REKLAMA
Ranking
SZYBKA PIĄTKA #89. Ulubione filmowe biografie
REKLAMA
Biografia filmowa to trudny gatunek. Z jednej strony wypada bowiem przynajmniej z grubsza trzymać się faktów, z drugiej zaś widz domaga się akcji, twistu, intrygi. Są takie filmy tego gatunku, które znajdują złoty środek, zachowując rozsądną zgodność z prawdziwą historią, której adaptację stanowią, i otaczając ją przy tym magiczną otoczką fabularnej maestrii. Oto nasze ulubione biografie filmowe.
Agnieszka Stasiowska
- Królowa – Stephen Frears ma talent do barokowych historii. Tutaj zabrał się za dramat, który choć intymny, stał się udziałem całego narodu. Kobietę, która dźwigała na barkach olbrzymie brzemię – nie po raz pierwszy przecież, choć zapewne po raz pierwszy aż tak publicznie – genialnie zagrała Helen Mirren. Za każdym razem, kiedy myślę o dobrej filmowej biografii, mam ochotę na seans Królowej.
- Zagadka Kaspara Hausera – zapadające w pamięć i szarpiące emocje dzieło Wernera Herzoga, w którym rolę główną zagrał Bruno S. Jego życie od najmłodszych lat było pasmem cierpienia, nikt zatem tak jak on nie pasował do roli tajemniczego Kaspara, którego latami przetrzymywano w ciasnej piwnicy. Film trudny w odbiorze i doskonały jednocześnie.
- The Doors – biografia Jima Morrisona, założyciela i frontmana legendarnej grupy The Doors, we wspaniałej interpretacji aktorskiej Vala Kilmera. Wypełniony jedyną w swoim rodzaju muzyką film Olivera Stone’a to nie seans, to przeżycie.
- Tina – Brian Gibson w swoim dramacie pokazuje trudną drogę “babci rocka”, Tiny Turner, do solowej, spektakularnej kariery. Zanim trafiła na szczyt, Tina (Angela Bassett) musiała przejść piekło w postaci związku z Ike’em (przerażający Laurence Fishburne). Film kończy się, kiedy piosenkarka uwalnia się wreszcie z toksycznej relacji. Motywujące.
- Capote – Philip Seymour Hoffman jako Truman Capote pokazuje, co znaczy aktorski geniusz. Historia powstania Z zimną krwią, najbardziej brutalnego i mrocznego dzieła pisarza, jest pretekstem do przedstawienia jego skomplikowanej osobowości. Capote był człowiekiem specyficznym – i tylko Hoffman mógł i potrafił to zagrać.
Filip Pęziński
- The Social Network – trudno wyobrazić mi sobie, aby pozornie nudną, bo traktującą o nerdzie i pisaniu przez niego strony internetowej, biografię można było zrobić lepiej. Scenarzysta Aaron Sorkin zamienił ją w ciętą i szybką przypowieść o chciwości, samotności i toksycznej chęci zdobywania poklasku. Reżyser David Fincher dodał swoją techniczną perfekcję, a znakomita obsada uzupełniła całość brawurowymi kreacjami. Jeden z największych filmów XXI wieku.
- Vice – jakże mocny, pomysłowy, świeży i dynamiczny film. Reżyser Adam McKay bierze życie wpływowego polityka i traktuje je jako zbiorowy portret Ameryki ostatnich dekad. McKay równie sprawnie kpi ze swojego państwa, co boi się jego potęgi i braku jakichkolwiek moralnych granic. Vice uderza prosto w brzuch.
- Wilk z Wall Street – Martin Scorsese może mieć siedemdziesiąt lat, ale biografię Jordana Belforta tworzy z pasją, pomysłowością i pazurem naćpanego debiutanta. Tylko klasa i warsztat jak u zasłużonego mistrza.
- Ed Wood – Tim Burton oddaje hołd najgorszemu reżyserowi świata. Z szacunkiem, sympatią, współczuciem. Johnny Depp w swojej życiowej roli.
- Ostatnia rodzina – biografia rodziny Beksińskich bawi, przeraża, smuci, a także zachwyca fenomenalnym dwupokoleniowym aktorstwem.
Łukasz Budnik
- Spacer po linie – wspaniale zagrana i zrealizowana historia o wzlotach i upadkach, zmaganiu się z własnymi słabościami, a przede wszystkim o wielkiej miłości, która może przezwyciężyć wszystko. Cudowne role Joaquina Phoenixa i Reese Witherspoon, wspaniałe piosenki Johnny’ego Casha, w wykonaniu aktorów brzmiące nie gorzej niż oryginały, i sprawnie napisany scenariusz (nawet jeśli przeinaczający faktyczne wydarzenia) czynią Spacer po linie filmem, do którego zawsze będę chętnie wracać.
- Ostatnia rodzina – oszczędne dzieło, które choć nie pokazuje wiele, to mówi niezwykle wręcz dużo. Fascynująca wizyta u nadzwyczajnej rodziny, czasem pocieszna, czasem zabawna, ale w przeważającej większości jednak zatrważająco wręcz smutna. Koncert doskonałego aktorstwa – Andrzej Seweryn jest wręcz wybitny, choć Aleksandra Konieczna i Dawid Ogrodnik wiele mu nie ustępują. Ostatnia rodzina wcisnęła mnie w fotel jak rzadko który film w ostatnich latach.
- The Social Network – to wspaniałe, jak emocjonujący może być film oparty wyłącznie na dialogach. The Social Network gna na złamanie karku, ale pomiędzy ciętymi, emocjonującymi wymianami zdań jest miejsce na zbudowanie ciekawych, niejednowymiarowych bohaterów, do których czuje się raz sympatię, a raz obrzydzenie. Na deser perfekcyjna reżyseria i arcyciekawy soundtrack.
- Wilk z Wall Street – ile energii ma nadal Martin Scorsese, znakomicie pokazuje właśnie Wilk z Wall Street. Błyskotliwa, szybka, miejscami przezabawna historia Jordana Belforta kipi wręcz od doskonałych scen, które świetnie działają również autonomicznie. Moja ulubiona rola Leonardo DiCaprio, który jest tu po prostu fantastyczny – to za tę rolę powinien był otrzymać Oscara.
- I’m Not There. Gdzie indziej jestem – pod tym koślawym tytułem kryje się niezwykle ciekawa w formie i treści biografia Boba Dylana. Bardzo świeży, wyróżniający się na tle innych filmów biograficznych, z kapitalną obsadą (Cate Blanchett jest tu bezbłędna, ale zachwycają też Ben Whishaw i Heath Ledger).
Jakub Piwoński
- Wilk z Wall Street – przebojowa historia faceta, który grając wszystkim na nosie, dorobił się fortuny. Niewiarygodne, że ta szeroko zakrojona rozpusta była możliwa dzięki analizom giełdowym. Najwyraźniej nie zdajemy sobie sprawy, jak wielka kasa leży w rękach maklerów, dla których pojęcie manipulacji wpisane jest w codzienną praktykę. Scorsese przebiegle wykorzystał nośność tematu, za co mu chwała.
- Ali – świetny bokser otrzymał od Michaela Manna świetną filmową biografię, utrwalającą jego legendę. O dziwo, mam wrażenie, że o filmie niewielu dziś pamięta. A szkoda. Warto go sobie przypomnieć także za sprawą roli Willa Smitha, nominowanego do Oscara.
- Moneyball – to nie jest zwykły film ze sportem w tle. To historia pewnej rewolucji, która dokonała się za sprawą odrzucenia tradycyjnych metod trenerskich na rzecz komputerowych wyliczeń i statystyk. Za sprawą przypadku Billy’ego Beane’a w trenerce wszelkich gier zespołowych zaczęła liczyć się matematyka. Bennett Miller uczynił ten temat niezwykle interesującym.
- Człowiek z księżyca – dopiero dokument Jim i Andy pozwolił mi spojrzeć na film Miloša Formana z innej strony. Widząc niezwykłe zaangażowanie Carreya w rolę, za sprawą czego aktor stworzył nową definicje metody Stanisławskiego, zrozumiałem, że Andy Kaufman musiał być cholernie ciekawą, niejednoznaczną postacią. Śmiech może mieć wyjątkowo gorzki posmak, chciałoby się powiedzieć.
- Pianista – świat się wali, wojna zbiera żniwo, a Władek Szpilman gra na fortepianie. Uwielbiam tę i wiele innych scen z filmu Polańskiego, podkreślających trud mierzenia się z tragedią, podczas gdy dusza wyraża nieodparte pragnienie życia.
Maciej Niedźwiedzki
- Wściekły byk – brawurowa bokserska biografia od będących w szczytowej formie Martina Scorsese i Roberta De Niro (tak, mimo kilku wspólnych perełek to według mnie ich najwybitniejsze osiągnięcie). Wnikliwy portret szalonego Jake’a LaMotty. Często intensywny i brutalny, a fragmentami niespodziewanie czuły i poetycki. Dla Scorsese tak samo ważny jest każdy cios na ringu, każde słowo w rodzinnych konfliktach i każde kolejna prywatna klęska. Przy tym wszystkim to przepiękna przypowieść o odkupieniu.
- The Social Network – dość nietypowa i nieklasyczna biografia, sięgająca jedynie po wycinek z życia Marka Zuckerberga. Od perypetii głównego bohatera dla Davida Finchera ważniejsze wydaje się uchwycenie ogromnych społecznych i technologicznych zmian. W The Social Network nie pada ani jedno zbędne słowo. Pulsująca muzyka podtrzymuje w widzu wrażenie niepewności i niepokoju, a montaż nadaje taki rytm, że trudno choćby na moment zmrużyć oczy. Powtórzę to, co już wyżej napisał Filip Pęziński: The Social Network to jeden z największych filmów XXI wieku.
- Capote – po każdym seansie Capote’a jestem absolutnie wyczerpany. Wybitny Philip Seymour Hoffman w stonowanej aktorskiej kreacji (arcyciekawa modulacja głosu, tempo wypowiedzi i obłędna gra oczami) kompleksowo oddaje pokręcony charakter i temperament swojej postaci. Od ukrywanego wstydu po narcystyczne samouwielbienie. Capote, podobnie jak The Social Network, jest czymś znacznie więcej niż tylko biografią. Bennett Miller testuje emocjonalną wytrzymałość widza i bada jego etyczny kręgosłup.
- Amadeusz – jeśli to wszystko zostało zmyślone, to brawa dla fikcji. Film Formana ma w sobie jakąś niepowtarzalną siłę i zarażającą energię. Ważniejsze od faktograficznej zgodności jest stworzenie wiarygodnego portretu wyobrażonego. Tu z pomocą przychodzi jego muzyka: żywa, dynamiczna, zaskakująca i przewrotna. To nie jest biografia z podręczników. Jednak czy teraz ktokolwiek chciałby się dowiedzieć, że Wolfgang Amadeusz Mozart nie był kuglarzem o roześmianej twarzy Toma Hulce’a?
- Vice – nie jestem jeszcze przekonany, czy to kino już tej rangi co wyżej wymienione tytuły, ale film Adama McKaya może z czasem stać się klasykiem. Vice to niejednoznaczna w wymowie polityczna satyra, wypchana po brzegi narracyjnymi zabawami. Nie tyle atakująca gabinet prezydenta Busha juniora (on stanowi tylko przykład), ile wyśmiewająca chwiejny etos amerykańskiego establishmentu. Do tego doskonali Amy Adams i Christian Bale. W jego Dicku Cheneyu widziałem człowieka. Nieważne, ile warstw charakteryzacji na sobie nosił.
REKLAMA