search
REKLAMA
Zestawienie

Przerażający ideał, czyli 10 HORRORÓW, które nie mają ŻADNYCH WAD

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

21 grudnia 2020

REKLAMA

Horror jako gatunek pozwala na szereg nowatorskich pomysłów oraz rozwiązań, które zachwycą niejednego fana kinematografii. W jego długiej historii możliwe jest odnalezienie filmów, które w swojej konstrukcji nie mają żadnych wad. Poniżej wybrałam kilka ciekawszych przykładów horrorowych dzieł, które ocierają się o bycie prawdziwymi ideałami.

UWAGA! na możliwe spoilery

Gasnący płomień (1944)

Okazuje się, iż w niektórych przypadkach tytuł filmu staje się funkcjonującym w powszechnym obiegu czasownikiem. Na przykłada „gump” z produkcji Forrest Gump oznacza wstawienie fikcyjnej postaci do sytuacji historycznej. Z kolei termin „gaslight” to termin oznaczający psychologiczną manipulację osobą w celu zakwestionowania jej własnego zdrowia psychicznego. Słowo to bezpośrednio odnosi się do tytułu filmu z 1944 roku (Gasnący płomień), który został wyreżyserowany przez George’a Cukora, a zaliczany jest do gatunku amerykańskiego horroru psychologicznego.

Film jest praktycznie pozbawiony wad, zarówno w odniesieniu do warstwy fabularnej, jak i aktorstwa. Fabuła skupia się na diabolicznym mężu, który planuje doprowadzić swoją żonę do szaleństwa poprzez kampanię fałszywych oskarżeń i sfabrykowanych wspomnień. Ale to nie wszystko, gdyż mamy wiktoriański Londyn, zabójcę, który nigdy nie został znaleziony, i tajemnicze morderstwo.

Produkcja stoi jednak genialnym popisem aktorskich umiejętności Ingrid Bergman, która dostała za niego pierwszego w swojej karierze Oscara dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej. Niezwykłe jest to, że tak silna osobowość w sposób niesamowicie przekonujący zagrała nieśmiałą ofiarę swojego męża. A trzeba pamiętać, że produkcja to coś więcej niż tylko horror. To przede wszystkim sardoniczny portret złego małżeństwa, które koniec końców wcale tym małżeństwem nie musi być.

Słodkich snów (2011)

Ten film znalazł się na mojej liście z kilku prostych powodów. Po pierwsze za to, że cała fabuła została oparta na prostym koncepcie zaczerpniętym z Psychozy Hitchcocka, gdzie w jednej scenie samochód, w którego bagażniku znajduje się ciało, tonie za wolno. Widz patrzy i czuje frustrację seryjnego mordercy, niemal współczując szaleńcowi.

Motyw ten został wykorzystany w produkcji z 2011 roku, kiedy to dostajemy pełnometrażową wersję powyższej sceny. Luis Tosar wciela się w rolę portiera w apartamentowcu, którego głównym życiowym celem jest sprawić, by mieszkańcy byli jak najbardziej nieszczęśliwi. Robi to jednak w niezwykle subtelny i niezwykle przerażający sposób. Przykładowo: podlewa rośliny o złej porze dnia, aby te szybko umarły, karmi psa starej kobiety niewłaściwym pożywieniem, przez co ten choruje, chowa zgniłe owoce w tylnej części lodówki. Jego najnowszym celem jest młoda i radosna Clara. Obserwujemy więc ciąg zdarzeń: od SMS-ów z groźbami po mieszanie kosmetyków z trucizną. Finalnie to jednak widz musi sam zdecydować, czy kibicuje naszemu antagoniście, czy też potępia jego czyny.

Produkcja jest ćwiczeniem filmowym, które ociera się o bycie obrazem idealnym. To odwrócenie klasycznego horrorowego założenia, bo obserwujemy całą sytuację z punktu widzenia prześladowcy, a nie osoby prześladowanej. Przez to widz musi mierzyć się z punktem widzenia osoby, która niejako dzierży władzę. Jaume Balagueró, szerszej publiczności znany z dwóch pierwszych części horroru [REC], w tym przypadku idealnie balansuje pomiędzy tempem opowiadanej historii a jej tonem. Przez to praktycznie do ostatniej chwili trzyma widza w napięciu. Było to niezwykle trudne zadanie, z którego twórcy wywiązali się znakomicie.

Noc żywych trupów (1968)

Nakręcony w czerni i bieli na przestrzeni siedmiu miesięcy, przy dość skromnym budżecie, film Romero zdefiniował współczesny horror i wywarł niepowtarzalny wpływ na wielu reżyserów, nie tylko tych zajmujących się gatunkiem. Jest to przykład filmu idealnego, który nawet dziś ogląda się z wypiekami na twarzy, mimo iż każdy z nas doskonale wie, jak to wszystko się skończy.

Fabuła filmu jest prosta: Barbara i jej brat Johnny zostają zaatakowani podczas wizyty na cmentarzu. Johnny zostaje zabity przez zombie, zaś Barbara spotyka Bena, który również ucieka przed niedawno obudzonym zmarłym. Udaje im się zabarykadować w pobliskim domu. Odkrywają, że nie są tam sami. W piwnicy ukryły się bowiem dwie pary, a córka jednej z nich zostaje ugryziona przez zombie. Ciągłe kłótnie i napięcie sprawiają, że grupa upada, a Ben zostaje zastrzelony, gdyż zostaje wzięty za zombie.

Reżyser jawi się jako głęboki krytyk społeczny, co niesie ze sobą ryzyko niezrozumienia jego przekazu. Nie umniejsza to jednak wielkości jego dzieła. Choć ton filmu jest dość ponury, to jednak udało się doń wprowadzić wiele elementów humorystycznych, które wynoszą dzieło na zupełnie nowy poziom. Możliwe jest tam chociażby odnalezienie nawiązania do grupy komediowej – The Three Stooges.

Produkcja nie tylko koncentruje się na wszelkiego rodzaju zapożyczeniach intertekstualnych, ale przede wszystkim proponuje widzom oryginalną atmosferę oraz satyrycznego ducha, który unosi się nad nią od początku do końca. Można argumentować, że chociaż wiele filmów zawiera ikonograficzne odniesienia do Nocy żywych trupów, społeczna i ironiczna siła oryginalnej wizji Romero jest rzadko osiągana w praktyce. To kolejne potwierdzenie, że to film bez wad.

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Chociaż docenia żelazny kanon kina, bardziej interesuje ją poszukiwanie takich filmów, które są już niepopularne i zapomniane. Wielka fanka kina klasy Z oraz Sherlocka Holmesa. Na co dzień uczestniczka seminarium doktoranckiego (Kulturoznawstwo), która marzy by zostać żoną Davida Lyncha.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA