SZPITAL NEW AMSTERDAM. Leśna Góra po amerykańsku

Kiedy na platformę Netflix wjechał nowy serial Szpital New Amsterdam, miłośnicy historii zapisanych na lekarskich podkładkach zapewne rzucili się na niego jak Reksio na szynkę. Czy będą usatysfakcjonowani? Niekoniecznie.
Akcja serialu obraca się wokół postaci doktora Maxa Goodwina, który zostaje nowym dyrektorem medycznym olbrzymiego nowojorskiego molocha, najstarszego szpitala w mieście, New Amsterdam. (Swoją drogą, nie wiem, czy było to zamiarem twórców, ale miejsce ma tutaj ciekawa gra słów – New Amsterdam w skrócie nazywany jest „the Dam”, czyli po polsku tama – być może nawiązuje to do stale zatamowanych ścieżek do porady lekarskiej, które w pierwszym odcinku serialu wyglądają jak w naszych rodzimych placówkach). Goodwin jest wizjonerem, którego misją jest poprawa zastanej sytuacji, a pierwszą decyzją – likwidacja całego oddziału. Jego ofiarą pada kardiochirurgia, która według niego niedostatecznie dobrze służy pacjentom, ponad ich dobro przedkładając korzyści zatrudnionych tam lekarzy. Dla Maxa Goodwina bowiem wartością najwyższą, co niejednokrotnie podkreśla, jest pacjent. To jego potrzebom podporządkowany jest i sam szpital, i wszyscy w nim pracujący – od ordynatorów, poprzez stażystów i personel pomocniczy, aż po ostatniego woźnego. Zadaniem Maxa zaś jest zmienić wiecznie przepełniony szpital w sprawnie funkcjonującą, przynoszącą ulgę każdemu w potrzebie placówkę.
I na tym w zasadzie opiera się cały serial. Doktor Max o anielskim wejrzeniu niczym żywy święty krąży po korytarzach swojego nowego królestwa i słowem i czynem uzdrawia wszystkie jego bolączki. Ba, zapuszcza się nawet poza mury New Amsterdam i wyciągając dłoń do upadłych (ze swoim stałym tekstem – „Jak mogę pomóc?”), wprowadza w jego podwoje pełnych niedowierzania potrzebujących opieki lekarskiej pariasów. Czy to źle? Absolutnie nie. New Amsterdam to uroczy „feel good movie”, który podany w niewielkich dawkach działa na poddanego terapii pacjenta jak uśmiech doktor Zosi z Leśnej Góry. W Dam prawie wszystko się udaje, a nawet największe dramaty można okrasić budującą mową godną najlepszych kołczów. Tak jednak jak najlepsze nawet lekarstwo, tak i Szpital New Amsterdam w zbyt dużej dozie może przyprawić w najlepszym razie o żołądkowe kłopoty.
Jest zwyczajnie zbyt słodko. Maxowi (w tej roli Ryan Eggold, Czarne bractwo. BlacKkKlansman) pełen przejęcia dobrem pacjentów uśmiech niemal nie schodzi z twarzy. Mężczyzna jest tak zaangażowany, cierpliwy i z gruntu dobry, że widz, nieuważnie śledząc banalną akcję, nie może przestać myśleć o tym, jak to się stało, że opuściła go równie urocza i z gruntu dobra żona (Lisa O’Hare), na dodatek będąca w zaawansowanej ciąży. Para naturalnie dość szybko schodzi się z powrotem, ale aby nie było zbyt miło, okazuje się, że u Maxa zdiagnozowano chorobę nowotworową, co wynosi jego zajęcie kondycją szpitala i jego pacjentów na poziom hiperheroizmu.
Zespół doktora Maxa, jak na tak olbrzymi szpital, jest wygodnie nieliczny. Ponieważ każda z osób ma swoją historię do opowiedzenia, scenarzyści zadbali o to, żeby wątków nie było zbyt wiele – co mogłoby wzbudzić dyskomfort u mniej wymagającego widza. Mamy więc grono młodych, zdolnych i urodziwych – dr Lauren Bloom (Janet Montgomery) ma ADHD i chętkę na kolegę po fachu, dr Floyd Reynolds (Jocko Sims) jest jedynym uczciwym w szpitalu kardiochirurgiem, który wychodzi cało z czystki i jest zaangażowany w ruch BLM tak społecznie, jak i osobiście, dr Helen Sharpe (Freema Agyeman) to telewizyjna diwa, która po kilkuminutowym spotkaniu z nowym dyrektorem medycznym rzuca karierę w mediach i przywdziewa makijaż typu „nude”, aby nieść pomoc pacjentom onkologicznym. Drużynę uzupełniają nie tak młodzi i śliczni, ale za to sympatyczni przyjaciele – dr Iggy Frome (Tyler Labine), psychiatra z indywidualnym podejściem do każdego pacjenta, który wraz z mężem wychowuje trójkę adoptowanych w Bangladeszu dzieci, oraz dr Vijay Kapoor (Anupam Kher), neurolog o przenikliwym spojrzeniu, który zerwał kontakty z jedynym synem. Taki zestaw zapewnia odpowiednią różnorodność, prezentuje jednak problemy tak schematyczne, że bez mała nieistotne. Od pierwszych odcinków można mieć niemal pewność, jak potoczą się losy bohaterów serialu, można więc śledzić je z wygodnych poduszek kanapy bez większego niepokoju, że coś pójdzie nie tak.
Podobne wpisy
Co ciekawe, grupa bohaterów, pomimo że odpowiednio różnorodna, jest jednak hermetyczna – należą do niej wyłącznie lekarze. Pielęgniarki, stażyści, obsługa administracyjna i techniczna – osoby tak ważne w każdej placówce medycznej – są bądź całkowicie pominięte, bądź pojawiają się gdzieś na obrzeżach uwagi scenarzystów. Nie dodaje to ekipie szpitala New Amsterdam wiarygodności, a praca tego teoretycznie olbrzymiego molocha jest właściwie niewidoczna. Potrzebne było wprowadzenie, które otrzymał pierwszego dnia Max (a wraz z nim widz) od swojej asystentki, żeby uświadomić sobie, jak wielka to jest placówka, a i tak, przy tak poprowadzonej akcji, bardzo łatwo o tym zapomnieć. Nawet w momencie, kiedy the Dam przejmuje karetki innego szpitala i teoretycznie jest to olbrzymie wyzwanie logistyczne, medyczne i administracyjne – wszystko sprowadza się do trzech potraktowanych dość pobieżnie przypadków medycznych. A ciekawe jest to dlatego, że scenariusz serialu powstał w oparciu o książkę wydaną przez dra Erica Manheimera, który przez 15 lat był dyrektorem medycznym szpitala Bellevue. On także podczas swojej kariery zawodowej zmagał się z chorobą nowotworową, a książka jest zapisem jego zarówno zawodowych, jak i osobistych doświadczeń.
Jeśli jednak ktoś szukał w New Amsterdam następcy Ostrego dyżuru, dozna rozczarowania. Serialowi znacznie bliżej do Doktor Quinn czy naszego rodzimego Na dobre i na złe. Są to produkcje idealne do puszczenia w tle, przy okazji przygotowywania posiłku lub spożywania tegoż, świetne na poprawę nastroju czy złapanie oddechu po ciężkim dniu. Co prawda binge watching raczej odpada – chyba że ktoś ma dużą odporność na wysoki poziom ekranowego lukru – ale dwa, trzy odcinki z rzędu stanowią niezłą alternatywę dla, powiedzmy, kolejnej mało śmiesznej komedii romantycznej czy przewidywalnego filmu obyczajowego.
Na Netflix dostępne są na ten moment dwa sezony New Amsterdam – pierwszy liczy sobie 22 odcinki, drugi 18. Pierwszy odcinek sezonu trzeciego zadebiutował na antenie w marcu tego roku, Netflix nie potwierdził jeszcze, czy i kiedy najnowszy sezon pojawi się na platformie.