Sceny z klasyków kina, które wyjątkowo ŹLE SIĘ ZESTARZAŁY
5. Biały zbawca w „Diunie” (1984)
Diuna Davida Lyncha zestarzała się pod wieloma względami, co najlepiej obrazuje zestawienie jej z nową adaptacją książki Herberta w reżyserii Denisa Villeneuve’a. Koszmarne efekty specjalne, archaiczna reżyseria oraz plastikowe kostiumy i scenografia nie rażą jednak aż tak bardzo, jak przekaz filmu, który w latach 80. nie był dla nikogo szczególnie zaskakujący. Paul Atryda jawi się jako biały Mesjasz i zbawca zamieszkujących pustynne tereny Fremenów, co jest przykładem bardzo krzywdzącego toposu, występującego też m.in. w Avatarze czy Ostatnim samuraju. I choć krytycy wysnuwają wobec Diuny Villeneuve’a podobne zarzuty, należy pamiętać, że film, który trafił do kin w 2021 roku, jest jedynie pierwszą częścią większej całości, a w jego kolejnej odsłonie mamy poznać prawdziwy – antykolonialny i antyimperialistyczny – przekaz płynący z dzieła Herberta.
4. Rasizm w „Śniadaniu u Tiffany’ego” (1961)
Audrey Hepburn stworzyła w Śniadaniu u Tiffany’ego ikoniczną postać, która na zawsze zapisała się w historii kina, i nikt nie zamierza jej tego odbierać. Jednak sceny ukazujące jej japońskiego sąsiada lepiej wymazać z pamięci. Pan Yunioshi to postać utkana ze szkodliwych stereotypów, a do tego – co stanowiło dość powszechne zjawisko w latach 60. – zagrana przez białego aktora, Mickeya Rooneya, karykaturalnie ucharakteryzowanego na „typowego Azjatę”. Przykłady zabiegów określanych dziś jako blackface, yellowface, brownface czy redface w hollywoodzkich klasykach można mnożyć bez końca. I to w filmach o wiele nowszych niż ekranizacja opowiadania Trumana Capote’a. Na szczęście dziś każdy filmowiec już wie, że zamiast malować białych aktorów farbą, można po prostu zatrudnić aktora o innym niż biały kolorze skóry.
3. Mokre sny starszego pana o nastolatce w „American Beauty” (1999)
American Beauty to nagradzany klasyk, za który Oscary w 2000 roku otrzymali zarówno grający główną rolę Kevin Spacey, jak i reżyser Sam Mendes. To także świetny dowód na to, jak zmieniło się Hollywood w ciągu ostatnich 20 lat. Scena, w której główny bohater siedzi na trybunach sali gimnastycznej i ślini się do koleżanki swojej nastoletniej córki, uchodziła niegdyś za kultową. Dziś przyprawia o mdłości zarówno postawa głównego bohatera, jak i postać grającego go Kevina Spaceya. I to z tego samego powodu – niezdrowej fascynacji dorosłego mężczyzny nieletnimi.
2. Gwałt na żonie w „Przeminęło z wiatrem” (1939)
Jak bumerang powraca w tym zestawieniu temat zgody na intymność, ponieważ przerażające jest to, jak bardzo kino przez dekady gloryfikowało mężczyzn, którzy o nią nie pytali. Przeminęło z wiatrem to jeden z wielu takich przykładów, ale też przykład wyjątkowo dobitny. Ten absolutny klasyk i jeden z największych filmów w dziejach kina nadal zachwyca od strony realizacyjnej, a zdanie Frankly, my dear, I don’t give a damn (Szczerze, moja droga, nic mnie to nie obchodzi) nadal pozostaje najsłynniejszym cytatem filmowym w historii. W Gone with the Wind razi dziś jednak tak wiele rzeczy, że oglądanie go z czystą przyjemnością przestało być możliwe.
Wiele można powiedzieć o tym, jak krzywdzący jest w tym filmie obraz czarnoskórych postaci i ukazywanie historii z perspektywy „dobrego Południa”. Wierzę jednak, że już w latach 30. XX wieku średnio rozgarnięty widz brał to w duży nawias, mając świadomość, że czasy niewolnictwa to jedna z najczarniejszych kart w historii ludzkości. Natomiast relacja Scarlett i Rhetta przez dziesięciolecia uchodziła za burzliwą, lecz namiętną i romantyczną. Tymczasem w jednej z ostatnich scen uwielbiany przez pokolenia, seksowny i szelmowski Rhett upija się i gwałci swoją żonę. Co gorsza, za sprawą tego wydarzenia Scarlett budzi się następnego ranka w świetnym humorze. Oto przepis na udane małżeństwo – pokazywali w latach 30. twórcy Przeminęło z wiatrem – kiedy żona doprowadza cię do szaleństwa, po prostu weź ją siłą.
1. Obrzydliwy popis transfobii w filmie „Ace Ventura: Psi detektyw” (1994)
Jim Carrey jako Ace Ventura w latach 90. bawił widzów w każdym wieku. Zamiłowanie do jego koszmarnych wygłupów zawsze stanowiło dla mnie zagadkę, ale takie były fakty – widzowie kochali psiego detektywa. I z pewnością zaśmiewali się w głos, kiedy w finale filmu z 1994 roku dawał tak skrajnie obrzydliwy popis transfobii, że dziś nie da się go oglądać nawet do celów badawczych. Bohater grany przez Carreya wymiotuje, szoruje się i zanosi się od płaczu, kiedy orientuje się, że kobieta, do której się zbliżył, jest transseksualna. Następnie w finale filmu urządza jej publiczny lincz, podczas którego bije ją, obraża, obnaża, wrzuca do sadzawki, a na koniec depcze butem jej dłoń. Trudno ukryć zdziwienie, że ktokolwiek zgodził się wziąć w takiej scenie udział. Tak skrajnego bestialstwa nie da się bowiem wytłumaczyć ani tym, że „takie były czasy”, ani faktem, że „to przecież tylko żarty”. Finałowa scena filmu Ace Ventura jest po prostu nie do przyjęcia i powinna zostać zakazana. I to nie przez „poprawność polityczną”, lecz ze zwykłej ludzkiej przyzwoitości.
Znacie więcej podobnych przykładów? Napiszcie o nich w komentarzach!