THRILLERY zrujnowane przez ich ZAKOŃCZENIE

„Nie otwieraj oczu” (2018), reż. Susanne Bier
Pomysł jest świetny – otworzysz oczy, zginiesz, a raczej sam zrobisz wszystko, żeby stracić życie. Poprowadzić więc tak fabułę, żeby z jednej strony utrzymać tajemnicę, a z drugiej opowiedzieć widzowi coś więcej w finale, i to na tyle interesującego, co w pozostałych częściach fabuły. Gdy więc główna bohaterka wraz z dziećmi odnajduje wreszcie oazę, gdzie może zdjąć opaskę z oczu, spodziewamy się, że właśnie w tym momencie film się nie skończy. Na nic wytłumaczenie, że szła za ptakami, które zaprowadziły ją do szkoły dla niewidomych. Widz w przeciwieństwie do bohaterów filmu patrzy i chce widzieć.
„Porzucona” (2002), reż. Stephen Gaghan
Rozwiązanie kryje się już gdzieś w tytule i można się domyślić, kto będzie tym złym, jednak rozwój fabuły jest tak skonstruowany, że właściwie do końca nie wiemy dobrze, co się stanie. Wszystko przez wizje głównej bohaterki i pomysłowy montaż. Dopiero scena z udziałem wody nam wszystko wyjaśnia, wtedy okazuje się, że ten twist z mordowaniem częściowo w wizji, a częściowo w rzeczywistości jest bardzo słaby. Bohaterka zostaje przedstawiona jako szablonowa psychopatka, co potwierdza zwłaszcza scena tuż przed napisami, gdy z nowym kochankiem podziwia widok z drapaczami chmur na pierwszym planie. Może dałoby się uratować suspens, gdyby usunąć tę ostatnią rozmowę?
„Taksówkarz” (1976), reż. Martin Scorsese
Napięcie pozostaje niezaspokojone, urwane, niedopowiedziane, ale tak paskudnie, że mnie osobiście zniechęciło do reszty historii. Szczerze życzyłbym sobie, żeby film skończył się na tym mrożącym krew w żyłach geście, kiedy okrwawiona ręka Travisa udaje pistolet i strzela w jego głowę. To, co następuje potem, czyli całe to wytłumaczenie dalszych losów sławnego taksówkarza, rujnuje klimat. Nic z niego nie zostaje ostatecznie, kiedy pojawia się kurs z Betsy.
„Monachium” (2005), reż. Steven Spielberg
Mocny, bezpośredni, nieowijający w bawełnę, brutalny, historyczny film, który powinien wejść do filmografii każdego dobrze wykształconego człowieka. Tylko po co rujnować całe to napięcie sceną seksu, mało tego wymieszaną z obrazami ofiar, ujęciami związanych rąk, krwi, ognia, wybuchów itp.? Jeśli będziecie mieli szansę, obejrzyjcie film pod tym kątem. Ciekawy jestem, czy dostrzeżecie jakikolwiek sens w opisanej przeze mnie scenie. Czy ona nie rujnuje całego napięcia filmu?
„Oczy szeroko zamknięte” (1999), reż. Stanley Kubrick
Wielu uważa, że zakończenie ostatniego filmu Kubricka wygląda tak, jakby ktoś zapomniał napisać jeszcze kilku dialogów do scenariusza. Piszę to oczywiście, pozostawiając moją zgoła odmienną opinię na uboczu. Zakończenie w porównaniu z całością filmu rzeczywiście jest enigmatyczne, trudne do interpretacji i nawet stylowo nieco inne. Bill i Alice Harford muszą zrobić coś bardzo ważnego – pieprzyć się. Mówią to pośród świątecznego blichtru i marketingowej pustki, która ich otacza. Bo tak jak na tajemniczej imprezie, gdzie ceną wykupienia i wolności jest śmierć, a nagrodą seks, współżyją ze sobą dwie maski, dwoje pieprzących siebie w małżeństwie kłamców, pływających po powierzchni napełnionego komunałami świata, a podglądacze beznamiętnie patrzą. Kubrick chciał, żeby widz dokończył jego ostatnią historię, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu wygląda ona tak, jakby ktoś nagle odciął nożyczkami część taśmy i puścił końcowe napisy.