PRAWDZIWA MATKA OBCEGO. 5 najlepszych ról Noomi Rapace
Anna, Elektroniczna niania (2011), reż. Pål Sletaune
Podobne wpisy
Nie trzeba żadnych trupów wyjadających żywym mózgi ani wylewającego się z ekranu morza krwawych bebechów. Najstraszliwszy horror dzieje się w ludzkiej głowie, a skandynawskie kino potrafi go skondensować i tak wymieszać rzeczywistość ze snem, że nie wiadomo, co jest prawdziwsze. W końcu ma w tym wieloletnie doświadczenie. Najbardziej złowrogie scenariusze tworzy człowiek swoimi jak najbardziej realnymi czynami. Nordyccy twórcy, jeśli tylko otrzymają dobrą historię, bawią się proporcjami gatunkowymi w sposób nieraz osobliwy i wręcz karkołomny. Elektroniczna niania z początku wydaje się filmem zupełnie o czymś innym, niż rzeczywiście jest. Widz czeka na konkretny, mięsisty horror, a dostaje jeszcze straszniejszą wersję oczekiwanej grozy. Jej źródłem jest główna bohaterka, Anna. W tym przypadku ból i strach wytworzyły dla jej umysłu nieprzekraczalną barierę. Więcej nie mogła znieść, więc wyobraziła sobie, że ma szansę, o wiele realniejszą niż wszystko złe, co ją spotkało. Nie napiszę nic więcej, bo warto ten film obejrzeć i nie być do końca świadomym, co jest prawdą. Noomi Rapace zaś doskonale pasuje do, wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka, bardzo słabej, przelęknionej zewnętrzem kobiety. Słabość Anny jest jednak tylko złudą. Rapace przecież nie nadaje się do grania czołgających się po rynsztokach ofiar losu.
Poniedziałek, Wtorek… Niedziela, Siedem sióstr (2017), reż. Tommy Wirkola
Jakiego produktu filmowego można było się spodziewać od reżysera Zombie SS? Poprzeczka nie była postawiona zbyt wysoko, a tu niespodzianka. Trochę tania, niedopracowana, kameralna pod względem plenerów, dekoracji i efektów specjalnych, ale jednak reprezentująca zupełnie inny typ kina niż fantazje na temat zombiaków w niemieckich mundurach. Noomi Rapace zagrała siedem ról jednocześnie. Nawet z tego względu nie można pominąć tej pozycji w jej filmografii. Każda z sióstr miała inną osobowość. Jedna była hakerką, druga neurasteniczką i ćpunką, trzecia interesowała się sportem i sztukami walki, a jeszcze inna wolała korporacyjne gierki włącznie duszeniem w trakcie seksu. Rapace w takim multicharakterologicznym sosie rozdzieliła się na tyle niejednokrotnie sprzecznych ze sobą osobowości. Ma bardzo konkretną urodę, głos i aktorski sposób bycia, jednak w ogóle nie odczuwa się braku autentyzmu w postaciach, które gra. Każda z nich tworzy swój własny świat nie tylko poprzez zmianę wizerunku, lecz także znacznie subtelniej, dzięki modyfikacjom gestów, spojrzeń, modulacji głosu, wszystkiego tego, co decyduje o tym, że człowiek jest emocjonalnie odbieraną i komunikatywną na zewnątrz indywidualnością. Postaci kreowane przez Rapace funkcjonują w swoich hermetycznych światach w mniej lub bardziej doskonały sposób. Mimo skrzywień i nieco już wyświechtanych postapokaliptycznych naleciałości każdej można kibicować po swojemu. Aż w końcu następuje zaskakująca kulminacja, która jest nieocenioną wartością filmu Wirkoli.
Anna Nordberg, Daisy Diamond (2007), reż. Simon Staho
Kiedy zacząłem oglądać ten film, od pierwszych minut wiedziałem, że reżyser jest zafascynowany Bergmanem. Bliskie plany całe zajęte twarzą Noomi Rapace, długie ujęcia, szczątkowa scenografia, wiwisekcyjne emocjonalnie monologi, charakterystyczna, monotonnie dramatyczna intonacja słów i ten wszechobecny płacz dziecka, powodujący niespieszną, lecz bolesną utratę równowagi, aż do rozdzierającego końca. To cechy filmów szwedzkiego mistrza wyzyskane do maksimum przez Simona Staho. Zresztą główna bohaterka również jest nim zafascynowana – niestety dziecko nie daje jej w kinie dooglądać Persony. Dziecko przeszkadza jej we wszystkim, a na pewno w życiu, pracy, zarabianiu pieniędzy, spaniu, jedzeniu. Coś jeszcze zostało? Noomi Rapace, wbijając tępo wzrok w tego, kto jest po drugiej stronie ekranu, przenosi cały ten swój lęk na świat rzeczywisty, bo takie historie jak w filmie Simona Staho dzieją się codziennie na całym świecie. Matki bezgranicznie kochają swoje dzieci, ale i potrafią je bezgranicznie znienawidzić. Zagrać taką matkę potrafi tylko aktorka utalentowana w odczuwaniu złości, czyli Rapace. Poza tym gra w filmie z małym dzieckiem jest trochę jak kontakt tresera ze zwierzęciem, tyle że akurat w Daisy Diamond dziecko zbytnio nie poddaje się tresurze. Trzeba mierzyć się z nim przed kamerą jak z niekontrolowanym żywiołem, a i tak się go nie opanuje. Rola Anny jest trudna, męcząca, lecz warta obejrzenia, chociażby przez niełatwe pytanie, które jej ustami i czynami zadaje reżyser – na ile prozaiczne życie człowieka (matki) może nagiąć i zniszczyć jego miłość do dziecka, podobno wieczną, jedyną trwałą relację, jaka łączy nas z ludźmi. O tym jest ten film.