiedyś już napisałem. Ciekawskich więc zapraszam, aby sprawdzić, na czym polega cierpienie rzyci po polsku i co ma z tym wspólnego Geralt z Rivii. Wracając do podmiany aktora w serialu, zrobiło się dość niebezpiecznie. Z jednej strony utożsamianie z samym Cavillem utrzymania jakości serialu jest niczym nieuprawnione, bo funkcjonuje on w szerszym środowisku przedstawionym. Z drugiej w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem stoją wszelkie petycje, żeby go zatrzymać. To dziecinne zachowanie fanów. Cavill podjął decyzję i uszanujmy ją. Nie ma sensu stawiać swoich wyobrażeń ponad fakty, a faktem jest, że Cavilla zastąpi Hemsworth. I tu jest pewien problem, bo powtarza się pewien model zastępowania oryginalnego aktora, za którym staje jakaś legenda i kult, innym aktorem, który jeszcze na taką pozycję nie zapracował. Stąd zapewne te nieco psychotyczne reakcje fanów, którzy nagle zapomnieli, że serial tak im się nie podobał, a teraz tak bardzo im zależy, żeby Cavill został. Gdzie tu logika? Niemniej obawiam się, że Liam nie uniesie kultu Cavilla, a cień Supermana zawsze będzie się za nim czaił. Teraz wreszcie hejt na serial może mieć uzasadnienie, to znaczy żaden hejt nie ma uzasadnienia, ale mam nadzieję, że rozumiecie, co mam na myśli.
Daario Naharis – Michiel Huisman zastępuje Eda Skreina
To trochę naciągane twierdzić, że akurat ta podmiana zrujnowała serial, raczej zepsuła wrażenie, które pozostawił po sobie Ed Skrein, czyli dzikość, bezczelność, arogancja, siła – cechy, które idealnie nadawały się na równoważenie charakteru Danny poprzez stawianie jej oporu. Michiel Huisman okazał się grzecznym chłopcem z agresją ubraną w kaganiec. Był to wielki zawód, kiedy ten napompowany przez złośliwą osobowość Skreina balon nagle pękł. Dobrze, że taka zmiana nie wydarzyła się w przypadku głównych aktorów.
Clarice Starling – Julianne Moore zastępuje Jodie Foster
Zdaję sobie sprawę z tego, że aktorzy zmieniają się wraz z czasem. Postaci jednak, które stworzyli, nieraz zdają się żyć poza jego upływem, bo zasiedlają naszą wyobraźnię, a ta jest odporna na wzrost entropii. Wiem również, że Jodie Foster nie mogła być bez przerwy zalęknioną, niedoświadczoną kobietą w relacji z Hannibalem Lecterem. Musiała dojrzeć, zmienić się, porzucić to, co tak w niej kusiło mordercę, ale i wpływało na widza. Julianne Moore zastąpiła ją w tej roli dojrzalszej, porzucającej niewinność na rzecz twardego świata, ale i twardego, wręcz metodycznego aktorstwa. Takie odnosi się wrażenie. Na pewno nie jest to występ fatalny. Moore jest zbyt dobrą aktorką, żeby sobie na to pozwolić, ale pozostawia niedosyt. Jako odbiorca filmu, nie czuję, że Julianne Moore czuła się swobodnie w roli. Wręcz mam wrażenie, że nie weszła w nią do końca. Cały czas była obok, a Jodie Foster faktycznie stała się w relacji z mordercą, jego potencjalną ofiarą.
Spider-Man – Andrew Garfield zastępuje Tobey’ego Maguire’a
Tu zapewne zdania będą podzielone. Otóż Tobey bywa aktorem dobrym, lecz najczęściej jest przeciętny. To jednak, jak scalił się z uniwersum naznaczonym ręką Sama Raimiego, mnie uwiodło. To, co zobaczyłem po nim, czyli kiedy Pajączkiem stał się Garfield, przecież aktor o wiele lepszy warsztatowo, przeraziło mnie i zniechęciło do Marvelowskich kombinacji wokół ekranizacji komiksów. W sumie jednak mają do tego prawo, a jeśli chodzi o komiksowość, to wszystko, co zadziało się w kwestii Spider-Mana po Raimim, jest bliższe temu przedstawieniu postaci, które zostało wpierw narysowane. Nic to jednak, są ludzie, którzy uważają, że Tobey Maguire był fatalny, a są tacy, którzy wszystko, co nastąpiło po nim, uznają za fatalne.
Lloyd Christmas – Eric Christian Olsen zastępuje Jima Carreya
Jim Carrey wiele lat pracował na swój wizerunek i przekleństwo jednocześnie. Nie ustawał jednak w próbach i w końcu przeforsował jedyne w swoim rodzaju, mimiczne poczucie humoru. Dostał ogromną szansę, lecz jednocześnie uwięził się w swoim wizerunku. Produkcja Głupi i głupszy jest przykładem jego szczytowej formy, kwintesencją połączenia osobowości komediowej, slapstickowej i stand-upowej w jednym. Nikomu nie mogło się udać podrobienie tego stylu. Ktoś jednak wpadł na karkołomny pomysł, że zrealizuje sequel z Olsenem w roli Christmasa. Najgorsze w tym ambarasie nie są chyba jednak: słaby scenariusz, gra aktorska czy treść żartów, ale usilne próby, żeby główni bohaterowie stali się aktorsko tymi sprzed lat.