Alfred Hitchcock, twórca pojęcia suspens, słynął ze swoich celnych powiedzonek. Oczekiwanie na zagrożenie jest gorsze niż moment, gdy ono na człowieka spada. Panika z kolei jest bardziej niebezpieczna niż samo niebezpieczeństwo. Te dwa zdania mogłyby posłużyć jako fundamentalne zasady gatunku filmowego, jakim jest thriller. Dreszczowiec to jedna z bardziej uniwersalnych, szeroko lubianych konwencji. Za jej mistrzów uznaje się m.in. wspomnianego Hitchcocka, który ustawił ton tego typu filmów na kolejne dekady, David Finchera czy Briana De Palmę. Zebrałem 10 thrillerów, które oglądane nawet po wielokroć, wciąż trzymają w napięciu tak jak za pierwszym seansem. Postawiłem na szeroko znane wybory, wieloletnie klasyki, ale też kilka mniej znanych perełek. Pamiętajmy, że dobry dreszczowiec zaczyna się od trzęsienia ziemi… a potem napięcie rośnie.
Zaczniemy od patrona tego rankingu. Pytanie tylko, który z ponad 50 filmów mistrza suspensu wybrać? Spokojnie całą dziesiątkę najlepszych thrillerów w historii kina mogłaby wypełnić filmografia Alfreda Hitchcocka. Lepiej by było oczywiście wybrać tylko jedno, reprezentatywne dzieło. Tylko które? Psychoza czy Ptaki? A może coś mniej docenianego – Podejrzenie, 39 kroków? Ja stawiam na Okno na podwórze. James Stewart i Grace Kelly występują tutaj w swoich być może najlepszych rolach. Hitchcock z pedantyzmem do komponowania pamiętnych obrazów rozpoczyna wielowarstwową grę z odbiorcą. Snuje opowieść o nieustannej podejrzliwości. Jej zakończenie z kolei chwyta za gardło za każdym razem.
Jednym z bardziej najbardziej znanych naśladowców metody Hitchcocka był Brian De Palma. Reżyser nakręcił kilka swoich wariantów ulubionych filmów mentora: W przebraniu mordercy jest jego wersją Psychozy, Obsesja stanowi nowy Zawrót głowy, a Świadek mimo woli łączy po trochę ze wszystkiego. Natomiast inaczej jest z Wybuchem, rozrywkową, eklektyczną odpowiedzią na Powiększenie Antonioniego i Rozmowę Francisa Forda Coppoli. Podążajcie za Johnem Travoltą, grającym specjalistę od dźwięku w filmach. Bohater w czasie swojej pracy przypadkowo staje się świadkiem morderstwa – te z kolei to tylko początek do większego śledztwa, utkanego z paranoi i obsesji.
Debiut braci Coen chyba nie cieszy się dzisiaj należytą popularnością. Prawie każdy kojarzy groteskową, mroczną czarną komedię Fargo, z której po latach uszyto serial. Śmiertelnie proste wydaje się prototypem tegoż dzieła, ale ma też własny, wyrazisty charakter. Nie tylko uświadczycie tutaj pierwszej pracy reżyserskiej Coenów, ale także pierwszej roli wybitnej Frances McDormand, a nawet pierwszej muzyki filmowej równie wybitnego Cartera Burwella. Wszyscy dokładają swoją cegiełkę do tej kryminalnej historii z dreszczykiem. Opowiadają niespiesznie i z naciskiem na mrok wizualny, zaczerpnięty rodem z kina noir. Wyśmienite!
Jak diagnozować rozwarstwienie społeczne we Francji przy jednoczesnym angażowaniu publiki atrakcyjnymi gatunkami zaczerpniętymi z Hollywoodu? Claude Chabrol z pewnością znał odpowiedź na to pytanie, gdyż znaczną część swojej filmografii poświęcił temu zagadnieniu. Rzeźnik jest prawdopodobnie najbardziej spełniony. Elektryzujący horror jest kapitalnie nakręcony i przemyślany wizualnie. Kamera śledzi kiełkujący romans między nauczycielką a rzeźnikiem z małego miasteczka. Atmosfera ciepła i bezpieczeństwa francuskiej prowincji z czasem ustępuje wrażeniu bezsilności wobec nadciągającej, przerażającej prawdy. Film jest niemal pozbawiony muzyki; odkrywa przed widzem prymitywność ludzkiej natury i niemożliwe do likwidacji podziały społeczne.
Film Johna Frankenheimera pt. Twarze na sprzedaż jest absolutnie oszałamiający tym, jak bardzo reżyser uniezwykla świat przedstawiony. Ekscentryczny twórca ustawia kamerę pod możliwie najbardziej ekstrawaganckim kątem. Hiperbolizuje już i tak groteskowe sytuacje. A przede wszystkim zawiera wrażenie nieuchronności, które w tym dziele z pogranicza horroru i science fiction trzyma w napięciu najmocniej. Pułapka zmiany tożsamości, która jest tematem filmu, nie daje widzowi spokoju jeszcze na długo po seansie.
Kinofilom mającym słabość do włoskich filmów tego dzieła przedstawiać nie trzeba. Całej reszcie rekomenduję ten nieco przykurzony klasyk kina kryminalnego, dopracowany w najmniejszych szczegółach. W trakcie seansu będziecie tylko obgryzać paznokcie ze zdenerwowania. Zaraz po nim nie będziecie mogli pozbyć się z głowy rewelacyjnego utworu przewodniego Ennio Morriconego. Dodajmy do tego wielopłaszczyznową rolę Giana Marii Volontè i mamy przepyszny dreszczowiec do smakowania po wielokroć.
Jeden z najsłynniejszych zwrotów akcji w historii kina zaznaczył swoją obecność w filmie francuskiego mistrza pełnokrwistych kryminałów Henri-Georges’a Clouzota. W dwa lata przed Widmem reżyser zrobił nawet bardziej hitchcockowską i surową Cenę strachu. Film z 1955 roku natomiast przyjmuje kobiecą perspektywę i rozprawia się z toksyczną męskością na lata przed modą na tego typu kino. Zemsta, morderstwa, liczne domysły, mało odpowiedzi, mroczne sekrety, małe, upiorne miasteczko – tę gotycką opowieść chłonie się nawet dzisiaj. Na koniec niejednemu widzowi opadnie szczęka ze zdumienia.
Filmami Finchera również na spokojnie dałoby się zapełnić cały ten ranking. Sam mam do siebie nieco pretensji o pominięcie Siedem. Jednak tamten doskonały hołd dla klasycznych kryminałów został już omówiony wszędzie wzdłuż i wszerz. A Zodiak chyba nie jest aż tak doceniony, jak być powinien. Film uderza minimalizmem i naturalizmem wykonania. Poprzez precyzyjny scenariusz i długi czas metrażu czujemy, jak schodzimy razem z bohaterami do piekła zagadki, którą rozwiązują. Stajemy wobec tajemnicy bez jasnych odpowiedzi. Sekwencja w piwnicy przeszła do historii jako ta, w której na moment Fincher dyryguje nerwami widza, jak mu się tylko podoba.
Misery jest prostą historią na bazie jednej z bardziej poczytnych książek Stephena Kinga przypominającej także wcześniejszy debiut Clinta Eastwooda Zagraj dla mnie Misty. W tamtym starszym filmie prezenter radiowy był prześladowany przez swoją psychotyczną fankę. Tutaj pisarz w kryzysie twórczym budzi się po wypadku ze złamaną nogą w domku swojej najwierniejszej czytelniczki. Początkowa dobroć i otwartość serca kobiety przeradza się w upiorny fanatyzm i chęć zawłaszczenia fabuły następnej książki autora. Casting był bezbłędny. Kathy Bates budzi trwogę za każdym razem, jak się pojawia, i zjada ekran czystym szaleństwem. Dodatkowo kameralne miejsce akcji wpływa na nastrój osaczenia i immersyjny tragizm głównego bohatera.
Jeszcze zanim Spielberg zrewolucjonizował filmy rozrywkowe, niemal w pojedynkę otwierając nurt Kina Nowej Przygody, twórca wybierał mniejsze historie. W paru z nich dał się poznać jako entuzjasta klasycznych dokonań Hitchcocka. Debiut Spielberga ma jeden cel – wytworzyć suspens i nie puszczać go już do końca opowieści. Inscenizacja kolejnych scen to popis warsztatu przy minimalizmie środków. Koncept przy tym okazuje się prosty jak mało co: typowy everyman na swojej trasie samochodem czuje się śledzony przez anonimowego kierowcę ciężarówki. Antagonista jawi się jako absurdalne zagrożenie, niemal potwór, którym później okazał się także rekin w Szczękach. Pierwotnie Pojedynek na szosie miał być krótkim filmem telewizyjnym. Gdy studio zorientowało się, że talent początkującego reżysera jest znacznie większy, niż przypuszczano, pozwolono mu na stworzenie dłuższego, kinowego dzieła.