5 filmów koreańskich, które TRZEBA znać!
Pusty dom
Reżyser Ki-duk Kim został zauważony w roku 2000, kiedy to na weneckim festiwalu zaprezentowano jego piąty już film, Wyspę, jednak sławę i uznanie na całym świecie przyniósł mu refleksyjny, niemal poetycki dramat Wiosna, lato, jesień, zima… i wiosna. Od tamtej pory Kim uznawany jest za czołowego przedstawiciela koreańskiego kina, a on sam regularnie dostarcza nowych produkcji, które zachwycają i jednocześnie szokują. Kim operuje bowiem w równym stopniu pięknem, co przemocą. Jego filmy, choć nastrojowe i wizualnie oszałamiające, prezentują świat zamieszkany przez brutalnych, bezlitosnych ludzi.
Tak właśnie jest w Pustym domu. Głównym bohaterem tego dzieła jest młody mężczyzna włamujący się do domów, których właściciele są na wakacjach. Jego celem nie jest kradzież – wręcz przeciwnie, dokonuje w mieszkaniach małych napraw lub robi w nich porządki, w zamian częstując się jedynie odrobiną jedzenia z lodówki. Jeden z domów, do którego się włamuje, okazuje się nie być pusty, co przynosi zwrot w jego dotychczasowym życiu.
Pusty dom to esencja kina. Słów pada w nim niewiele, a całą historię jesteśmy w stanie odczytać z obrazów, ruchu, montażu i aktorstwa. Dosłowność i symbolika mieszają się, a my jesteśmy świadkami smutnej, choć pięknej historii miłosnej, która nie pozwala o sobie zapomnieć jeszcze długo po zakończeniu seansu.
Potwór
Największy finansowy hit dekady. Jeden z najlepiej zarabiających południowokoreańskich filmów w historii. Doceniany zarówno na festiwalach, jak i wśród krytyków. Artystyczny i komercyjny przebój. Panie i Panowie – oto Potwór. Jak go określić? Horrorem? Filmem katastroficznym? Dramatem rodzinnym? Kinem zaangażowanym społecznie? No właśnie – wszystkie te etykietki pasują do mistrzowskiego obrazu Joon-ho Bonga, bez wątpienia najciekawszego współczesnego reżysera koreańskiego. I to właśnie chyba ten gatunkowy i tematyczny miks stał się podstawą sukcesu filmu o żyjącej w zanieczyszczonej rzece zmutowanej jaszczurce, która atakuje mieszkańców pobliskiego miasta.
Film sprawdza się jako pełen napięcia horror, w którym bestia atakuje bohaterów i nikt nie może czuć się bezpiecznie, ale także jako satyra na nieudolność i niekompetencję rządu, który w momencie zagrożenia nie jest w stanie zagwarantować obywatelom należytej opieki. Co ciekawe, pomysł na historię został oparty na incydencie z roku 2000, kiedy to wojska amerykańskie stacjonujące w Korei wpuściły do jednej z licznych rzek na półwyspie tony trujących odpadów. Ta antyamerykańska i antyrządowa przesłanka filmu została doceniona w… Korei Północnej, gdzie film przyjęto bardzo ciepło, co jest ewenementem na skalę światową.
Ujrzałem diabła
Obraz, który z Wami zostanie na długo. Motyw zbrodni, zemsty i pokuty nabiera tutaj cech przypowieści, a film oferuje epickie proporcje w prezentowaniu historii. A ta dotyczy serii zabójstw dokonanych przez psychopatę, który wyraźnie odnajduje radość w pozbawianiu życia młodych kobiet. Wszystko komplikuje się, kiedy jedną z przypadkowych ofiar staje się dziewczyna o bardzo nietypowych znajomościach. Nie dość, że jest córką komisarza policji, to jeszcze jej narzeczony należy do tajnych służb. Zrozpaczony mężczyzna, specjalista w tropieniu, postanawia odnaleźć mordercę i dokonać na nim srogiej zemsty w zapalczywym gniewie…
Gra w kotka i myszkę jest tutaj grą tylko z nazwy. To śmiertelna rozgrywka, która, rozłożona w czasie, sprawia, że w kolejne akty zemsty angażujemy się coraz bardziej. Młody agent nie przebiera w środkach, by odnaleźć seryjnego mordercę. Ale kiedy już go znajduje – pozwala mu uciec, by móc znaleźć go jeszcze raz… i jeszcze raz. Zemsta nie przynosi mu satysfakcji, a celem jego życia staje się samo poszukiwanie. Następnie okazuje się, że jego działanie jest przemyślane i jest tylko kolejnym elementem tej układanki. Zemsta staje się tutaj wieżą o wielu kondygnacjach – a wejście na kolejny poziom jest tylko zaproszeniem jeszcze wyżej. A im wyżej, tym mniej skrupułów. Ostatecznie wszystko prowadzi do finału – przemyślanego, brutalnego i szokującego. Ale czy wtedy pragnienie jest już zaspokojone?
Jee-woon Kim to kolejny koreański twórca, który z sukcesem realizuje się w różnych gatunkach i którego warto śledzić. Podobnie jak rozwijające się koreańskie kino. Jestem pewien, że jeszcze nieraz nas zaskoczy.