JUŻ NIE ŻYJESZ. Jestem kobietą i jest mi z tym dobrze
Lubię być zaskakiwany. Szczególnie podczas wieczornego seansu. Już nie żyjesz zapamiętam jako jedno z milszych zaskoczeń tego roku. Niewiele bowiem wskazywało, że z nowej produkcji Netfliksa wyciągnę coś wartościowego, ale rzeczywistość okazała się inna.
Na czym polega ta niespodzianka? Już nie żyjesz wydaje się na pierwszy rzut oka rutynowym kinem na szpilkach, biorącym na warsztat relację dwóch dojrzałych kobiet po przejściach. W tej formie serial idealnie nadaje się na seans przy winie dla zżytych przyjaciółek. Nie czułem, bym do tego świata pasował, nie obchodzą mnie tego rodzaju historie, trudno mi się w nie zaangażować, co ma prozaiczną przyczynę – jestem facetem. Nowej produkcji Netfliksa dałem jednak szansę, zasiadając do niego z żoną, i już na samym początku zauważyłem, że może on stanowić dla mnie rodzaj narzędzia komunikacyjnego, pozwalającego lepiej zrozumieć kobiety, ich potrzeby, tajemnice i gniew.
Podobne wpisy
Bohaterkami Już nie żyjesz są Jen (Christina Applegate) i Judy (Linda Cardellini). Poznają się na terapii dla osób zmagających się z traumą po stracie bliskiej osoby. Pierwsza jest świeżo upieczoną wdową, której mąż zginął w wypadku samochodowym, a dokładnie, został śmiertelnie potrącony jako pieszy. Z kolei Judy to ta, która ponoć straciła narzeczonego. No właśnie, ponoć, bo szybko wychodzi na jaw, że niewiele jest w tym prawdy, co oczywiście rozsierdza Jen. Paradoksalnie jednak, to kłamstwo, a właściwie jego motywacja, stanowi zapalnik dla niecodziennej znajomości, bo kobiety czują, że przyciągają się wzajemnie – ze swoimi problemami – jak magnesy. Sęk w tym, że to nie koniec tajemnic Judy. Ale zdecydowany koniec tolerancji na kłamstwa u Jen.
Podczas seansu Już nie żyjesz moim pierwszym skojarzeniem był serial WIelkie kłamstewka od HBO. Tam także przybliżone nam zostały losy kobiet, które chcąc poradzić sobie z demonami przeszłości oraz męską opresją, mocno się ze sobą zżywają. Produkt Netfliksa autorstwa Liz Feldman obrał jednak własną, bardzo świeżą drogę, trudną do dosłownego przyrównania. Ciężar dramatyczny nie jest tutaj aż tak przytłaczający, gdyż serial przenika umiejętnie dawkowana ciepła i humorystyczna aura (co ma swój wyraz także w wyjątkowo jasnych zdjęciach i niesamowicie pozytywnych, epizodycznych postaciach). Z kolei bohaterki oraz ich relacje z mężczyznami mają inny wymiar skomplikowania. Tajemnica, która wisi nad historią, także różni się charakterem, ponieważ dla kobiet to nie mężczyzna okazuje się głównym wrogiem, ale paradoksalnie – one same.
A jeśli już o mężczyznach mówię, to nie da się ukryć, że Już nie żyjesz bardzo wpisuje się w lansowany trend produkcji tworzonych ku pokrzepieniu kobiecych serc oraz w ramach zachęty do wyjścia spod męskiego buta. Ale szczerze mówiąc, bardzo spodobała mi się problematyka ukazanych tu, międzyludzkich relacji. Daje się w nich bowiem dojrzeć sporych rozmiarów zagubienie i sugestię, jakoby kobieca siła była zakopana gdzieś bardzo głęboko pod stereotypami i ograniczeniami, a przy tym niezdolna do wyłonienia się za sprawą nieustannie podrzucanych przez codzienność kłód – w postaci relacji ze zbuntowanym synem czy też wrodzonej nieśmiałości. Kobiety chcą w końcu przejąć kontrolę, ale błądzą, nie potrafią tego zrobić. Antagonista, który dość niespodziewanie wyłania się z tej historii, został im bardzo wiarygodnie przeciwstawiony i w pełni wierzę, że jedna z kobiet przez lata potrafiła funkcjonować pod jego wpływem, gubiąc po drodze swój potencjał.
Drugim powodem, dla którego łatwo było mi kupić tę historię, jest aktorstwo. Applegate i Cardellini są po prostu kapitalne, bez dwóch zdań. Nawzajem się uzupełniają, stanowiąc przeciwległe bieguny. Obie niby mierzą się z podobnym problemem (mieszczącym się w przedziale zawodu miłosnego), ale przez różnicę charakterów ich rozwiązania znajdują odmienne finały. Applegate w końcu wróciła po latach telewizyjnego niebytu, choć był taki okres w jej karierze – gdy imię jej brzmiało Kelly – że była jednym z gorętszych nazwisk branży i mokrym snem nastolatków. Cardellini także nie jest dla mnie anonimowa – poznałem ją przy okazji Bloodline, gdzie zagrała dobrze, choć raczej ustępowała pola kolegom (braciom) z planu. Podziwiam ją jednak za to, jak radykalnie inny obraz kobiety zdołała oddać w Już nie żyjesz, kreując trochę zagubioną, trochę naiwną osobę.
Wracając do Applegate – to rola godna Złotego Globu. Stawiam dolary przeciw orzechom, że posypią się nominacje. Jej gniew i frustracja są tak żywe, naturalne i przejmujące, że nie pozwalały mi oderwać od niej oczu. Ciekawostkę stanowi fakt, że najwyraźniej podbudowała tę rolę własnymi przeżyciami. Aktorka przeszła podwójną mastektomię. Dlatego na jej prośbę dodano ten wątek do scenariusza. Efekt? Applegate musiała wziąć udział w terapii po zakończeniu zdjęć, ponieważ udział w serialu przywołał w niej wspomnienia z przeszłości.
Taki to właśnie prawdziwy i szczery serial jest, moi drodzy. Bardzo emocjonujący, nierzadko zaskakujący, o słodko-gorzkim smaku. Polecam.