Connect with us

Publicystyka filmowa

TRZY KOLORY. Refleksje o trylogii Krzysztofa Kieślowskiego

„TRZY KOLORY. Refleksje o trylogii Krzysztofa Kieślowskiego to emocjonalna podróż przez ból, wolność i poszukiwanie siebie w labiryncie wspomnień.”

Published

on

TRZY KOLORY. Refleksje o trylogii Krzysztofa Kieślowskiego

Tekst zdradza szczegóły fabuły i zakończenia filmów.

Advertisement

Trzy kolory: Niebieski. Wolność

Pisk opon i zgrzyt metalu. Samochód z impetem rozbija się o drzewo. Przez otwarte drzwi wypada lekka, kolorowa, plażowa piłka i niesiona wiatrem toczy się coraz dalej. Ta lekkość będzie się w pierwszej części filmu przewijać w najtrudniejszych emocjonalnie momentach. Delikatny puch z poduszki chwieje się w rytm oddechu kobiety, której świat się zawalił. Lekka tiulowa apaszka służy za skuteczny pancerz: Julie zakłada maskę bezosobowej profesjonalistki, wydającej polecenia adwokatowi.

Advertisement

Zależności i relacje są źródłem wspomnień. A wspomnienia są źródłem bólu. Ból osadza w miejscu, póki cierpimy, nie możemy być wolni. Julie podejmuje próbę całkowitego odcięcia się od miejsc, ludzi, zdarzeń. Chce, by przepadł wszelki ślad po tym, kim była, kogo kochała. Niech przepadnie papier nutowy z zapisem kompozycji. Niech zniknie przypadkowo znaleziony lizak w niebieskiej folijce. Niech przeszłość przejdzie w nieistnienie, a ona, Julie – zagubiona, niesiona na fali zdarzeń, skrzywdzona – niech odzyska wolność bycia wyłącznie sobą. Sobą bez nikogo. Chociażby miała ukryć wspomnienie pocałunków męża pod pocałunkami innego mężczyzny. Czyste, równe, błyskawiczne cięcie. Knykcie rozdarte do krwi o chropowatość muru. Nie zniknęłam. Jestem. Będę żyła. Nie mogę płakać, ale przynajmniej będę żyła.

Julie przekona się jednak bardzo szybko, jak iluzoryczna jest ta wolność, do której dąży. Przeszłość wydaje się ją atakować ze wszystkich stron. Wraca we fragmentach, w urywkach. Pojawia się niespodziewanie w rozmaitych kostiumach. Im bardziej Julie odsuwa od siebie innych ludzi, tym mocniej oni zdają się jej potrzebować.

Advertisement

NOSTALGIA ANIOŁA. Shame on you, Mr. Jackson, shame on you...

Cierpienie, w ten czy w inny sposób, jest przecież wspólne nam wszystkim. Aby się z niego wyzwolić, potrzeba siły. Czy możliwa jest prawdziwa siła bez jedności, chociażby tej metaforycznej, z ludźmi, którzy doświadczyli tego, czego my doświadczamy, ale i tej bezpośredniej, z tymi, którzy naznaczyli nasze życie – i których życie my naznaczyliśmy? Nie funkcjonujemy i nigdy nie będziemy funkcjonować w próżni, nawet jeśli dołożymy starań, by tak było. Nie pozwoli na to historia, pamięć ani… przyszłość. Pojedyncza nuta jest tylko błyskiem w czasie. Rząd harmonijnie współbrzmiących nut tworzy natomiast symfonię.

Obojętność Julie jest sztucznym tworem i ma w sobie fałsz, z którego ona sama długo nie zdaje sobie sprawy. Dobrze widać to w scenie, gdy słysząc łomotanie do wszystkich drzwi na klatce schodowej, jako jedyna decyduje się wyjrzeć – chociaż, paradoksalnie, do jej drzwi akurat nie załomotano. Zatrzaskują się zresztą za nią, nie może wrócić do mieszkania, do swojego kokonu, do świadomie wybranej izolacji. Już samo to stawia ją w pozycji co prawda jeszcze nie uczestnika, ale przynajmniej obserwatora. Muzyka powraca – nie daje o sobie zapomnieć.

Advertisement

A co do tych wspomnień, od których Julie tak bardzo próbuje uciec… czy faktycznie wyglądały tak, jak je zapamiętała? Czy jest jakaś prawda, którą przeoczyła i którą może jeszcze odnaleźć, uratować? Zdumiona odkrywa, że ktoś jeszcze może cierpieć jak ona. Z tego samego, co ona, powodu. W tym cierpieniu też nie jest sama. Ma oczywiście wybór, może zamknąć oczy, wycofać się, udawać, że niczego nie dostrzegła. Albo – symbolicznie wyciągnąć rękę do cienia zmarłego męża, zawrzeć pokój z pamięcią o nim. I jednak nie tylko żyć, ale i iść dalej. Pokochać kogoś. Stworzyć coś nowego tam, gdzie zawsze miały być już tylko ruiny.

Julie sądziła, że tylko odcięcie się od relacji z innymi da jej upragnioną wolność, bezpiecznie umieści w bańce obojętności. Tymczasem prawdziwe wyzwolenie kryje się w otwarciu na tę jedną relację, o której istnieniu wolałaby nie wiedzieć. To nie jest łatwe i wymaga wiele siły. I Julie tę siłę w sobie odnajduje. To jest moment, w którym może przestać uciekać, a zacząć krzyczeć, biec, domagać się czegoś. Komfortowe złudzenie pryska, ale wraz z nim padają też sztucznie wzniesione bariery.

Advertisement

Już dobrze, Julie. Możesz wreszcie zapłakać.

Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym…

https://www.youtube.com/watch?v=lTD-wj3OtJQ

Advertisement

Trzy kolory: Biały. Równość

We wszystkich trzech częściach trylogii Kieślowskiego pojawia się postać starej, niedołężnej osoby, która wyrzuca butelkę do pojemnika na szkło. Julie w Niebieskim w ogóle wiekowej pani nie dostrzega. To etap, w którym właśnie ćwiczy swoje nowe pojęcie wolności rozumianej jako odcięcie od wszystkich i wszystkiego. Valentine w Czerwonym spieszy na pomoc, w duchu braterstwa. A Karol Karol w Białym… uśmiecha się zjadliwie.

Advertisement

Równość oznacza dla niego samotność: każdy musi sobie radzić sam. Równość to też prawo do zemsty: wet za wet, oko za oko, ząb za ząb. Równość nie jest nikomu należna, nie jest oczywista. Musisz ją sobie wywalczyć sam, pokazać, że zasługujesz. Może wtedy spojrzą na ciebie jak na człowieka, a nie jak na pluskwę. Póki pozory się zgadzają, nie jest istotny sposób, za pomocą którego je stworzyłeś. Cel uświęca środki. A komu by się chciało zajrzeć głębiej? Zewnętrzna fasada wystarczy. Równość, szansa, sprawiedliwość, prawo głosu. Jedna, wielka, rozczarowująca farsa.

Zaczęło się dobrze, a przynajmniej kiedyś tak sądził. Piękna, uśmiechnięta kobieta, wyciągająca do niego dłonie. Obietnica szczęścia na wieki. Miłość… złudzenie miłości. Rozumieli się kiedykolwiek? Znali się kiedykolwiek? Czy w ogóle kiedykolwiek naprawdę ze sobą rozmawiali, skoro ona jest taka pewna, że urobi go na swoją modłę, a on ufa w jej rzekomą słodycz i kokieterię? Ta sama kobieta nie zawaha się, żeby upokorzyć Karola na sali sądowej. Zaszantażować go. Skazać na żywot nędzarza. Niezrozumienie między nimi jest znacznie głębsze niż tylko językowe.

Advertisement

Nic dziwnego, że Karol tak bardzo się tej kobiety boi. Jego ciało i jego umysł uciekają przed otwarciem się na nią. Tylko głupie serce pozostaje naiwne i wystawia się na cios, jak to zazwyczaj bywa. Karol musi przemówić w języku, który ona zrozumie. Równość, tak, będą sobie wtedy równi – w manipulacji, zaciekłości i bezwzględności.

Zanim jednak do tego dojdzie, powrót na czułe łono stęsknionej ojczyzny i do przyjaznych, swojskich twarzy rodaków, witających syna marnotrawnego chlebem i solą. Po tym powitaniu obity i kuśtykający Karol jest przeszczęśliwy: wreszcie w domu, na własnych śmieciach, z bratem. Wszystko można zacząć od nowa i na własnych warunkach. To jest, jak już się wyśpi. Bo nie spał od miesięcy. A przynajmniej tak czuje.

Advertisement

– Mikołaj… wszyscy cierpią.

– Tak… ale ja chciałem mniej.

Taki los. Co zrobić. Co najwyżej cieszyć się tym, co się ma. Banał nad banały, ale czy w najtrudniejszych chwilach nie potrzebujemy właśnie najprostszego pocieszenia? Odrobiny nadziei, nawet jeśli ujętej w truizm. Wszyscy cierpią. Równość.

Advertisement

Mikołaj przy pierwszym spotkaniu z Karolem na dworcu w Paryżu wyczuł w nim desperację pokrewną jego własnej. Co jednak wyczuła ona, Dominique, na tych pamiętnych targach fryzjerskich w Budapeszcie? Coś ich przecież do siebie pociągnęło, coś ich połączyło. Coś, co stało się dla niej źródłem rozczarowania. Dominique wyczuła w Karolu tę samą bezwzględność, która cechowała ją samą. I niemile się zaskoczyła, gdy jej później nie odnalazła. Poczuła się oszukana. Aby ponownie do niej dotrzeć, Karol tę bezwzględność musi w sobie obudzić jeszcze raz. I tak robi, kręcąc interesy na boku, wdając się w szemrane finansowe machlojki, wykorzystując poufne informacje i szantaż.

Jakaż ona byłaby z niego dumna. Rozpoznałaby tego mężczyznę, którego oczekiwała. Równego jej manipulanta. Tym razem jednak to on jest górą, a ona ofiarą. Zwyciężył w tej rozgrywce, ale za jaką cenę? Nad kim płacze: nad sobą, że stał się tym, kim się stał, czy nad nią, nad kobietą, którą ostatecznie utracił?

Advertisement

Prawdopodobnie nigdy nie byli sobie tak bardzo bliscy, jak w tym momencie rozstania.

Advertisement

Trzy kolory: Czerwony. Braterstwo

Z trzech bohaterek trylogii Kieślowskiego Valentine jest najmłodsza i najbardziej niewinna. Nie ma zgoła nic wspólnego z okrutną Dominique. Może Julie była do niej podobna, gdy miała dwadzieścia lat. Valentine patrzy na życie z prostotą i z nadzieją. Nie doświadczyła jeszcze tragedii ani głębokiego smutku.

Advertisement

Nie wyszła dotąd poza etap, kiedy wszystko widzi się w jednoznacznie określonych barwach. Coś jest właściwe albo nie, słuszne albo nie, czarne albo białe. W jej świecie nie ma szarości, są za to plany, działanie i przyszłość. Wedle podobnego klucza sądzi też innych, automatycznie przenosząc na nich swoje pogodne, szczere i nieskażone emocje.

Dla równowagi spośród wszystkich kolorów to Czerwony jest najbardziej złożony, wielopłaszczyznowy i niejednoznaczny w interpretacji. Porusza kilka motywów obecnych w poprzednich dwóch szczęściach, stanowiąc dla nich niejako zamykającą klamrę, a ponadto eksploruje nowe, takie jak prawo, etyka, moc ferowania wyroków, moralna dwuznaczność i mniejsze zło. W moim osobistym odczuciu jednak najciekawszym aspektem jest motyw symbolicznej podróży w czasie i szansy na pójście nową ścieżką, naprawienie błędów. Temat, który Kieślowskiego fascynował i który podejmował w swoich filmach wielokrotnie, najbardziej drobiazgowo w Podwójnym życiu Weroniki. W Czerwonym poszedł jeszcze o krok dalej – wiekowy sędzia Kern i młody prawnik Auguste jednocześnie są i nie są tą samą osobą.

Advertisement

Na jednej płaszczyźnie czasowej funkcjonują cztery osoby: Valentine, która potrąca samochodem psa sędziego; sędzia Kern, pozornie obojętny na los zwierzaka; Auguste, mieszkający w sąsiedztwie Valentine, a jednak jak dotąd się nie spotkali, i wreszcie Karin – nielojalna partnerka Auguste’a.

Historie Kerna i Auguste’a nakładają się na siebie. Podręcznik kodeksu karnego otwierający się na kluczowej stronie, pamiątkowe pióro ofiarowane przez kobietę, która okazuje się niewierna, ba, nawet obojętny stosunek do psa. Auguste idzie ścieżką sędziego – do pewnego momentu jest nim. Dla Kerna Valentine jest jednocześnie córką, której nigdy nie miał, i kobietą, której nigdy nie spotkał. Sędziego dręczy kwestia możliwości wpływania na ludzkie życie: miał ją i korzystał z niej. Wycofał się, kiedy rozmiar odpowiedzialności go przytłoczył, świadomie wcielając się w rolę obserwatora, a w zasadzie podglądacza – kogoś, kto patrzy, wie i wyciąga wnioski, ale nie podejmuje działań.

Advertisement

Jak daleko sięga efekt tego, co robimy, jakie decyzje podejmujemy, czy tworzymy okoliczności, których skutki odczujemy kiedyś, w przyszłości? Na ile ślepe są wyroki losu? Czy kiedy sędzia ponownie włączy się w bieg zdarzeń, ściągnie na siebie i innych to samo fatum?

Valentine ma zwyczaj przywoływać motyw przeznaczenia i celowości. „Gdybym nie wyszła wtedy na przerwę, nigdy byśmy się nie spotkali” – mówi do swojego chłopaka. Chyba wiem, czemu wygrałam te pieniądze” – komentuje, gdy niespodziewanie, jak nigdy, wygrywa garść monet w automacie. Gra codziennie, zazwyczaj bez powodzenia, ale akurat potrzebuje pieniędzy na rachunek weterynarza za leczenie psa, którego potrąciła – i pieniądze się znajdują. Sędzia, w myśl swojego założenia całkowitej bierności, nie włączył się w proces ratowania zdrowia psa, decyduje się jednak anonimowo wyrównać rachunek.

Advertisement

To pierwszy sygnał, że jego bierność okaże się w końcu nieskuteczna, dokładnie tak samo, jak izolacja Julie w Niebieskim. Przypomnijmy, że pierwszym krokiem powrotnym dla Julie jest moment, gdy zatrzaśnięte drzwi uniemożliwiają jej powrót do azylu własnego mieszkania. Sędzia stanowczo zaleca Valentine, by wychodząc – zostawiła drzwi koniecznie otwarte. Ta zbieżność bynajmniej nie jest przypadkowa.

– Nie chcesz jej?

– Nie chcę niczego.

Advertisement

– To może przestaniesz oddychać?

Dobry pomysł.

Advertisement

Wspominając swoją sędziowską karierę, Kern nie ma pewności, czy funkcjonował po stronie dobra czy zła. Bierne podsłuchiwanie jest jego zdaniem łatwiejsze, ponieważ wie mniej więcej, gdzie leży prawda. Szybko jednak się okazuje, że niewinne spojrzenie Valentine dostrzega zupełnie co innego, niż to wynika z gorzkiej perspektywy Kerna. Prawda nie ma jednego oblicza, nawet jeśli wydajemy się dysponować wszelkimi danymi, by ją uchwycić. Czy zatem w ogóle istnieje? A może przyjmuje inną formę w zależności od tego, kogo dotyczy? Valentine widzi miłość, a Kern – możliwość tragedii. Może oboje się mylą. Może oboje mają rację.

Ostatecznie sędzia dochodzi do wniosku, że uzurpowanie sobie prawa do wskazywania prawdy to przejaw pychy. I włącza się ponownie w rytm życia, donosząc na samego siebie. Przy koszu z właśnie narodzonymi szczeniakami, z kieliszkiem brzoskwiniowej brandy w dłoni, między Valentine a sędzią rodzi się nieoczekiwane… braterstwo.

Advertisement

A co z Augustem? Czy uda mu się naprawić błędy człowieka, którego ścieżką podąża?

GALERIANKI Katarzyny Rosłaniec. Debiut na złamanie karku

Valentine i Auguste mijają się na wyciągnięcie dłoni, niemal ocierają o siebie. Ona wchodzi, on właśnie wyszedł. Ona znika za rogiem, on się zza rogu wyłania. W tym samym pomieszczeniu stoją do siebie plecami – on ma oczy wyłącznie dla Karin, ona głowę zajętą Michelem. To stale nie jest ten moment. Nie to miejsce. Nie ten punkt w czasie… Auguste odkrywa, że ukochana go zdradza. Jego doświadczenia są identyczne, jak te opisywane przez Kerna. Kobieta, którą portretuje Kern: blondwłosa, rozświetlona, jasno ubrana, o długiej szyi – natychmiast przywodzi na myśl Dominique z Białego.

Advertisement

.. Zginęła w wypadku, więc nie zdążył nigdy się z nią pogodzić, zapomnieć i zamknąć rozdziału. Auguste ma szansę zrobić to za niego, ale czy wplątując się w życie Valentine, porzucając bierność, sędzia nie zbudził przypadkiem uśpionego licha? Uciekał od tego tak długo. Znów pozwolił sobie otworzyć serce. Czy los ponownie przytłoczy go konsekwencjami i zepchnie do defensywy?

Twarz Valentine, na czerwonym tle, jest widoczna z profilu, dokładnie tak, jak na billboardzie reklamowym, gdzie udawała smutek. Jej emocje są tym razem głębokie i prawdziwe.

Advertisement

Po twarzy sędziego natomiast spływają łzy. Pokręcone ścieżki się wyprostowały. Błędy zostały naprawione, a jego przeznaczenie wypełni kto inny.

Nareszcie jest wolny.

Advertisement

Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy…

korekta: Kornelia Farynowska

Advertisement

 

Advertisement
Kliknij, żeby skomentować

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *