Thriller KONSPIRACYJNY. Filmy o SPISKACH POLITYCZNYCH, od których dostaniesz PARANOI
3. Trzy dni Kondora (Three Days of the Condor, 1975), reż. Sydney Pollack
Nowojorskie biuro zostaje zaatakowane, ginie prawie cały zespół. Ofiary to pracownicy CIA, ale nie agenci terenowi. To grupa na wzór towarzystwa książkowego. Zajmują się czytaniem i analizowaniem książek pod kątem wyszukiwania przecieków i kodów, a swoje raporty wysyłają do Waszyngtonu. Najprawdopodobniej jeden z raportów zawierał ściśle tajne informacje, które nie powinny ukazać się oczom szeregowego pracownika. Musi być jakiś ważny powód, dla którego zlikwidowano całą sekcję. Ale jednemu pracownikowi udało się wyjść bez szwanku – jego kryptonim to Kondor (Robert Redford). Gdy kontaktuje się z kwaterą główną CIA, nie może mieć pewności, że otrzyma stamtąd ochronę. Jest zdany tylko na siebie i kiedy wplątuje w swoje problemy młodą kobietę, Kathy (Faye Dunaway), naraża ją tym samym na śmierć. Od tej pory niebezpieczeństwem może być nawet otwarcie drzwi listonoszowi.
Robert Redford wystąpił w siedmiu filmach Sydneya Pollacka, czwartym jest adaptacja powieści Jamesa Grady’ego Sześć dni Kondora (wyd. 1974). Z trzymającego w napięciu szpiegowskiego thrillera wyłania się opowieść o samotności. Główny bohater jest totalnie zagubiony w nowej sytuacji. Bez przeszkolenia, bez planu działania jest człowiekiem nieprzewidywalnym, działającym pod wpływem impulsu, zdesperowanym w dążeniu do celu, by dowiedzieć się, dlaczego wzięto go na celownik. Poznaje kobietę, ale ten związek nie ma przyszłości. Kathy jest fotografką, a zdjęcia, które robi, wiele mówią o jej introwertycznej naturze. I chociaż mówi, że mieszka z przyjacielem i w szafie rzeczywiście są męskie koszule, to jednak nigdy tego przyjaciela nie widzimy, co jest dosyć znaczące dla odbioru postaci Kathy i jej relacji z Kondorem. Z kolei odgrywany przez Maxa von Sydowa zabójca, mimo na pozór odmiennego charakteru, ma podobną głębię – w jego zawodzie nawiązywanie przyjaźni jest niewskazane, bo jednego dnia może z kimś przeprowadzić miłą rozmowę, a następnego może otrzymać zlecenie na tę osobę.
Film doskonale wpisuje się w paranoiczne kino lat 70., kiedy to skandale wokół ludzi władzy sprawiły, że zwykły obywatel tracił zaufanie do rządowych instytucji. Kiedy dla polityków i dyrektorów ważniejsza od ludzkiego życia jest ropa, to coś tutaj nie gra. System powołany, by chronić zwykłych obywateli, sam staje się zagrożeniem dla człowieka. Zimny i szorstki to film, powoli odkrywający karty, mający pesymistyczny wydźwięk (w finale jest nawet sugestia, że media i prasa są kontrolowane). W latach 1959–73 CIA prowadziła wiele nielegalnych działań, które zostały opisane w serii raportów o wspólnej nazwie „Family Jewels”. Większość z nich publicznie ujawniono dopiero w 2007 roku, ale część z nich wyszła na jaw w grudniu 1974. Jednak film był już wtedy nakręcony (choć może jeszcze nie zmontowany), więc twórcy o tych „brudnych sztuczkach” CIA nie mogli wiedzieć. Chociaż Pollack i Redford uważali się za liberałów i angażowali w politykę, to ich celem nie było stworzenie filmu politycznego, lecz trzymającego w napięciu thrillera w hitchcockowskim stylu. Ale faktem jest, że film do dziś pozostaje aktualny, a jego treść – choć przerażająca w wymowie – nie jest wcale zbyt odległa od prawdy.
4. Szacowni nieboszczycy (Cadaveri eccellenti, 1976), reż. Francesco Rosi
Nie tylko Ameryka lat 70. była krajem niespokojnym, politycznie i społecznie niestabilnym, w którym na każdym kroku można było się dopatrywać spisku. We Włoszech również panował chaos i z tego też powstała seria paranoicznych thrillerów. Wśród literatów do mistrzów gatunku należał Leonardo Sciascia, a w kinie jego głosem przemawiali tacy twórcy jak Elio Petri, Damiano Damiani i Francesco Rosi. Ostatni z wymienionych zrealizował Szacownych nieboszczyków, inteligentny i mocny w wymowie kryminał z Lino Venturą w roli inspektora prowadzącego śledztwo w sprawie serii zabójstw, których ofiarą padają sędziowie. „Jedno morderstwo sędziego to sprawa policji, cztery to już polityka” – pada w tym filmie takie zdanie. Lista podejrzanych jest początkowo nieduża, obejmuje głównie tych, którzy zostali uniewinnieni po odsiadce zafundowanej im przez wysoko postawionych sędziów.
Film zdobył dwa włoskie odpowiedniki Oscarów, czyli nagrodę David di Donatello, w najważniejszych kategoriach: najlepszy film i reżyseria. Wcielający się z równą wprawą w brutalnych gangsterów, co szlachetnych stróżów prawa Lino Ventura jako policyjny detektyw Amerigo Rogas zostaje wrzucony w atmosferę politycznych napięć. Dochodzi do demonstracji, podczas których kasta sędziowska nazywana jest mafią. Jak zwykle, główny bohater spełnia swoje zadanie – zbiera informacje, porządkuje fakty i zabezpiecza dowody. Ale jak to bywa w thrillerach konspiracyjnych, to wszystko może nie wystarczyć, bo polityczna mafia tak rozciągnęła swoje sieci, że nie jest w stanie im zagrozić jeden samotny sprawiedliwy (lub dwóch – Rogas ma sojusznika, komunistycznego dziennikarza, którego zagrał Luigi Pistilli). Nawet pies jest częścią konspiracji – gdy Rogas rozmawia z zaufanym dziennikarzem, na przeszpiegi zostaje wysłany pies z podsłuchem w obroży.
Operator Pasqualino De Santis (Oscar za Romea i Julię Franca Zeffirellego) wykreował bardzo ponury obraz wielkomiejskiej dżungli. Już pierwsza scena rozgrywa się w krypcie, gdzie ponad 80-letni Charles Vanel (Cena strachu, 1953), wyglądający niemal jak żywy trup, ogląda ludzkie mumie, a następnie dołącza do grona szacownych nieboszczyków. Pierwsza scena zazwyczaj ustanawia klimat filmu i tutaj mamy prolog rozgrywający się częściowo w katakumbach, przygotowujący widza na kino nieprzyjemne jak odór zgnilizny i śmierci. Co więcej, ten nastrój reżyserowi udało się utrzymać z żelazną konsekwencją do ostatniej minuty. W obsadzie szacowni i nieżyjący już aktorzy, Fernando Rey i Max von Sydow, ale i Lino Ventura jest w swojej roli doskonały – początkowo pełni rolę obserwatora, cechującego się chłodem emocjonalnym, ale gdy zaczyna zdawać sobie sprawę, w jaką aferę się wplątał, jego powściągliwość zmienia się w pot, strach i paranoję.
5. Boję się (Io ho paura, 1977), reż. Damiano Damiani
Policyjny brygadier Ludovico Graziano (Gian Maria Volontè) otrzymuje zadanie ochrony sędziego Canceddy (Erland Josephson), ale ten nie jest zadowolony z przydzielenia mu obstawy. Mówi, że ochrona sędziego świadczy o upadku społeczeństwa obywatelskiego. To idealista, człowiek uczciwy, ale też naiwny, który wierzy, że będąc sprawiedliwym, można zyskać szacunek. Ochroniarz, ze względu na naturę swojego zawodu, jest bardziej ostrożny, świadomy zagrożenia. To on właśnie wypowiada tytułowe słowa, a konkretnie mówi: „Boję się tego, czego nie rozumiem”. W jego pamięci tkwią ofiary tajemniczego zabójstwa, popełnionego w prologu filmu. Ofiarami byli sędzia i jego ochroniarz, więc prawdopodobne jest, że teraz oni, Graziano i Cancedda, mogą się znaleźć na celowniku. Gdy wpadają na trop afery, w którą zamieszane są tajne służby, coraz bardziej zaciskają się pętle na ich szyjach. Wkrótce na drodze policyjnego brygadiera pojawia się tajemniczy sędzia Moser (Mario Adorf), zupełne przeciwieństwo szlachetnego Canceddy…
Podobne wpisy
Nie mogę wyjść z podziwu, jak dobry jest to film. Od początku do końca przemyślany w najdrobniejszych szczegółach. Pomiędzy bohaterami iskrzy, co sprawia, że nie potrzeba fajerwerków, by powstał dreszczyk emocji. Należy oglądać uważnie, bo intryga jest dosyć zawiła, na ekranie pojawia się coraz więcej nowych postaci, które mogą odgrywać ważną rolę, ale nie muszą, bo ich celem może być też odwrócenie uwagi widza, osłabienie jego czujności. Historia jest fikcyjna, choć z pewnością niektóre postacie mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości. Produkcja jest wiarygodna, inspirowana artykułami z pierwszych stron gazet i respektująca zasady realizmu, doprawiona błyskotliwym dialogiem i celną obserwacją społeczną. Strach jest czymś normalnym, nie boją się tylko szaleńcy. Zakładanie kamizelki kuloodpornej nie świadczy o tchórzostwie. Graziano boi się, bo nie wie, komu ufać. Nawet szlachetny sędzia jest dla niego zagrożeniem, bo próbuje odkryć zbyt wiele tajemnic i naraża się wpływowym ludziom.
Oprócz dobrego dialogu film cechuje się także poprowadzoną w dobrym tempie akcją z trzymającym w napięciu momentem kulminacyjnym na sali kinowej. Gian Maria Volontè zalicza kolejny świetny występ, ale ma także doświadczonego partnera w osobie szwedzkiego aktora Erlanda Josephsona, znanego między innymi z filmów Ingmara Bergmana. Gdy na ekranie pojawia się Mario Adorf, poziom napięcia szybuje jeszcze wyżej. Niezła, choć bardzo oszczędna jest muzyka Riza Ortolaniego. Dla mnie to doskonałe kino i jeden z ciekawszych przedstawicieli włoskiego thrillera politycznego. Film pokazuje w sposób cyniczny służby bezpieczeństwa, ale w centrum stawia jednak kryształowych bohaterów. Tacy bohaterowie wciąż jeszcze istnieją, ale są skazani na zagładę, bo świat jest doszczętnie zepsuty przez korupcję, przemoc i zagrywki polityczne.