Ranking filmów Romana Polańskiego
12. Gorzkie gody (Bitter Moon, 1992)
Potrzebowałem intelektualisty, kogoś, kto potrafi myśleć, poliglotę. Peter Coyote był kimś takim, a dodatkowo to aktor, z którym bardzo łatwo się współpracuje. Czasem intelekt przeszkadza, ale tak naprawdę najlepsi aktorzy są jednocześnie bardzo inteligentni.
Peter Coyote:
Jeśli zamierzasz pracować z reżyserem pokroju Romana, nie możesz chronić swego dotychczasowego wypielęgnowanego wizerunku (…) Pływaliśmy po Paryżu polując na złą pogodę. Wieczorami graliśmy w blackjacka i uprawialismy hazard. To była świetna zabawa, jak bycie na obozie z najfajniejszymi ludźmi na świecie.
Polański o seksie. O destrukcyjnej sile namiętności. Jeśli ktoś czytał powieści Michela Houellebecqa, ten powinien kojarzyć podobne miłosne nastroje, w których depresja miesza się z romantyzmem, szczęście z nieprzewidywalnością losu. Kino wyjątkowe ze względu na odwagę w pokazywaniu sadomasochistycznych zabaw (ale bez szokowania), świetną rolę ponętnej Emmanuelle Seigner i początkującego w aktorstwie Hugh Granta. No i Peter Coyote, dla którego była to pierwsza i ostatnia ważna rola. Ten film idealnie obnaża swego odbiorcę. Można w nim dostrzegać tylko skandalizujący erotyk, którym Polański chciał wrócić na szczyt, ale można też ujrzeć to o czym faktycznie ów obraz jest. Sięgając po temat erotycznych fascynacji, w których znajdują się elementy sadomasochistyczne, analizuje Polański coś znacznie ważniejszego, zatem typowe zachowania ludzkie, uczucia, destrukcyjną siłę miłości. (Arrakin, w recenzji)
Niesamowicie gorzka i boleśnie prawdziwa opowieść o gasnącym pożądaniu, okraszona odrobiną perwersji i znakomitym aktorstwem. Emanuelle Seignier jest uwodzicielska i piękna jak zawsze, ale prawdziwym zaskoczeniem jest świetna rola Hugh Granta – króla komedii romantycznych w totalnie antyromantycznym filmie! Świetne zdjęcia, wciągający klimat i bardzo smutna refleksja na temat kolei wydarzeń następujących w związkach – “Lovers should quit when their passion is at its peak…not wait until its inevitable decline…”. Dla mnie to najwspanialszy film Polańskiego i jeden z ukochanych filmów ever. Choć romantycznie zakochanym nie polecam. [Rozalia]
To chyba nie jest przypadek, że kobiety zawsze wystawiają temu filmowi 10/10 a jak nie 10/10 to ocenę o wiele wyższą niż faceci. Nie lubię tego filmu, nawet bardzo, ale jak dla mnie mówi on ciekawą rzecz o Polańskim – facet ma zdolność kręcenia filmów, które w dziwny sposób przenikają do duszy i wrażliwości wąskiej grupy odbiorców. Ale jak już przenikną to centralnie trafiają w sam środek, żeby nie powiedzieć punkt G. Polański potrafi zanurzyć się w mrocznych otchłaniach ludzkiej duszy i pokazać je tak, że wielu ludzi odnajdzie w nich odbicie tego co ukryte w ich własnych wnętrzach. “Bitter Moon” jest modelowym wręcz przykładem tej zdolności (nie wspominając już o tym, że udowadnia różnorodność Romka, który potrafi tworzyć komedie, kryminały, adaptacje historyczne, dramaty…) i chyba dlatego u wielu dostaje 10/10. U mnie ma 5.5, ale to też dobrze. Ja osobiście jedyną rzecz jaką zapamiętałem z tego filmu to straszliwe, chore wręcz okrucieństwo w jakie postacie wpadają wobec siebie nawzajem. To co się dzieje między Mimi, a Oscarem to jest jakiś Meksyk – najbardziej sadystyczne przedstawienie miłości jakie chyba w życiu widziałem, poziomy poniżenia i tortur zarówno psychicznych jak i fizycznych jakie oboje tu osiągają wobec siebie to jakaś totalna masakra i zrównanie idei romantycznej miłości z ziemią. Nadal pamiętam scenę jak Mimi daje Oscarowi na urodziny pistolet. Czizas. No ale i tak nie lubię tego filmu. [Rodia]
11. Nieustraszeni pogromcy wampirów (The Fearless Vampire Killers, 1967)
Miałem wyświetlić Wampiry paru szefom MGM w Nowym Jorku (…) Nikt nie miał czasu na obejrzenie filmu. Kiedy wreszcie udało mi się zorganizować pokaz, zjawił się tylko stary, malutki wiceprezes mówiący z silnym rosyjskim akcentem. W czasie projekcji odebrał jakieś dziesięć telefonów i wyszedł co najmniej na 10 minut. NIe odezwał się ani słowem, najwidoczniej zajęty ważniejszymi sprawami. Zacząłem się zastanawiać, z kim ja właściwie pracuję: wysygnowali na ten film ponad dwa miliony dolarów, musiałem walczyć ze wszystkich sił o system Panavision, dłuższy okres zdjęć, porządne dekoracje, odpowiednie plenery, a teraz nie raczą nawet rzucić okiem na gotowy produkt. Taki jest Hollywood: rozpuszczony, kapryśny bachor, który ryczy, żeby dostać zabawkę, a kiedy tylko ją dostanie, natychmiast wyrzuca z kojca.
Wygłup? Zgrywa? Parodia? Dwaj goście na tropie wampirów w Transylwanii. Jeśli ktoś szuka przedziwnego połączenia horroru z komedią – Nieustraszeni Pogromcy Wampirów są dobrym wyborem. To pierwszy kolorowy film Polańskiego i pierwszy, który nie zjednał sobie krytyki, choć po latach ma gdzieniegdzie status kultowego i często jest stawiany w jednym rzędzie z inną zgrywą horrorową pt. „Rocky Horror Picture Show”.[desjudi]
Pierwszy raz widziany i nieskończony z powodu późnej pory emisji, po raz drugi obejrzany stał się jednym z najmilej wspominanych filmów w filmografii Polańskiego. Film raczej nie straszy, ale za to paroma gagami potrafi rozśmieszyć, a Polański zalicza naprawdę dobry występ jako ciapowaty pomocnik profesora. [Berus]
Ja najmilej z Pogromców wspominam cudowną warstwę wizualną, która swoją zamierzoną sztucznością i bajkowością tworzy wspaniały, właśnie bajkowy, odrealniony, nawet trochę liryczny klimat, jakby żywcem wyjęty z podań o hrabi Draculi z Transylwanii. I dla tej właśnie oldschoolowej estetyki, która urzeka od pierwszych kadrów, z chęcią kiedyś do tego filmu wrócę. [Rodia]
Powiedzmy, że jak na tak wyświechtany temat, dzieło Polańskiego broni się bezpretensjonalnością. Młody Polański gra bardzo sympatycznie. Zaś gagi są niewymuszone i lekkie. [paj]
10. Śmierć i dziewczyna (Death and the Maiden, 1994)
Rafael Yglesias, scenarzysta: Kiedy obejrzałem w nowojorskim teatrze “Śmierć i dziewczynę”, bardzo mi się spodobała i doszedłem do wniosku, że powinno się nią przenieść na ekran. Urzekły mnie dramatyzm, świetnie skonstruowani psychologicznie bohaterowie i suspens. Od początku najlepszym kandydatem na reżysera był dla mnie Roman. Powiedziałem mu o tym i przyznał mi rację (…) Pracowaliśmy razem nad tekstem i dużo o nim rozmawialiśmy. Z drugiej strony pamiętaj, że kiedy pracujesz z jakimkolwiek reżyserem, to ostateczne decyzje zawsze należą do niego i nic na to nie poradzisz. Albo to zaakceptujesz, albo wasze drogi się rozejdą. Z Romanem dogadywałem się świetnie. To wybitny reżyser.
Najważniejsza jest przestrzeń – zamknięta i ograniczona do jednego pomieszczenia, w którym Sigourney Weaver przesłuchuje Bena Kingsleya. Polański, obserwując ten dramat rozgrywany na kilkudziesięciu metrach kwadratowych (+niewielkie plenery), daje niesamowity popis tego, jak się powinno budować napięcie filmowe polegając tylko na sile scenariusza i aktorstwa.
Często jak przerabiam twórczość jakiegoś reżysera to prędzej czy później trafię na film, który dziwnym trafem przeszedł bez echa, a ja go momentalnie uznaję za jedną z najlepszych prac w dorobku danego reżysera. Miałem tak z “Blow Out” De Palmy, ostatnio z “Człowiekiem, którego nie było” Coenów i miałem tak właśnie z tym filmem. Napięcie w “Śmierci i dziewczynie” można kroić nożem, zwroty akcji są nieprzewidywalne, klimat gęsty, gra aktorska genialna, a zakończenie rozwalające. Może to przez to, że uwielbiam filmy “gadane”, a “Death…” jest bardzo gadane. To chyba zresztą był jeden z jego zarzutów – że większość treści zostaje przekazana dialogami, a nie obrazem. No ale nic na to nie poradzę, uwielbiam ten film. [Rodia]
9. Frantic (1988)
Jeffrey Benjamin Gross, scenarzysta:
Moja pierwsza współpraca z Romanem Polańskim. Żyłem życiem głodującego pisarza w Paryżu: mały pokój, trochę żywności, budżet 2 dolary dziennie. Dostałem telefon z Warner Brothers, żebym stał się “doradcą od idiomów” w nowym filmie. Poszedłem do mieszkania Polańskiego dźwigając pod pachą przenośną maszynę do pisania i tłumaczenie kilku stron scenariusza. Polański zaczął mi streszczać całą historię, po czym zapytał:
– Co o tym sądzisz?
– Czy to wszystko? – odpowiedziałem – Historia jest bardziej dziurawa niż szwajcarski ser.
– Dobrze – powiedział Roman – im bardziej sceptyczny jesteś, tym lepiej.
I tak rozpoczęła się współpraca, która trwała 56 dni pod rząd.
Rasowy thriller z gwiazdą w roli głównej. Facet przyjeżdża do Paryża ze swą żoną. Melduje się w hotelu, bierze prysznic, wychodzi z łazienki, a tu? Nie ma żony. Zniknęła. Porwali ją, uciekła? Harrison Ford nie wie nic, więc wkurwiony idzie na poszukiwanie i zderza się przede wszystkim z francuską biurokracją oraz nielicznymi śladami zaginięcia sugerującymi… Więcej nie ma sensu zdradzać. To świetny film, trzymający w napięciu, zaskakujący, znakomicie zagrany przez Forda, będącego wówczas u szczytu popularności, na który nigdy już nie wrócił (po Star Wars i Indianie, ambitniejszym Mosquito Coast i Witness, a tuż przed Working Girl i Ostatnią Krucjatą). 20-milionowy budżet nie zwrócił się w pełni, tym niemniej to udana mieszanka dramatu jednostkowego z klasycznym kinem sensacyjnym. [desjudi]
Frantic to kapitalna rzecz! Sposób w jaki Polański nakręcił scenę porwania żony Forda powinno się pokazywać na zajęciach dla adeptów reżyserki na całym świecie. Nie jest to może rzecz wybitna, nie są to największe momenty Romana, ale jest klasycznie, interesująco i przede wszystkim świetnie w kwestii napięcia. Myślę, że jeśli ktoś nie miał z filmami Polańskiego do czynienia wcześniej to śmiało może rozpocząć swoją przygodę z ,,Frantikiem” właśnie, który zaintrygować niewątpliwie potrafi. [Krove]
Poziom Frantic jak dla mnie różni się znacząco w pierwszej i drugiej połowie – pierwsza to absolutnie genialnie wyreżyserowany thriller, wolny, cichy, spokojny z zegarmistrzowską precyzją dawkujący napięcie, a druga wygląda jakby za film wziął się inny reżyser – tu coś wybucha, tu coś strzela, ganiają się, rach-ciach ten tego i w ogóle wszystko się zaczyna rozłazić. I ten spadek poziomu jest strasznie wyraźny na przestrzeni tych dwóch połówek. [Rodia]
Uwielbiam ten film! Wspaniały kryminał z cudownie gęstniejącym z każdą minutą klimatem, z narastającym poczuciem bezsilności i zagrożenia, z krążącym złowieszczo, po urokliwych uliczkach Paryża, fatum w roli głównej i z czymś bliżej nieokreślonym – fascynującym i przerażającym jednocześnie – pulsującym pod powierzchnią. Genialne i chyba charakterystyczne dla Polańskiego przedstawienie relacji dwóch osób na poziomie fascynacji połączonej z przerażeniem i strachem. A Emmanuelle Seignier i jej taniec w czerwonej sukience to po prostu kwintesencja słowa seksualność i jedna z najbardziej zmysłowych scen w historii kina. [Rozalia]