THRILLERY zrujnowane przez ich ZAKOŃCZENIE
Napięcie rośnie i rośnie, a widzowie aż przebierają nogami, żeby tylko dowiedzieć się, jaka będzie fantastyczna kulminacja. A tu nieraz okazuje się, że ktoś przebija ten balonik i niewiele pozostaje, prócz zawiedzionych nadziei. Poniżej zestawiłem 9 moich przedwcześnie wystrzelonych baloników, chociaż każdą z tych produkcji uważam za przynajmniej dobrą. 9 przykładów, bo ten jeden, ostatni, jest wspomniany tylko dlatego, że spora część widzów właśnie tak uważa, nie rozumie końca, sądzi, że film został urwany itp. W swoim tekście poświęconym tej produkcji wyjaśniłem, dlaczego akurat to zakończenie thrillera jest tak kompletne i ważne. Tutaj jedynie daję przykład, że Oczy szeroko zamknięte nie zawsze otwierają się przed widzami. Czekam w komentarzach na ewentualne interpretacje zakończenia tego filmu.
„Gra” (1997), reż. David Fincher
Przyznaję, że niecierpliwie czekałem na zakończenie. Napięcie przez cały film tylko rosło, a kolejne wątki, w które wciągany był Nicholas Van Orton, sugerowały, że kulminacja będzie niesamowita, jak to zresztą w produkcjach Davida Finchera zwykle jest. Nie będę zdradzał zakończenia, ale może dałoby się uratować całe to zbudowane napięcie, gdyby oszczędzić Seanowi Pennowi w zakończeniu jednej sceny? Co myślicie? Poza tym poziom abstrakcji niektórych sytuacji jest tak wysoki, że trudno nieraz uwierzyć, że główny bohater wcześniej się nie zorientował, że gra to gra, a może wręcz odwrotnie?
„Znaki” (2002), reż. M. Night Shyamalan
Jeden z najskuteczniej zrujnowanych filmów w tym zestawieniu, a po M. Night Shyamalanie można by się spodziewać, że koniec będzie niezrównanym i wysmakowanym twistem. A tu przylecieli na Ziemię kosmici, którzy mają wobec nas bardzo złe zamiary i jedynym sposobem ich pokonania jest zastosowanie wody. Chciałbym przypomnieć, że nasza rodzima planeta jest zalana wodą w ponad 70 procentach. Ktoś więc nie przemyślał, jak takie zakończenie może zdruzgotać cały wcześniej świetnie zbudowany suspens.
„Zapowiedź” (2009), reż. Alex Proyas
Byłem zdziwiony, że aż tak się wciągnąłem w te wszystkie znaki, tajemnice, napięcie, tych ludzi śledzących Koestlerów, osobliwe kamyki itp. O co jednak chodziło? Nie domyślilibyście się, jak zresztą większość widzów, za co jednak trzeba ten film docenić. Cały problem wyjaśnia się na końcu, gdy okazuje się, że zaawansowana cywilizacja kosmitów zadała sobie tyle trudu, żeby uratować próbkę ludzkiego gatunku w postaci dzieci, bo Ziemię czeka zagłada. Nie dbaliśmy o naszą planetę, nie przygotowaliśmy się, ale po co tyle zachodu najpierw? Żeby w finale otrzeźwić widza tak bardzo, że zwątpi w jakość całości produkcji.
„Ptaki” (1963), reż. Alfred Hitchcock
Film legendarny, który obrósł takim kultem, że aż strach wypowiedzieć się na jego temat negatywnie. Ta drobna sugestia, co do końca nie będzie jednak aż tak druzgocąca dla produkcji. Całość historii jest świetna i kto wie czy nie zasługiwałaby na remake np. zrealizowany w latach 30. XX wieku. Co zaś do zakończenia, może widz dziesiątki lat temu jeszcze tego nie potrzebował, lecz dla dzisiejszego odbiorcy pokazanie szalonych ptaków, jak bezlitośnie atakują ludzi, żeby potem nagle się uspokoiły bez żadnego słowa sensownego wyjaśnienia, to trochę zbyt mało. Co więc z wcześniej zbudowanym napięciem? Odleciało z ptakami.
„Wojna światów” (2005), reż. Steven Spielberg
Wiele razy oglądałem ten film. Wciągałem się w mistrzowski sposób narracji Spielberga. W to, jak zagłada stopniowo się rozwija, obejmuje całą planetę, a trójka ludzi walczy o przetrwanie. Filmy będące adaptacjami znanych w świecie dzieł, mają podwójnie ciężką pracę do zrobienia. Muszą zaproponować widzowi taką formę opowieści, żeby go zainteresowała, mimo tego, że jest znana i wiemy, jak się skończy. Spielbergowi się to udało zadziwiająco dobrze w porównaniu z wersją Byrona Haskina z 1953 roku. Tylko to zakończenie. Jest podobnie jak z Ptakami. Zagłada nagle zostaje zatrzymana, a uściskom nie ma końca.