Seriale, które najbardziej nas ROZCZAROWAŁY

W dzisiejszej odsłonie Szybkiej piątki piszemy o serialach, do których zasiadaliśmy z niemałymi oczekiwaniami, a które ostatecznie nas rozczarowały. Tradycyjnie zapraszamy do podawania własnych propozycji w komentarzach.
Agnieszka Stasiowska
1. Sześć stóp pod ziemią – zachęcano mnie do seansu całe lata i chyba o te lata za późno zaczęłam. Serial o rodzinie prowadzącej zakład pogrzebowy nie jest dla mnie nowością, dowcip, choć zapewne w swoim czasie świeży i zaskakujący, dziś trąci myszką. Nie wątpię, że zagorzali fani wracają do tej produkcji z dużym sentymentem, ale ci, którzy dopiero teraz planują rozpocząć znajomość z rodziną Fischerów, mogą się poczuć równie jak ja rozczarowani.
2. Prison Break – sam pomysł był nawet niezły. Brat skazanego niesłusznie człowieka popełnia przestępstwo, aby spróbować go uratować. Wykonanie jednak było tak absurdalne, że nie mogłam tego oglądać bez chichotu zażenowania. Michael zna plany więzienia jak własną kieszeń, ale na wszelki wypadek je sobie tatuuje… na plecach. Opracowuje skomplikowany plan, który bezwolnie realizują wraz z nim zarówno współwięźniowie, jak i pracownicy więzienia, zachowujący się, jakby był władcą marionetek, sterującym nimi wszystkimi. Nie, dziękuję.
3. Lucyfer – kolejna boleśnie skopana koncepcja. Upadły anioł, który prowadzi w Stanach klub ze striptizem, to mogła być naprawdę niezła zabawa. Niestety, całość sprowadzono do rozwiązywanych w ciągu jednego odcinka słabych zagadek detektywistycznych oraz wątku romansowego rodem z telewizji wenezuelskiej. Do poziomu scenariusza dopasowano drewniane aktorstwo, które z pani detektyw robi prostą jak budowa cepa lalę, a z szatana opóźnionego umysłowo gogusia.
4. Mare z Easttown – nagromadzenie wszystkich aktualnych i modnych nieszczęść tego świata w kilku odcinkach, z przewidywalnymi zwrotami akcji i w zasadzie od początku wiadomym rozwiązaniem zagadki. Serial oglądało się nieźle ze względu na rewelacyjny aktorsko duet Winslet–Pierce, ale nawet oni swoim talentem nie mogli przykryć płycizn scenariusza. Mogło być świetnie, wyszło przeciętnie, niestety.
5. Szpital New Amsterdam – ten sam przypadek, co wspomniany wyżej Lucyfer. Spodziewałam się dobrego serialu o życiu szpitalnego molocha. Czegoś na kształt ER albo nawet House’a, z ciekawymi przypadkami, procedurami, barwnymi postaciami. Nic z tego, New Amsterdam to obyczajówka dla znudzonych pań domu, osadzona w niezbyt rozbudowanym środowisku szpitalnym, gdzie najważniejsze jest, na kim spocznie oko urodziwego doktora Maxa i czy doktor Kapoor pogodzi się z synem. Szkoda.
Łukasz Budnik
1. Loki – bardzo lubię postać Lokiego i ekscytowała mnie perspektywa zobaczenia, jak krąży po czasie i przestrzeni w następstwie wydarzeń z Avengers: Końca gry. Niestety, zamiast porywającej fabuły zobaczyłem najgorszy dotychczas serial MCU, który nie wykorzystuje swojego potencjału (jak również tytułowej postaci i samego Toma Hiddlestona), wprowadza nieciekawą postać Sophie i koszmarny wątek jej relacji z Lokim i na tę chwilę – choć teoretycznie pokazuje istotne wydarzenia – wydaje się całkowicie zbędny. Fatalny finał!
2. Trzynaście powodów – miałem nadzieję na coś poruszającego, ciekawie ukazującego młodzież szkolną i z wrażliwością podchodzącego do delikatnej tematyki. Tymczasem dostałem rozwleczony (a przyznaję, że widziałem tylko jeden sezon z czterech – co?!) i smętny serial z postaciami, z którymi trudno mi było sympatyzować. Na czele z główną bohaterką, która koszmarnie mnie irytowała, a jej losy były mi zupełnie obojętne.
3. Wiedźmin – sezon 2 – dobrze bawiłem się na pierwszym sezonie i spodziewałem się równie dobrej rozrywki po kontynuacji. Niestety, drugi sezon Wiedźmina jest dla mnie niewypałem. Wątek Yennefer jest kompletnie nieangażujący, natomiast perypetie Geralta i Ciri niesie głównie charyzma Henry’ego Cavilla; gdy nie ma go na ekranie, serial po prostu siada. Zdecydowanie preferuję krytykowane rozwiązanie z pierwszego sezonu w postaci kilku linii czasowych i wątków; nadawało to większego dynamizmu.
4. Defenders – bardzo lubię Daredevila, dobrze bawiłem się na Jessice Jones, Luke Cage i Iron Fist to całkiem niezłe guilty pleasure. Po crossoverze można sobie było obiecywać trochę dobrego, ostatecznie wyszedł produkt bez duszy, biorący na tapet najmniej ciekawy według mnie wątek z Daredevila i niewykorzystujący naprawdę dobrej obsady.
5. Dr House – jeden z tych seriali, którymi – mam wrażenie – kiedyś wszyscy się zachwycali. Ja tymczasem lata temu się od niego odbiłem (po kilku odcinkach, które nie zachęciły mnie, by kontynuować), choć doceniam rolę Hugh Lauriego.