Reżyserzy, którzy NIGDY nie byli w SZKOLE FILMOWEJ
Mówi się, że wrodzonego talentu nie da się wyćwiczyć, a przyszła droga zawodowa zależy pół na pół od szczęścia i ciężkiej pracy. Nie zawsze uzyskanie dyplomu w danej dziedzinie gwarantuje nam posadę marzeń, wręcz przeciwnie – to wypadkowa wielu czynników, a specem w branży można się stać nawet bez odpowiedniego wykształcenia. Ile mamy w końcu przykładów najpopularniejszych aktorów, wielokrotnie nominowanych do Oscara i innych ważnych nagród, którzy ukończyli kierunki kompletnie niezwiązane z aktorstwem albo w ogóle nie interesowały ich studia i całe swoje starania włożyli w setki castingów, które wreszcie otworzyły im drzwi do wymarzonej kariery. Nie tylko o aktorach jednak mowa – ci reżyserzy, jakich dziś postrzegamy jako mistrzów kamery, najlepszych z najlepszych, autorów naszych absolutnie ulubionych produkcji, nie spędzili ani dnia na studiach filmowych, udowadniając światu, że do szczęścia i sławy niepotrzebny im kawałek papierka. Jesteście ciekawi, o kim mowa?
Quentin Tarantino
Praktycznie każde nazwisko w tym zestawieniu może zaszokować, jednak w tym przypadku szczególnie trudno uwierzyć w to, iż jeden z najbardziej uznanych reżyserów wszech czasów wcale nie nauczył się tego fachu w szkole. Quentin Tarantino mimo braku teoretycznego przygotowania niemal całe życie spędził w otoczeniu filmów – w wieku 15 lat porzucił tradycyjną naukę, by zamiast tego zatrudnić się w kinie, a następnie w wypożyczalni kaset video. Jako młody, zafascynowany filmową kulturą chłopak doskonale wiedział już, co chce osiągnąć w przyszłości. W jednym z wywiadów artysta otworzył się na swoją decyzję o zakończeniu edukacji na tak wczesnym etapie: Kiedy pytają mnie, czy poszedłem do szkoły filmowej, odpowiadam: nie, poszedłem do filmów. Zwrócił także uwagę na to, że aby stać się zawodowym filmowcem, trzeba zwyczajnie zatonąć w świecie kina, być pasjonatem i robić to, co się kocha i uważa za słuszne – wtedy nie ma innej opcji, oprócz stworzenia świetnego, unikatowego dzieła. Cóż, jeśli ta filozofia zadziałała, by w historii kina pojawiło się Pulp Fiction czy chociażby Bękarty wojny – zadziała i w waszym przypadku, jeśli reżyseria to wasze marzenie.
David Fincher
Jeden z moich ulubionych współczesnych twórców, którego Fight Club, Zaginiona dziewczyna i Siedem należą do moich absolutnych klasyków. David Fincher trzyma w napięciu, wnikliwie bada psychologię swoich postaci i wyjaśnia czarne strony człowieczeństwa, mocno szargając przy tym nerwy widza. Bez żadnego filmowego wykształcenia udało mu się zaprowadzić swoje dzieła na najważniejsze gale branżowe – jego filmografia uzyskała łącznie ponad 40 nominacji: do Oscarów, Złotych Globów i innych prestiżowych nagród. Fincher nigdy nie interesował się wiedzą teoretyczną – w wieku 18 lat znalazł pracę jako asystent amerykańskiego reżysera Johna Korty’ego. To doświadczenie otworzyło go na świat filmowy i przygotowało do samodzielnych projektów. Jako swoich filmowych idoli Fincher wielokrotnie wymieniał Alfreda Hitchcocka, Ridleya Scotta, Alana Pakulę i Martina Scorsese.
Greta Gerwig
Jedno z najgłośniejszych nazwisk w świecie reżyserii ostatnich lat, a przy tym idealny przykład na to, jak sprawnie przeskoczyć można z profesji w profesję (i stać się w niej mistrzynią). Greta Gerwig zaczynała jako aktorka (występ w Frances Ha zapewnił jej nawet nominację do Złotego Globu), jednak to nie ta strona kamery okazała się dla niej właściwym miejscem. Już jako młoda dziewczyna tworzyła swoje pierwsze etiudy filmowe i to wcale nie na filmowym wydziale – artystka ma bowiem dyplom z anglistyki. W 2006 roku zaliczyła swój debiut ekranowy, a podczas jednego z pierwszych poważnych projektów poznała także swojego przyszłego męża Noaha Baumbacha, z którym tworzy ceniony duet reżysersko–pisarski we współczesnym kinie. Wraz z premierą Lady Bird oceniona została jako wschodząca gwiazda kobiecej reżyserii, być może z powodu wypływającej z ekranu autentyczności, którą bazowała zresztą na własnych nastoletnich przeżyciach. Dobre przyjęcie Małych kobietek i miażdżący sukces Barbie jedynie dodał jej skrzydeł.
Paul Thomas Anderson
Znacie kogoś, kto po zaledwie kilku dniach zdecydował się porzucić karierę uniwersytecką? Do tej odważnej grupy osób należy Paul Thomas Anderson, który odszedł z college’u po 48 godzinach bycia studentem. Ideologiczny spór z jednym z wykładowców nakazał mu podążać własną ścieżką, która doprowadziła go na sam szczyt. Po odejściu z New York University Anderson zatrudnił się jako pomocnik przy produkcji filmów, gdzie nauczył się praktycznego podejścia do tworzenia (chociaż własne próby podejmował już jako dziecko, pisząc i reżyserując pierwsze kilkudziesięciominutowe filmy). Jego przełomem określany jest Boogie Nights, aż trzykrotnie nominowany do Oscara. W swoich filmach często podejmuje trudną, intelektualną i filozoficzną tematykę, a częstym ich gościem jest wybitny aktor Daniel Day-Lewis.
Wes Anderson
Stylu Wesa Andersona nie da się podrobić – dla jednych ulubieniec, dla innych zupełnie niezrozumiały filmowiec i scenarzysta, jednak bezapelacyjnie jeden z najczęściej omawianych współcześnie reżyserów. Twórca całe dzieciństwo spędził na oglądaniu filmów, natomiast dyplom na uniwersytecie zrobił nie z reżyserii, a filozofii. Przełomem okazał się dla niego krótkometrażowy film, do którego zaprosił aktora Owena Wilsona, kolegę ze studiów, z którym łączyło go wspólne marzenie – zacząć robić filmy na poważnie. Artysta zaczął więc wcielać je w życie w latach 90., kiedy powstały jego pierwsze pełnometrażowe produkcje, w tym słynny Rushmore.
Alfred Hitchcock
Mistrz suspensu, reżyser, którego dzieła są obowiązkowym elementem dyskusji w szkołach filmowych, sam do takiej nie uczęszczał. Hitchcock przeszedł przez kilka skrajnie różnych kierunków studiów – zaczął od inżynierii, a po przebranżowieniu się został studentem kreatywnego pisania. Kiedy Paramount otworzyło swoją londyńską siedzibę, przyszły artysta znalazł tam pierwsze zatrudnienie i współpracował przy produkcji kilkunastu niemych filmów. Następnie przeniósł się do Gainsborough Pictures, tam był już głównym asystentem reżysera. Pierwszym samodzielnie wyreżyserowanym przez niego filmem był The Pleasure Garden, wszystkich swoich umiejętności nauczył się w praktyce. Wiele lat później, po uznanych przez krytyków Ptakach i Psychozie, mimo braku filmowego wykształcenia, w ramach wkładu w światową kinematografię został odznaczony honorowym stopniem naukowym na Uniwersytecie w Santa Cruz.
Christopher Nolan
Obydwoje sprawcy tegorocznego Barbenheimera znaleźli się w tym samym zestawieniu – także i Christopher Nolan nie skończył kierunku reżyserskiego, a dziś określilibyśmy przecież jego dzieła jako trzon współczesnej filmowej kultury. Tworzy własne alternatywne światy, często zaburzone chronologicznie fabuły, jest kinowym postmodernistą i nie lubi oczywistych rozwiązań – żadnej z tych cech nie wyrobił sobie w szkole filmowej. Jest zwolennikiem praktycznego nabywania umiejętności, co jeszcze bardziej podnosi rangę jego dotychczasowej reżyserskiej pracy. Studia ukończone na kierunku literatura angielska wykorzystał do tworzenia wyjątkowych scenariuszy, jak chociażby niezapomnianej Incepcji, a operować kamerą nauczył się również świeżo po studiach, przy kręceniu niezależnych krótkometrażówek.
James Cameron
Dokładnie tak – autor 3 z listy 10 najbardziej dochodowych filmów wszech czasów nigdy nie uczęszczał do szkoły filmowej. Od dziecka był jednak wielkim fanem kina, a za dzieło, które zainicjowało w nim chęć do tworzenia, uznaje tytuł z 1963 roku Jason and the Argonauts. Cameron niegdyś ostro wypowiedział się na temat adeptów reżyserii, którzy wierzą w to, iż najwięcej nauczą się o tym zawodzie właśnie ze szkolnej ławki. Jego zdaniem kierunki filmowe potrafią zniszczyć człowieka od środka i czasem potrzebne są lata terapii, by wyleczyć się z chorych metod, jakich wykładowcy używają, by zmotywować studentów do pracy. Jeśli chcesz być reżyserem, bądź reżyserem – powiedział dla „LA Times”, wskazując na to, iż z pewnością więcej nauczył się, obserwując swoich branżowych idoli w akcji, niż ucząc się o nich z książek.
Tim Burton
Zamiast reżyserii, Tim Burton studiował animację na California Institute of the Arts. Znany ze swojego unikatowego stylu i tworzenia bardzo charakterystycznych, ekscentrycznych postaci artysta ma na koncie produkcje takie jak Edward Nożycoręki, Sok z żuka, Alicja w Krainie Czarów czy najnowszy sukces na małym ekranie – serial Wednesday od Netflixa. Już w szkole Burton tworzył mnóstwo krótkometrażowych filmów animowanych, których oryginalność zaciekawiła przedstawicieli spółki Walt Disney Productions. Został przyjęty jako stypendysta, pracował jako projektant graficzny i animator. Mimo iż w jego przyszłej karierze znacznie bardziej wyróżnił się jako reżyser, nie porzucił pasji do rysunku – jest także autorem komiksów i książek poetyckich, które sam ilustruje.
Steven Spielberg
Mistrz, którego kalifornijska filmówka odrzuciła z powodu zbyt niskich ocen nie raz, nie dwa, a trzy razy, zanim udało mu się osiągnąć międzynarodowy sukces i wpisać się na karty historii. Spielberg od lat dziecięcych wykazywał zainteresowanie filmem i jako 12-latek kręcił już pierwsze amatorskie tytuły zużytą kamerą swojego ojca. Liczne programy stypendialne okazały się dla niego kompletnie zbędne – zdaniem wykładowców nie pasował do tego środowiska, i być może dzięki temu osiągnął w życiu to, co osiągnął. Zamiast nauczyć się fachu reżyserskiego na studiach, Spielberg zaczął kręcić materiały dla telewizji, gdzie dostrzeżono jego talent i zaproponowano pierwszy długoterminowy kontrakt. Po realizacji kilku telewizyjnych filmów Spielbergowi powierzono kultowe Szczęki, co oficjalnie rozpoczęło jego imponującą karierę.