Sceny filmowe NAJCZĘŚCIEJ WYŚMIEWANE w sieci
Z pewnością każdy z was ma swoje typy scen, które nie tylko powodują śmiech – taki żywy, niezobowiązujący i pozytywny – ale przede wszystkim zażenowanie, a poniekąd zdziwienie i złość, że coś takiego można nakręcić i jeszcze być z tego zadowolonym. Kicz, niska jakość techniczna, złe aktorstwo oraz dramatyczna naiwność – to cechy charakterystyczne dla scen, które są wyśmiewane. Niekiedy zdarza się również tak, że sekwencje te stają się podstawą memów, ale nie jest to tak częste, jak w przypadku scen, które wzbudziły pozytywniejsze emocje. W memie jego tło nie powinno wzbudzać chęci szydzenia, a tak jest w przypadkach, które zebrałem w tym zestawieniu. Dotyczy to również filmów, których owe sceny były mniej lub bardziej ważnymi częściami.
Pozowanie na dziobie Titanica, „Titanic”, 1997, reż. James Cameron
Pierwsze miejsce może zająć tylko jedna scena, czysty kicz wywołujący ciarki na plecach, a poza tym mem, w którym często podkreśla się naiwność tego sztandarowego momentu Titanica. Dla przypomnienia Jack (DiCaprio) i Rose (Winslet) stoją na dziobie statku o zachodzie słońca, całują się i udają, że magicznie latają pod wpływem rodzącego się między nimi uczucia. Co ciekawe sam Leonardo DiCaprio wyśmiał scenę wraz z Jonahem Hillem w Saturday Night Live w 2014 r.
Podobne:
Seks w wodzie, „Showgirls”, 1995, reż. Paul Verhoeven
Temat lubiany przez filmowców ze względu na romantyczną scenerię, często więc wykorzystywany w filmie jako tzw. przerywnik akcji. Nie inaczej stało się u Verhoevena, lecz romantyczna wizja seksu między bohaterami zeszła na dalszy plan ze względu na osobliwe zachowanie Nomi Malone. Tę scenę trzeba zobaczyć, bo trudno opisać, co się w tym basenie właściwie stało. Tylko jedno skojarzenie przychodzi mi w tej chwili do głowy – spółkowanie królików lub chomików, ale puszczone w przyspieszonym tempie. Na dodatek ta mlaskająca woda pod ciałem Nomi. Nie da się tej sceny brać na poważnie. To parodia erotyki oraz modelowy przykład, jak nie należy kręcić scen miłości.
Smok, „Wiedźmin”, 2001, reż. Marek Brodzki
Czytałem gdzieś w sieci taką opinię, żeby przestać się już naśmiewać z filmu Marka Brodzkiego. Wszyscy wiedzą, że jest zły, a smok stał się już legendą polskiej amatorszczyzny w zakresie efektów specjalnym. Nie da się jednak w takim zestawieniu pominąć tak szeroko komentowanej sceny, w której zabrakło środków finansowych nawet na poderwanie smoka do lotu. Tak więc zostawiam ten szczególny moment Wiedźmina wam do dalszego komentowania i przechodzę do sceny memicznej i niestety krytykowanej za patos oraz CGI.
Skok życia Anakina, „Gwiezdne wojny: Część III – Zemsta Sithów”, George Lucas
Pojedynek na Mustafar przeszedł do historii kina fantastycznego, gdyż zaprezentował widzom moment przejścia Anakina w Vadera. Szkoda jednak, że CGI oraz połączenie postaci z tłem ognistej planety nie dostało lepiej dopracowane, a wygrana Obi-Wana lepiej uzasadniona. Widzowie więc podśmiechują się z patosu wypowiedzi Kenobiego, chociaż wcale aż tak pretensjonalna nie jest. Trudno również czuć się przekonanym, że do skoku zmusiła Anakina wyłącznie arogancja. Może faktycznie był bardziej zmęczony, zdenerwowany, zdesperowany, że wtedy źle wymierzył. Ale jak to możliwe, że w ogóle dożył ratunku ze strony Palpatine’a?
Kłótnia z Lisą, „The Room”, 2003, reż. Tommy Wiseau
Tommy jest prawdziwym mistrzem, gdy kupuje kwiaty dla swojej ukochanej, gdy się z nią kłóci, spazmując, że jej nie uderzył, gdy wychodzi na dach i staje się dwoma osobami i wreszcie, gdy popełnia samobójstwo. Takie aktorstwo trudno sobie wyobrazić, że w ogóle mogło na ekranie zaistnieć. A jednak Wiseau o polskich korzeniach, nakręcił tego potworka, który uczynił go wątpliwie sławnym. „Delektujmy” się więc, jak Tommy z zaciśniętymi pięściami wykrzykuje do Lisy, że nigdy jej nie uderzył, że go rozrywa emocjonalnie, że wszystko jest źle, a on biedny sobie z tym nie poradzi.
Koszykówka, „Kobieta-Kot”, 2004, reż. Pitof
Jakie to jest złe – tak bym powiedział, chociaż całość filmu Pitofa nie zasługuje na tak szaleńczy hejt. W każdym filmie są słabsze momenty, a ten akurat dotyczy koszykówki, kiedy to Halle Berry stara się pokazać swoje umiejętności sportowe. Niestety scena jest tak tragicznie sfilmowana, że widać przeskoki, kiedy Berry jest twarzą do kamery, a kiedy zastępuje ją dubler, odwrócony plecami do widza. A na koniec nasza bohaterka kończy swój pokaz dosłownie na swoim zafascynowanym nią partnerze – Tomie.
Rozmowa, „Zdarzenie”, 2008, reż. M. Night Shyamalan
Pamiętam z dzieciństwa takie pismo „Nie z tej Ziemi”. Można było w nim przeczytać wiele ciekawych teorii spiskowych oraz koncepcji, jak się skontaktować z ukrytymi przed wzrokiem sferami rzeczywistości. Tak więc prócz eksterioryzacji, kosmitów i leczenia kamieniami szlachetnymi pisano o roślinach. O tym, że są świadome i należy do nich mówić, żeby odwzajemniły się nam rozkwitem, większą produkcją tlenu i dobroczynnego promieniowania. Tak mi się przypomniało to botaniczne szaleństwo, gdy zobaczyłem Marka Wahlberga mówiącego do kwiatka w biurze. I ten jego nabożny wzrok. Zapewne, gdy ekipa powiedziała „cięcie”, wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.
Zdjęcie hełmów przez załogę Prometeusza, „Prometeusz”, 2012, reż. Ridley Scott
Ileż to w Internecie czasu się poświęca na wykazywanie, jak załoga Prometeusza była głupia, że nie skontrolowała powietrza, nim ściągnęła hełmy. Ale ta zajadłość krytyki pokazuje tylko, że krytykującym niezwykle zależało na Prometeuszu, żeby był naukowy, spójny, po prostu doskonały. A tu przysłowiowy zonk. Idealnie nie jest, co nieraz opisywałem, również w przypadku lekkomyślnych członków załogi Prometeusza, nie wspominając już o idiotycznym zachowaniu kolonistów z Przymierza.
Neo walczy z kopiami Smitha, „Matrix Reaktywacja”, 2003, reż. siostry Wachowskie
Niektórzy są zdania, że na uwagę zasługuje tak naprawdę tylko pierwszy Matrix, a reszta to z filmu na film coraz bardziej pogarszająca się i odtwórcza fabuła, na dodatek ubrana w formę estetyczną z licznymi wpadkami. Przykładem takiej wpadki jest obszerna scena walki Neo z masowo replikującym się agentem Smithem. W niektórych momentach postaci wyglądają jak animacja z gry komputerowej, którą niedawno zaprojektowano w świecie 3D. Trudno się ogląda również sceny walki, które są nierówne, z mnóstwem niepotrzebnego slow motion, co jeszcze potęguje wrażenie taniości CGI.
Zabawa z Shaakami, „Gwiezdne wojny: Część II – Atak klonów”, 2002, reż. George Lucas
Scena-mem. Szwankuje nie tylko forma wizualna, ale i treść, która traktuje relację Anakina i Padme, jakby grali w komedii romantycznej. Co do efektów specjalnych, dziwnie się krytykuje sagę Gwiezdne wojny, skoro wiadomo, że jest to cykl po mistrzowsku wykorzystujący możliwości techniki, i to niezależnie czy są to lata 70., czy XXI wiek. A jednak. Tandetne CGI użyte do stworzenia Shaaków przeniosło tę scenę na zupełnie nowy poziom żenady. Ze swojej głowy nie mogę wymazać wspomnienia, kiedy Anakin próbuje skakać na czymś w rodzaju ziemniaków z nóżkami i ogonkiem.