search
REKLAMA
Zestawienie

Przerost formy nad treścią? Filmy, w których STYL jest WAŻNIEJSZY od FABUŁY

Jacek Lubiński

30 listopada 2019

REKLAMA

Mad Max: Na drodze gniewu

Już wcześniej pisałem, że ten film pod względem fabularnym nie ma w sumie zbyt wiele sensu. Ale trudno się temu dziwić, bo jest to w gruncie rzeczy jeden wielki wyścig po pustyni – jak i część jego poprzedników. Ot, w świecie postapokalipsy, gdzie woda i ropa stanowią towar deficytowy, grupka zwyroli w śmiesznych ciuszkach goni za drugą grupką. I wszyscy używają do tego silników Diesla bądź pochodnych. Raczej nie jest to więc wielkie kino, które można by było analizować na milion sposobów. Ale za to jak to jest nakręcone! Korekcja barwna i dynamika obrazu – podkręcona perfekcyjnym montażem oraz przyspieszonym (chwilami dość niezręcznie) tempem wyświetlania – dosłownie wdeptują człowieka w ziemię, sprawiając, że ten szybko zapomina o jakichkolwiek niedostatkach opowieści. Tym samym czwarty Mad Max szybko stał się definicją czystego kina rozrywkowego na najwyższym poziomie.

Memento

Ten wciąż chyba najlepszy i najbardziej nieszablonowy film Christophera Nolana to mały wyjątek na liście, bowiem pod każdym możliwym względem jest to rzecz niesamowicie przemyślana. Na tyle, że gdy Memento puścimy sobie po kolei, to nadal się klei i emocjonuje. Sęk jednak w tym, że cała siła rażenia ukryta jest tu właśnie w oryginalnej strukturze filmu, który trzeba śledzić z uwagą i zwracając uwagę na detale. To rzecz perfekcyjnie oddająca stan umysłu głównego bohatera i zarazem sama w sobie dobra na ćwiczenie pamięci. Gdyby więc z tej formy opowiadania zrezygnować, zapewne cały projekt przeszedłby bez większego echa.

Sin City: Miasto grzechu

Z przeniesieniem komiksu na duży ekran wiąże się sporo niedogodności. Trudno wszak idealnie oddać klimat nieruchomych kadrów z dymkami w rządzącym się własnymi prawami ruchomym obrazie. Twórcy Sin City zdecydowali się jednak dosłownie tchnąć życie w historię autorstwa Franka Millera, z pomocą samego zainteresowanego oraz techniki CGI adaptując je w skali jeden do jednego. Niepodrabialna czarno-biała faktura, w której przebijają się tylko poszczególne, ważne dla fabuły kolory, zyskała iście filmową głębię, jednocześnie wciąż pozostając tak sympatycznie dwuwymiarową, statyczną kompozycją. Doskonale współgra ona z imponującą stawką aktorską i solidnym scenariuszem, stanowiąc na swój sposób dzieło kompletne, którego nie udało się już potem podrobić nie tylko podobnym projektom, ale też i sequelowi. Ale nie oszukujmy się – Miasto grzechu żyje przede wszystkim dzięki takiej, a nie innej formie wyrazu. Bez niej byłoby zwyczajnie pustym miejscem na filmowej mapie.

Tron / Tron: Dziedzictwo

Ambitne przedsięwzięcie Disneya z wczesnych lat 80. to jeden z prekursorów animacji komputerowej, użytej w celu przedstawienia… wnętrza gier komputerowych. Taki pomysł niejako odgórnie ograniczył potencjał fabularny, który tu stanowi połączenie typowych elementów kina przygodowego z komputerową rozgrywką. Obecnie jest to klasyka, ale z rodzaju właśnie tych filmów, które byłyby niczym bez swojej wizualnej otoczki. Tę po latach postanowiono w końcu odświeżyć. Tak powstał sequel, odrobinę wychodzący zarówno poza świat wirtualny, jak i schemat narracji znanej z oryginału. Ale tylko nieznacznie, generalnie to bowiem jeszcze bardziej porażające efektami widowisko, dodatkowo uzupełnione niezwykle atrakcyjną ścieżką dźwiękową i fragmentami nakręconymi w formacie IMAX. W obu filmach jak najbardziej chodzi więc w pierwszej kolejności o wywołanie u widza opadu szczęki, a dopiero później o jakiekolwiek wrażenia intelektualne i emocjonalne zaangażowanie. Szczęśliwie i tego nie brakuje.

Twój Vincent

Jedyna jak do tej pory pełnometrażowa animacja malarska to film złożony z około 65 tysięcy (!!!) ręcznie wykonanych obrazów, które przez siedem lat blisko stu malarzy wykonywało techniką wiernie naśladującą twórczość van Gogha – cichego bohatera Twojego Vincenta, poszukiwanego przez resztę postaci. Rezultatem tych starań jest dzieło naprawdę przepiękne, które dosłownie płynie na ekranie, poruszając już samym swoim wysiłkiem odwzorowującym niejako wizję świata tego wielkiego artysty. Trudno było do takiego projektu dopisać równie porywającą fabułę odnoszącą się do życia malarza. Ta więc finalnie ginie pod doskonałą formą, stając się w gruncie rzeczy mało interesującym – acz dalekim od banału – dodatkiem do pięknych pociągnięć pędzla. Śledzimy ją zresztą właśnie po to, by zachwycać się kolejnymi zjawiskowymi kadrami. Oto prawdziwa magia kina!

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA