Seriale SCIENCE FICTION, które skończyły się ZA WCZEŚNIE

Nie wszystkie godne uwagi seriale science fiction zdołały doczekać się wielu sezonów jak Star Trek czy Z Archiwum X. Niektóre produkcje SF oglądaliśmy krótko, ale te kilkanaście odcinków wystarczyło, by zapamiętać je na długo. I chcieć więcej. Oto kilka przykładów seriali SF, które skończyły się za wcześnie i wciąż proszą się o kontynuację. Dorzućcie swoje typy w komentarzach pod tym tekstem.
FlashForward: Przebłysk jutra
Pamiętam, że był to jeden z tych seriali, który wciągnął mnie za sprawą swego interesującego, zagadkowego konceptu. Tradycja literatury mystery została tu zrealizowana podręcznikowo. Pomysł wyjściowy serialu jest prosty i bardzo konkretny – przychodzi taki dzień, nie wiedzieć jak i skąd, w którym wszyscy mieszkańcy Ziemi tracą przytomność na dokładnie dwie minuty i siedemnaście sekund. Cała zabawa polega na tym, by odpowiedzieć sobie na pytanie, w jaki sposób doszło do tego zjawiska i co się w trakcie tych dwóch minut działo. FlashForward: Przebłysk jutra to opowieść mozaikowa, bo przeplata przeróżne historie, które – tak, dobrze się domyślacie – w miarę upływu fabuły zaczynają się ze sobą przecinać. Ciekawe postacie, ciekawa problematyka i jeszcze ciekawsza tajemnica. Szkoda tylko, że im bliżej finału, tym szybciej topnieje nadzieja na wyjaśnienie całej tej draki. Produkcję skasowano, tajemnicy nie wyjaśniono – nad czym do dziś boleję.
Altered Carbon
To przykład serialu z ogromnym, powtórzę, ogromnym potencjałem, który to został niemal całkowicie zaprzepaszczony za sprawą nędznego drugiego sezonu, doprowadzającego do kasacji tytułu. Pierwszy sezon tego cyberpunkowego serialu, adaptującego książkę o tym samym tytule, również nie uniknął problemów, ale miał dwie rzeczy, które sprawiły, że zaskarbił sobie serca fanów SF – klimat oraz fajnego bohatera o twarzy Joela Kinnamana. Cyberpunkowe treści, o wyraźnie transhumanistycznych konotacjach, trwale pobudzały wyobraźnię oraz zadawały pytanie o możliwość kontroli śmierci w dobie prymatu technologii. Z kolei kryminalny sztafaż dodatkowo wkręcał nas w historię, otwierając jednocześnie możliwość do kontynuowania jej w kolejnych sezonach, przy udziale różnych twarzy bohaterów – zgodnie z założeniem serialu traktującego o technologicznej reinkarnacji. Gdyby tylko twórcy poszli śladem kapitalnego anime Altered Carbon: Resleeved, pewnie dałoby się z tego konceptu wyciągnąć wiele odcinków dobrej zabawy, a tak zabito tę prominentną markę, nim na dobre zdołała się rozkręcić. Wielka szkoda.
Terra Nova
Wiele bym dał, żeby znowu wrócić do tego świata w ramach sequela. Pamiętam, że na początku serial lekko mnie rozczarowywał, głównie za sprawą tonacji. Spodziewałem się czegoś poważniejszego, mroczniejszego, a otrzymałem bardzo cieplutkie kino familijne podszyte sensacją. Ale wystarczyło mi zaledwie kilka odcinków, by kupić tę konwencję. Czynnikiem, który przeważył tę szalę, był oczywiście kapitalny pomysł wyjściowy, wedle którego ludzkość postanowiła ewakuować się z wymierającego świata, obierając kurs na głęboką przeszłość. Miliony lat wstecz, w czasie gdy na ziemi królowały dinozaury, nasza planeta była w rozkwicie, co wedle twórców serialu mogłoby stanowić szansę na przetrwanie cywilizacji. Podstawowym problemem Terra Nova była jednak kasa – gołym okiem widać, że twórcy szyli jak mogli, by unikać drogich scen z CGI, a te, które zademonstrowali, delikatnie mówiąc, nie wyglądały najlepiej. A przypominam, że to serial o dinozaurach, na które widz siłą rzeczy czekał. Podejrzewam, że za decyzją o skasowaniu serialu stała sucha kalkulacja i wnioski, że tego tytułu tworzyć się po prostu nie opłaca. Szkoda, bo z takim pomysłem wyjściowym i przy większym budżecie mogłoby wyjść z tego coś potężnego, kontynuowanego przez lata ku uciesze fanów Parku Jurajskiego. Trzymam kciuki, by kiedyś się to udało.
Alcatraz
Podobne wpisy
O tym, jak wielki potencjał filmowy wciąż drzemie w aurze tajemniczości, którą owiane jest słynne amerykańskie więzienie, mówić chyba nie trzeba. Swego czasu udowodnił to chociażby Clint Eastwood, a innym razem Sean Connery. Wykorzystać to także postanowił J.J. Abrams, produkując w 2012 serial w klimacie mystery, łączący kryminalną zagadkowość z wątkami fantastyczno-naukowymi. Po sukcesie Zagubionych twórca najwyraźniej uznał, że koniunktura na labiryntowe historie będzie w świecie seriali długo żywa. Fabuła Alcatraz opowiada o przypadku, gdy detektywi próbują wyjaśnić zniknięcie więźniów i personelu, które miało miejsce przed laty w słynnym więzieniu. W jednej z głównych ról – Sam Neill. Mamy dwa plany czasowe, jest zawile, acz interesująco i wciągająco. Serial dzieli podobny casus co FlashForward – cóż z tego, że sekret utrzymuje naszą uwagę, jeśli za sprawą zamknięcia historii w jednym sezonie nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania, a co za tym idzie, rzetelnie ocenić tej produkcji. Kolejny to zatem serial widmo, w którym zmarnowano potencjał na ciekawą historię.
Firefly
Jeśli zastanawialiście się kiedyś, jak może wyglądać serial o przygodach Hana Sola, sięgnijcie po Firefly. Kapitan Malcolm Reynolds i jego załoga to po prostu koniokrady na zamówienie, którzy szukają swego miejsca w kosmosie. Po seansie serialu Jossa Whedona wiem już, jak powinna brzmieć definicja kultu. Co z tego, że efekty specjalne nie powalają, co z tego, że dialogi są czasem drętwe, a fabuła odcinków prosta jak budowa cepa? Klimat, moi drodzy, to klimat przyciąga tu do ekranu i nie pozwala od niego oczu oderwać. Czuć tu specyficzną swojskość i groteskę, czuć bijącą od postaci przyjaźń, czuć w końcu fantastykę twórczo tańcującą z folklorem, ukazującą złożoność świata. Tylko dziw bierze, że ta przygoda trwała tak krótko, bo jedynie czternaście odcinków. Owszem, twórcy nieco zrehabilitowali się fanom i nakręcili w 2005 roku pełnometrażową wersję przygód Mala i jego świty pt. Serenity. Ale to wciąż mało, chciałoby się więcej i więcej. Być może jednak właśnie ten niedosyt sprawił, że Firefly wciąż po latach jest tak dobrze wspominany.