RÓD SMOKA vs. WŁADCA PIERŚCIENI. Który serial FANTASY zdobędzie nasze serca?
Lubicie fantasy? To się bardzo dobrze składa. W sierpniu i wrześniu swoją premier mieć będą dwa seriale, którym nieobca jest stylistyka magii i miecza. Co nie mniej ciekawe, oba te seriale są swego rodzaju prequelami.
Szczerze mówiąc, nie pamiętam, by kiedykolwiek w jednym czasie tak wielkie produkcje tego gatunku miały okazję pojedynkować się o naszą uwagę przed telewizorami. Pod koniec sierpnia do dystrybucji HBO Max wchodzi wyczekiwany i głośny Ród smoka, czyli prequel nie mniej głośnej Gry o tron. Tęskniliście za Westeros? To pozycja przeznaczona specjalnie dla was. Natomiast jeśli wolicie fantasy nieco mniej wyuzdane, nieco mniej drapieżne, ale nie mniej epickie, platforma Amazon zaprezentuje we wrześniu pozycję, obok której każdy fan fantasy nie powinien przejść obojętnie. Wejdziemy bowiem ponownie do świata Śródziemia zaprojektowanego przez J.R.R. Tolkiena. Zbliża się premiera Władcy Pierścieni: Pierścieni Władzy.
Co wiemy o Rodzie smoka?
Ród smoka (premiera 22 sierpnia) to nowy serial produkcji HBO, który ma zagospodarować dziurę po Grze o tron. Prominentny serial, który po ośmiu sezonach w atmosferze kontrowersji zszedł z anteny (mam tu rzecz jasna na myśli rozczarowanie fanów finałem tej historii), poniekąd wraca do nas, ale w zupełnie nowej odsłonie, obierając inną perspektywę świata Westeros. Tym razem przedstawiona zostanie historia rodu Targaryenów (tego samego, z którego wywodzi się niechlubna zwyciężczyni gry o tron), sygnującego się smoczym herbem. Dziesięcioodcinkowy serial przeniesie nas do znanego z Gry o tron świata, ale wydarzenia będą mieć miejsce ponad 200 lat przed słynną rebelią Roberta Baratheona, będącej punktem wyjścia dla fabuły oryginalnego serialu. Serial opowie, jak Targaryenowie rośli w siłę i rywalizowali o władzę. Podstawą scenariusza ponownie stała się proza George’a R.R. Martina, czuwającego nad projektem także jako producent wykonawczy. Bazowano na książce Ogień i krew wydanej w 2018 roku.
Oprócz Martina w projekcie karty rozdają Ryan J. Condal i Miguel Sapochnik. Jak wiadomo, twórcy Gry o tron, David Benioff i DB Weiss, zostali odsunięci od projektu. W obsadzie widowiska znalazły się takie nazwiska jak Matt Smith, Olivia Cooke czy Rhys Ifans. Jak to jednak w przypadku Gry o tron bywa, paleta ciekawych postaci będzie i tym razem bardzo szeroka. Można także szykować się na inscenizacyjny rozmach. Tym razem cofamy się do czasów, gdy smoki mają się dobrze, więc ekipa od efektów specjalnych z pewnością miała pełne ręce roboty. Mówi się, że jeden z odcinków Rodu smoka kosztował mniej więcej 20 milionów dolarów (jest to kwota porównywalna do produkcji poprzednich sezonów Gry o tron).
Co wiemy o Władcy Pierścieni: Pierścieniach Władzy?
Wiemy tyle, że tytuł projektu to wybitny przykład masła maślanego (bo któż by pomyślał, że serial o Władcy Pierścieni, opowie o… pierścieniach władzy). Ale tak po prawdzie jest to serial, na który czekają chyba wszyscy, szczególnie ci zaznajomieni zarówno z prozą Tolkiena, jak i z filmami Petera Jacksona. Jeśli podtrzymamy tezę, że trylogia Tolkiena to najważniejsze dzieło literackie XX wieku, a trylogia Jacksona to najważniejsze dzieło filmowe XXI wieku, nie da się nie czekać na serial będący rozwinięciem tej legendy.
Za produkcje wziął się Amazon. Na samo kupienie praw autorskich od spadkobierców Tolkiena studio wydało 250 milionów dolarów. Biorąc pod uwagę, że około 500 milionów dolarów przeznaczono na produkcję tej ośmioodcinkowej serii, mówi się, że w całościowym ujęciu nowe show Amazona mogło kosztować nawet… miliard dolarów. Czy warte było tego ryzyka? Czy pieniądze nie poszły w błoto? Przekonamy się już 2 września.
Ponoć nad projektem czuwa niejaki Tom Shippey, który jest ekspertem z zakresu twórczości J.R.R. Tolkiena. Przyznał on, że Instytut Tolkiena nie zgodził się, by akcja osadzona była w innej erze niż druga. Nie możemy zatem liczyć, że powstaną jakiekolwiek nawiązania do scen i wątków filmowej trylogii Władcy Pierścieni, bo te dzieją się w trzeciej erze. Serial będzie więc penetrował inne rejony tego świata. Twórcy będą tu mieli spore pole do popisu, ponieważ druga era nie została przez Tolkiena dokładnie opisana. Warunek był tylko taki, by twórcy trzymali się trzonu, który miał stanowić Silmarillion i Niedokończone opowieści.
Twórcami projektu są Patrick McKay i J.D. Payne. W serialu zobaczymy praktycznie same nowe twarze, na co można patrzeć z dwóch stron – nazwiska nie przyciągają, ale bardzo możliwe, że w przypadku sukcesu serialu na naszych oczach narodzą się nowe gwiazdy.
Który serial wygra pojedynek?
To są naprawdę bardzo podobne twory. Odnoszą się do podobnego ducha czasu. Oba zapewnią widowiskowość za sprawą ogromnych pieniędzy wpakowanych w realizację. Oba zawierać będą bardzo szeroką paletę postaci, w której z pewnością każdy z nas odnajdzie tę jedną, z którą będzie chciał się identyfikować. Oba twory są prequelami, cofają więc wskazówki świata, który zdołaliśmy już poznać, by prześledzić jego przeszłość. Oba też, a jakże, są fantasy skąpanym w duchu poprawności politycznej, w której różnorodność rasowa ma jednocześnie tworzyć odniesienie do świata, w którym żyjemy.
Jeśli miałbym dziś postawić pieniądze na to, która z produkcji osiągnie większy sukces kasowy, wybór byłby trudny, ale postawiłbym na Ród smoka.
Widząc tak wiele podobieństw i dobrych chęci twórców, powód, dla którego bardziej wierzę w Ród smoka, jest prozaiczny – bo oczekiwania względem tej produkcji są po prostu mniejsze. Bierzcie pod uwagę, że kultowa już Gra o tron to serial, który zakończył się tak, że dla wielu (nie dla mnie) było to doświadczenie rozczarowujące. Nowy serial z tego uniwersum ma zatem coś do udowodnienia, otrzymuje szansę zmazania tamtej plamy, ale jednocześnie pułap oczekiwań zostanie obniżony, ponieważ ludzie jeszcze dobrze pamiętają pomysły scenariuszowe, które według nich zostały źle zaprezentowane. Twórcy Rodu smoka mieli więc już na starcie a) gotową wskazówkę jakich błędów nie popełniać, b) wygodny punkt wyjściowy, bo osadzony w kochanym świecie, ale oderwany od znienawidzonych wątków.
Wystarczyło więc odrobić pracę domową i zwolnić twórców odpowiedzialnych za porażkę. Chwycić z półki inną książkę Martina i poprosić go, by na chwilę przerwał pisanie finału Pieśni lodu i ognia. Zebrać jeszcze raz ekipę i pozwolić na to, by sztuka mogła się ponownie zadziać. A nuż się uda… i dostaniemy serial o losach Jona Snowa.
Co z tym Władcą Pierścieni?
Według mnie o wiele trudniej mieli twórcy serialu Władca Pierścieni. Ze spadkobiercami twórczości Tolkiena mieli niemałą przeprawę i założę się, że negocjacje były gorące. Niby wygospodarowano przestrzeń do zapełnienia świeżą wizją, ale jeśli jest to przestrzeń bez wyraźnego związku z tym, co zdołaliśmy już pokochać u Jacksona, to czy będzie to równie interesujące? Świat mógł znać książkowego Władcę Pierścieni przed filmami, ale kto, do cholery, czytał Silmarillion (nieskromnie podnoszę rękę ku górze)?
To pierwsze ryzyko. Drugie wiąże się ze wspomnianym już ogromnym budżetem. Amazon będzie gryzł ziemię, by osiągnąć tu sukces. W odróżnieniu do twórców Rodu smoka oni nie mają jednak za zadanie odwrócenia negatywnego wrażenia. Oni muszą działać tak, by uczucia milionów fanów na całym świecie nie zostały naruszone (przy jednoczesnym dbaniu o poprawność polityczną, sic!), a to według mnie jest prostym sposobem na to, by zabić w tym projekcie kreatywność.
Osobiście nie widzę w zwiastunach show Amazona polotu. Widzę jednak gładki jak pupka niemowlęcia materiał, który ma zadowolić każdego. Kino zna już kilka przykładów filmów i seriali, które za sprawą tego, że kontynuowały bądź uzupełniały dzieło, które ani kontynuacji, ani uzupełnienia nie potrzebowały, poniosły sromotną porażkę. Po tym, jak zademonstrowany został pierwszy zwiastun Władcy Pierścieni, internet zalała fala hejtu. Atakowano przeróżne aspekty, ale najbardziej nie podobał się wygląd elfów i krasnoludów. Według mnie to może być jednak najmniejszy problem tego projektu. Większym wyzwaniem będzie moim zdaniem nakreślenie takiej fabuły, która będzie zdolna reklamować ten projekt niezależnie od świata, z którego pochodzi.
Nowa Gra o tron musi mieć wystarczająco dobrze rozpisaną intrygę i polityczny pazur, by utrzymać nas przy ekranach. Serialowy Władca Pierścieni musi zrobić znacznie, znacznie więcej, jeśli chce w jakikolwiek sposób być przyrównany do prozy Tolkiena bądź genialnej serii Petera Jacksona. Niemniej obydwa projekty, jak się domyślacie, obejrzę z dużym zainteresowaniem, do czego i was zachęcam.