REKLAMA
Ranking
SZYBKA PIĄTKA #129. Najlepsze męskie role w historii
REKLAMA
Jacek Lubiński
- Christian Bale jako Jamie Graham (Imperium Słońca) – Dla mnie to wciąż najlepszy występ tego aktora, który później zasłynął z tak wielu transformacji. I być może też najlepsza dziecięca rola w historii. Jakże dojrzała, wymagająca, skomplikowana. Wyjątkowa po prostu.
- Robert De Niro jako Leonard Lowe (Przebudzenia) – Chyba najmniej charakterystyczna kreacja w wybitnym dorobku De Niro, który kojarzony jest raczej z rolami twardych gości, ewentualnie też z aktorską szarżą. Nic z tego nie zobaczymy u Leonarda, bo to mocno stonowany występ, ale za to jakże przejmujący – zwłaszcza w scenach nawrotu choroby. Prawdziwy majstersztyk.
- Anthony Hopkins jako James Stevens (Okruchy Dnia) – Grając Hannibala, Hopkins miał co prawda większe pole do popisu, ale to właśnie u Ivory’ego dosięgnął absolutu, do perfekcji opanowując z pozoru zimną szorstkość ogłady oraz grę opartą na niuansach i niedopowiedzeniach. To smutna, ale wielka rola.
- Rod Steiger jako Bill Gillespie (W upalną noc) – Steiger był aktorskim dynamitem, który w duecie z Sidneyem Poitier dosłownie wybucha na ekranie. Ich pierwsze spotkanie to dla mnie kwintesencja “wejścia w rolę” i scena, którą powinno pokazywać się w szkołach aktorskich jako idealny przykład kumulacji wszystkich sztuczek tego fachu w jeden elektryzujący występ.
- James Stewart jako Jefferson Smith (Pan Smith jedzie do Waszyngtonu) i jako Elwood P. Dowd (Harvey) – Dobroć, szczerość oraz uroczą naiwność Stewart doskonale tu zobrazował. To dwie strony tego samego medalu. W pierwszym filmie zachwyca zwłaszcza jego finałowy popis w walce o “kolejną przegraną sprawę”, czym aktor dosłownie dotyka serca widza. W drugim wręcz zaraża go optymizmem postaci będącej przypuszczalnie najsympatyczniejszym bohaterem w historii kina. Oba występy stawiam więc na równi – a równych sobie nie mają.
Bonus: cokolwiek od Jacka Nicholsona w latach 1969-2002 i cokolwiek od Daniela Day-Lewisa w ogóle.
Maciej Niedźwiedzki
- Al Pacino jako Michael Corleone (Ojciec Chrzestny II) – Na jednej ręce mam za dużo palców, by zliczyć role Ala Pacino, które lubię. W nieomal wszystkich jest dla mnie za dużo krzyku, za dużo wymachiwania rękami, przesadnej ekspresji i popisu. Natomiast w Ojcu chrzestnym II Pacino sięga po zupełnie inne środki wyrazu: dominują stonowanie, cisza, szept i zaduma. Typowy dla niego żar i wyrazistość wyrażona zostaje jedynie w głębokim, niepokojącym spojrzeniu.
- Robert De Niro jako Jake La Motta (Wściekły byk) – Fizyczna metamorfoza. Tak. Niespotykane poświecenie dla roli. Na pewno tak. Ta rola nie stałaby się tak legendarna tylko za sprawą długiej, rygorystycznej diety i trwajacych miesiącami treningów. De Niro wcielając się w Jake’a La Mottę nadał tej postaci pewien metafizyczny pierwiastek i zaskakujący uniwersalizm. Dzięki temu losy tego bohatera można odczytywać na bardzo wielu płaszczyznach. Po każdej powtórce ręce aż same składają się do oklasków.
- Heath Ledger jako Ennis Del Mar (Tajemnica Brokeback Mountain) – Niesamowity efekt przy użyciu minimalnych środków. Małomówność, wycofanie, nieśmiałość i dystans. Ennis Del Mar rzadko spogląda ponad rondo kapelusza a złożenie choćby jednego dłuższego zdania sprawia mu duży problem. Przy tym wszystkim bardzo dużo o Ennisie wiem. Rozumiem jego lęki, potrzeby i sympatie. Fenomenalna rola, mogąca być traktowana jako symbol, nośnik konkretnych wartości i życiowej postawy.
- Ralph Fiennes jako Amon Goeth (Lista Schindlera) – Obłęd i fanatyzm w oczach, zachwiany krok, cynizm i bezwzględność, piskliwy głos i wstręt do ludzi. Amon Goeth to jeden z najbardziej obleśnych, nieprzyjemnych i odpychających bohaterów filmowych. Daleko mu jednak do groteski i przerysowania. Goeth jest psychologicznie wiarygodnym i realnym zagrożeniem. Człowiekiem z krwi i kości, którego z równowagi wyprowadzić może jedno słowo.
- Heath Ledger jako Joker (Mroczny rycerz) – To rola tak zniuansowana, że chyba już za dużo razy wracałem do Mrocznego rycerza z przeświadczeniem, że umknął mi jakiś detal, jakiś strzęp informacji, pozwalający mi dowiedzieć się kim naprawdę jest Joker. Imponuje mi jak Ledger zbudował swoją postać, dopracowując do perfekcji każdy gest i pozę, każdy krok, brzmienie słów i grę spojrzeń. Totalna kreacja aktorska, zasługująca na swoją renomę i aurę legendy.
Dominika Nowicka
- Klaus Kinski jako Lope de Aguirre (Aguirre, gniew boży) – jeśli potraktować ten film Herzoga jako filmową wersję Conradowskiego Serca ciemności (Heart of Darkness) po peruwiańsku, to wydaje się, że Kinski wręcz ucieleśnia postać Kurtza. Już na poziomie fizjonomii, Kinski przejmująco odzwierciedla cechy bezwzględnego kolonizatora, kontrastując przy tym z lokalną społecznością dżungli. Ten wybitny aktor, notabene urodzony w Sopocie, nie tylko samemu świetnie odgrywa rolę konkwistadora, stopniowo popadającego w obłęd na drodze do mitycznego El Dorado, ale również po mistrzowsku współgra w relacji z pozostałymi bohaterami, a nawet z pulsem kapryśnej rzeki. Klaus Kinski to tętniące serce tego filmu!
- Emil Jannings jako Mefistofeles (Faust) – bezdyskusyjna gwiazda kina niemego, aktor o wielu maskach, wirtuoz mimicznej ekspresji… Choć specyficzna konwencja kina niemego nie przystaje do dzisiejszych standardów gry aktorskiej, wówczas przerysowane miny i teatralne pozy filmowego Mefista były jak najbardziej na miejscu i w cenie. I chociaż od premiery adaptacji filmowej dramatu Goethego minął już blisko wiek, diaboliczna kreacja Jannigsa wciąż zarówno wywołuje ciarki na plecach, jak i bawi kiedy trzeba. A dobrze wygrać groteskę nie jest łatwo, zwłaszcza w taki sposób, żeby się nie zestarzała po latach.
- Max von Sydow jako Antonius Block (Siódma pieczęć) – przed paroma dniami zmarły szwedzki artysta, w słynnym dramacie Bergmana dał najwyższej klasy popis swoich aktorskich umiejętności. Chyba wszystkim z nas utkwił w pamięci konfesyjny monolog bohatera przy kościelnej kracie. Jednak, biorąc pod uwagę całokształt jego gry aktorskiej w tym filmie, największe wrażenie na widzu robi podwójny wymiar roli, jaką dźwiga von Sydow – z jednej strony zakłada płaszczyk historycznych realiów i wciela się w postać średniowiecznego rycerza, z drugiej, wydobywa współczesne mu wartości filozofii egzystencjalnej. A przy tym wszystkim jest w stanie jednocześnie pokazać szeroką gamę emocji, od niemalże mnisiego skupienia, po błazeńską uciechę. Aktor orkiestra!
- Jack Nicholson jako Robert Eroica Dupea (Pięć łatwych utworów) – wielka rola w roli, można powiedzieć. Nicholson w tym filmie wciela się w postać wykształconego Amerykanina, utalentowanego pianisty z wyższej klasy średniej, który w akcie niezgody na panujące konwenanse i podziały, zaczyna żyć zwykłym życiem, zatrudniając się jako robotnik w rafinerii. Nowa rzeczywistość wymaga od niego również nowego sposobu bycia. Dlatego Nicholson w zależności od tego, czy jest w domu rodzinnym z muzycznymi tradycjami, czy w towarzystwie swojej dziewczyny – kelnerki w przydrożnym barze, zachowuje się diametralnie różnie. Wyrazistości i wiarygodności jego roli dodają gwałtowne napady gniewu bohatera. Rola podwójna.
- Kyle MacLachlan jako Dale Cooper / Dougie Jones (Miasteczko Twin Peaks / Twin Peaks) – początkowo myślałam, że to mój najbardziej emocjonalny wybór, ale po dłuższym zastanowieniu myślę, że postać Dale’a Coopera to dzisiaj zdecydowanie ktoś więcej niż przystojny agent specjalny FBI w przydużym płaszczu w stylu kina noir, z filiżanką “damn good coffee” w ręku… Szczera dobroć i empatia, jaką Kyle MacLachlan wykreował przez większą część Miasteczka Twin Peaks, zostaje po 25 latach przełamana. I o tyle, o ile doppelgänger Coopera jest jedynie prostym odwróceniem jego wcześniejszej kreacji, to postać Dougiego Jonesa, który zachowuje się jakby cierpiał na starczą demencję, stanowi ciekawe przesunięcie akcentów. Still damn good!
REKLAMA