Tim Burton w swoim pierwszym filmie nawiązywał raczej do pierwszych komiksów o tej postaci z lat 30., aby w sequelu pójść w całkowicie autorską stronę. Joel Schumacher wolał oddawać hołd campowemu serialowi z lat 60. Christopher Nolan co prawda widocznie zachwycił się komiksowym Rokiem pierwszym i Długim Halloween, ale szybko okazało się, że bardziej żongluje scenami i nazwami z tych komiksów, aniżeli oddaje im sprawiedliwość i koniec końców postawił na zmyślny miks kina sensacyjnego, przygód Jamesa Bonda i nieco topornego moralitetu. Podobnie Zack Snyder bardzo widocznie inspirował się komiksem (szczególnie Powrotem Mrocznego Rycerza), ale po pierwsze zaprowadził postać w rewiry jeszcze większego mroku niż ten znany z pierwowzoru, a po drugie – siłą rzeczy – odarł ją z własnego uniwersum na rzecz tego dzielonego z Supermanem i resztą bohaterów. Matt Reeves ma zatem jako pierwszy szansę stworzyć rzetelną, inspirowaną 80-letnią historią postaci ekranizację.
Pisałem o tym już całkiem niedawno w kontekście czwartego Matrixa, ale Warner Bros. zdaje się być jedyną wytwórnią filmową, która w opozycji do chociażby Universala (Jurassic World, Szybcy i wściekli) czy Disneya (Gwiezdne wojny, Kinowe Uniwersum Marvela) stawia jeszcze na poważne staroszkolne widowiska jak chociażby czwarty Mad Max czy Blade Runner 2049. Właśnie tego oczekujemy także od filmu Matta Reevesa, a jego dotychczasowe osiągnięcia (Wojna o planetę małp to naprawdę gorzki film!) pozwalają uwierzyć, że właśnie tak będzie. Warto jednak pamiętać, że DC Films dość mocno odchodzi od mrocznej stylistyki swoich filmów (no, poza Jokerem, który działał na zupełnie innych zasadach) i stara się dopasować do standardów Marvela. Pozostaje mieć nadzieję, że w przypadku Batmana będzie inaczej. W końcu to Mroczny Rycerz!
Wszyscy chyba oczekujemy, że po ostatnich kilkuletnich problemach związanych z postacią Batmana studio w końcu wyjdzie na prostą i dostaniemy porządny film o tej postaci, który otworzy też drogę dla kontynuacji. Niekoniecznie rozplanowanej jako trylogia, ale zwyczajnie dłuższej przygody z zamaskowanym obrońcą Gotham. Mam też szczerą nadzieję, że Matt Reeves nie pójdzie tropem Christophera Nolana i nie zechce na siłę zamknąć wszystkich wątków w ramach jednego filmu (jak miało to miejsce w Mrocznym Rycerzu), ale postaciom takim jak na przykład Harvey Dent pozwoli powoli się rozwijać i dojrzewać do większej roli.