Jeszcze o SŁOWIAŃSKIM bólu d***, czyli jak się ma WIEDŹMIN Netfliksa do książek Andrzeja Sapkowskiego
Kiedy w roku 1993 nakładem wydawnictwa superNOWA ukazały się dwa tomy opowiadań Andrzeja Sapkowskiego o charakterniku, Miecz przeznaczenia i Ostatnie życzenie, nie tylko ja na dobre rozpoczęłam swoją przygodę z fantastyką. Po rozczarowaniu, jakim dla mnie osobiście były nieco infantylne powieści J.R.R. Tolkiena, nasza rodzima seria trafiła dokładnie w moje gusta. Niebanalne postacie, niezwykle barwny język, swobodne i intrygujące podejście do baśni i legend sprawiły, że od tamtych lat sięgam po te książki od czasu do czasu, nadal dobrze się przy nich bawiąc.
Serial Netfliksa, tak niecierpliwie przez fanów serii wyczekiwany, pojawił się na platformie 20 grudnia ubiegłego roku i bije rekordy popularności. Widziałam go do tej pory dwa razy w całości. Po pierwszych odcinkach byłam tak zniesmaczona, że nie wiedziałam, czy dotrwam do końca. A jednak zrobiłam to, zrobiłam to ponownie, i wszystko wskazuje na to, że zrobię to jeszcze nie raz. Dlaczego? Bo serial jest rozrywkowo dobry. W oderwaniu od książek nieźle się broni, i to pomimo wielu błędów oraz mocno nieprzemyślanych decyzji, o których pisał między innymi Odys Korczyński. Trzeba jednak umieć go od powieści Sapkowskiego odkleić, ponieważ mija się z nimi w tak wielu aspektach, że dla fanatyków cyklu o Geralcie może być to nie do przyjęcia.
Nie mówię tutaj o drobnych zmianach scenariuszowych, które w ramach adaptacji tekstu na ekran są czasami konieczne, takich jak to, że Geralt rozmawia z Renfri w lesie, a nie w zajeździe, czy zaburzenia chronologiczne, które z Ciri robią panienkę zamiast dziecka. Wszystkie bez mała postacie z Gry o tron zostały postarzone o kilka lat i nikomu to nie przeszkadzało. Problemem dla większości widzów, którzy o przygodach Geralta nie raz i nie dwa czytali, zanim dane im było je zobaczyć na ekranie, jest wypaczenie charakteru niektórych postaci czy wymowy niektórych scen. Przyjrzyjmy się razem największym odstępstwom od książkowego pierwowzoru w pierwszym sezonie Wiedźmina.
Odcinek 1. Początek końca
Serial otwiera odcinek Początek końca, na podstawie opowiadania Mniejsze zło. W tomie Ostatnie życzenie ta historia pojawia się na trzeciej pozycji spisu treści, nie licząc podzielonej na fragmenty opowieści Głos rozsądku, która jednocześnie dzieli i spaja poszczególne opowiadania. Początek końca przedstawia historię konfliktu księżniczki creydeńskiej, Renfri, z magiem Stregoborem. Akcenty rozłożone są tu wyraźnie – Stregobor, ukrywający się przed szukającą zemsty dziewczyną, ukazany jest jako kat, zaś Renfri jako brutalnie skrzywdzona ofiara, w czym wydatnie pomaga śliczna buzia grającej ją Emmy Appleton. W literackim oryginale, będącym swobodną interpretacją bajki o Królewnie Śnieżce (które to odniesienie zostaje w serialu zupełnie pominięte), nie jest to jednak tak oczywiste. Do końca nie wiadomo, czy Renfri, którą przerażony lud nie bez przyczyny obdarzył przydomkiem okrutnej Dzierzby, była morderczynią na skutek rzekomych wrodzonych mutacji spowodowanych klątwą, czy na skutek losu, jaki zgotowali jej magowie. Pewne natomiast jest, że miała na koncie wiele ludzkich żywotów, odebranych z dużą uciechą w nie całkiem humanitarny sposób. Jej umiejętności władania mieczem nie wzięły się z niczego, a i fakt, że jej kompani tak chętnie za nią szli w bój, też nie brał się prawdopodobnie z czystej, platonicznej sympatii.
Podobne wpisy
Dodatkowo rozwiązanie konfliktu zostało w serialu Netfliksa mocno spłycone. Stregobor poprosił Geralta o likwidację monstrum w postaci zmutowanej dziewczyny, ten odmówił. Renfri poprosiła o pomoc w wywabieniu Stregobora z wieży i także spotkała się z nieprzychylnym przyjęciem. Gdy Geralt zorientował się, że Renfri mimo wszystko ruszy na wieżę, pospieszył do miasteczka i wyrżnął bandę Dzierzby, na końcu mordując ją samą. Dlaczego? W opowiadaniu pada hasło ultimatum tridamskiego. Renfri planowała mordować przybyłych na jarmark po jednym tak długo, aż Stregobor wyszedłby z ukrycia. Być może nie wyszedłby, dopóki ostatnia dusza nie uleciałaby ku miejscu przeznaczenia, być może nie wyszedłby wcale. A wtedy to nie Geralt zostałby Rzeźnikiem z Blaviken. Został nim, bo ludzie na jarmarku nie byli świadomi tego, co im groziło. Widzieli tylko skutek jego działań i dlatego nie chcieli mieć z nim do czynienia, uznając go za żądnego krwi potwora. Dla zaznajomionych z literackim oryginałem jest to oczywiste. Dla tych, którzy oglądają serial z czystą kartą, niezrozumiałe może być, dlaczego ludzie zareagowali tak, a nie inaczej – zwłaszcza Marilka, której przecież Geralt uratował życie i która wcześniej była wyraźnie nim zafascynowana.
Początek końca wprowadza też postać księżniczki Cirilli i Rzezi Cintry. To ten wątek, a nie wspomniany już wyżej Głos rozsądku, będzie stanowił więź zespalającą wydarzenia i postaci tego sezonu.
Odcinek 2. Cztery marki
W tym odcinku showrunnerka serialu, Lauren Hissrich, skoncentrowała się na pokazaniu nam początków Yennefer, rozbudowując obszernie wątek, który w powieściach skwitowany jest zaledwie kilkoma wzmiankami. Oglądamy zatem przyszłą magiczkę, która wiedzie smutne życie jako zdeformowana córka z nieprawego łoża, potem męczy się w Aretuzie, nie umiejąc wykonać najprostszych poleceń. Poznaje młodego maga Istredda i marzy tylko o tym, żeby być piękną i żeby ktoś ją kochał. Geneza postaci Yennefer jest interesująca i z pewnością jest wartością dodaną serialu. Niestety, poświęcając aż tyle czasu temu tematowi, scenariusz odcinka siłą rzeczy musiał mocno okroić opowiadanie Kraniec świata, które stanowi jego drugi wątek. Pojawia się w nim po raz pierwszy bard i poeta Jaskier, z którym wiedźmin poznał się nieco wcześniej, podczas festynu w Gulecie. Jaskier wpadł w kłopoty i, jak to on, musiał umykać przez rozsierdzoną rodziną przyczyny kłopotów. Bardziej zatem niż chętnie wybrał się z Geraltem na tytułowy kraniec świata, czyli w okolice słynnej Dol Blathanna, elfiej Doliny Kwiatów.
Z odcinkiem drugim kłopotów jest kilka. Przede wszystkim, okrojona fabuła. Do Geralta zwraca się chłop z prośbą o zabicie kradnącego plony „diaboła”. Po przybyciu na miejsce wiedźmin orientuje się, że rzeczony potwór to inteligentna istota, która pomaga ukrywającym się w górach elfom, przetrzebionych walkami z ludźmi, zmuszonych do wycofania się z dotychczas zajmowanych, żyznych dolin, które przejęli pod uprawy ludzie. Całość historii, w której kluczową rolę odgrywa sprawująca faktyczną władzę we wsi mała dziewczynka o imieniu Lille, została w serialu podsumowana jedną, wyrwaną z kontekstu rozmową Geralta i Filavandrela, przywódcy elfów. Ponownie nie znający fabuły widz może się pogubić w aluzjach, którymi przerzucają się rozmówcy, dziwne też wydaje się uporczywe powtarzanie wiedźmina, że nie jest człowiekiem. Z pewnością nie jest to argument ani za darowaniem mu życia, ani za odebraniem mu go. Niezrozumiały też może być gest Filavandrela, który nie tylko puszcza pojmanych wcześniej Jaskra i Geralta wolno, ale i obdarowuje tego pierwszego swoim własnym instrumentem, jako że lutnia Jaskra została zniszczona. Pominięcie w tej historii Lille, żyjącej między ludźmi Panny Polnej, oraz mocno obcięta scena z elfami de facto kastrują tę historię.
Dodatkowo należy zwrócić uwagę na fakt, że literacki Geralt, który wbrew obiegowej opinii uczucia miał, jedynie rzadko je okazując, wyjątkowo cenił sobie przyjaźń z Jaskrem. Przyznawał, że są przyjaciółmi i lubił jego towarzystwo, co w serialu Netfliksa nie jest takie oczywiste. Nie bez słuszności są te memy, które porównują relację wiedźmina z bardem do relacji Shreka i Osła z kultowej animacji – w produkcji Netfliksa bowiem Geralt mrukliwie ogania się od barda, niechętnie znosi jego przypadkowe często towarzystwo, a w odcinku Ginące gatunki wręcz je odrzuca. Tymczasem w Ostatnim życzeniu Sapkowskiego odpowiada na pytanie matki Nenneke, czy chce się widzieć z Jaskrem: „Oczywiście. Przecież to mój przyjaciel”, wyjaśniając następnie, że przeciwieństwa się przyciągają i chwaląc talent barda. To ustawia ich wzajemne stosunki w zupełnie innym kontekście. I o ile sam Geralt Netfliksa jest mniej więcej zgodny z duchem książek (i tu ukłony w stronę Henry’ego Cavilla, który potrafił wyjść poza swoją urodziwą buźkę i rzeczywiście wcielić się w rolę wiedźmina), i także beztroski Jaskier w postaci Joeya Bateya pasuje do błazeńskich, „kretyńskich kwileń” z prozy Sapkowskiego, to pomiędzy nimi zdecydowanie nie zagrało tak, jak powinno, i nie jest to wina panów, ale scenariusza.
Pomimo dwóch tak rozbudowanych historii do odcinka udało się wcisnąć jeszcze sekwencję z ucieczką Ciri przed Cahirem, oficerem wojsk Nilfgaardu, który miał za zadanie po Rzezi Cintry dostarczyć ją cesarzowi Emhyrowi. Do postaci Cahira jeszcze wrócimy, tu odnotujmy tylko, że w ucieczce pomaga serialowej Ciri elf Dara, który nie występuje w powieściach Sapkowskiego.