search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Polak chleje, a Grek wsuwa fetę. STEREOTYPY konsekwentnie (i bez sensu) utrwalane przez kino

Tomasz Raczkowski

31 lipca 2020

REKLAMA

Cechy narodowe

Często ofiarą stereotypów padają grupy etniczne i narodowe – szczególnie te, które masowemu odbiorcy wydają się w jakiś sposób egzotyczne czy przynajmniej charakterystyczne. Jedną z takich zbiorowości są w kinie angloamerykańskim Słowianie – najczęściej Rosjanie i/lub Polacy, ale nie tylko. Tutaj stereotypowo przedstawiane jest przede wszystkim (przesadnie) ekspresyjne i jowialne zachowanie oraz upodobania… spożywcze. Chodzi oczywiście o picie na umór, któremu towarzyszy zazwyczaj dodatkowe zintensyfikowanie „typowo słowiańskich” emocji i dziwnie śpiewnego dla angloamerykańskich uszu języka. Dodajmy do tego jeszcze przedziwne przywiązanie do wartości rodzinnych i olbrzymie drzewa genealogiczne oraz pewną prostolinijność obycia i mamy stereotypowego filmowego Słowianina – obraz tak silny, że przebija się nawet do kina rodzimego (choć w tym wypadku najczęściej jako obraz sąsiadów, odróżnionych od znormalizowanych „nas”).

Podobnie jak Słowianie, Włosi jawią się w kinie jako figury jowialne, najczęściej komediowe lub prześmiewczo przerysowane. Światowa ekspansja włoskich specjałów przekłada się na wykreowanie wizerunku Włocha jako pożeracza makaronu i pizzy, często związanego w ten czy inny sposób z mafią (zwłaszcza jeśli mieszkają w USA). Do tego są ukazywani jako grupa na ogół krzykliwa i konserwatywna, z czym wiąże się też przywiązanie do tradycyjnych modeli rodzinnych – w tym niemal apodyktyczności żon-matek i potulności wobec nich gdzie indziej pewnych siebie i ekspresyjnych mężów-ojców. Tutaj stereotyp narodowy krzyżuje się z tym dotyczącym płci, który przez wskazanie przykładu praktycznego (cóż że będącego również stereotypem, upraszczającego kulturę włoską do „domowego matriarchatu”) zostaje dodatkowo uzasadniony i ugruntowany.

Kolejną często stereotypizowaną grupą etniczno-narodową są Latynosi – głównie Hiszpanie, ale i mieszkańcy Ameryki Południowej, wchodzącej w skład iberyjskiego kręgu kulturowego. W tym przypadku znów do głosu dochodzą przede wszystkim kwestie płci – mężczyźni jawią się jako pewni siebie, chutliwi macho, z kolei kobiety sytuują się zazwyczaj w okolicach którejś ze skrajności – zmysłowych uwodzicielek lub zapatrzonych w religijne obrazki dewotek. Spójrzcie chociażby na najbardziej znanych latynoskich aktorów – Antonio Banderasa, Penélope Cruz czy Javiera Bardema – oraz ich najpopularniejsze role, a zobaczycie ten wzorzec.

W tej samej grupie można zaklasyfikować stereotypy dotyczące społeczności afroamerykańskiej, o czym ostatnio znów zrobiło się głośno przy okazji protestów związanych z ruchem Black Lives Matter. Wiele pisano (i wciąż się pisze) o sposobie prezentacji osób czarnoskórych w kinematografii mainstreamowej; tutaj zwrócę uwagę przede wszystkim na kwestię prezentacji Afroamerykanów jako z natury gadatliwych i ekspresyjnych, bardzo często naturalnie konotowanych z kulturą rapu oraz hip-hopu. Stereotypem jest też konsekwentne prezentowanie czarnoskórych w rolach ofiar (znów – wybawianych przez szlachetnych białych), przy równoczesnym marginalizowaniu ich sprawczości. To z kolei prowadzi do podświadomego zakorzenienia przekonania o bezradności tej grupy, bezwolnie poddającej się opresji i czekającej na wyzwolenie. Na tym przykładzie doskonale widać mechanikę stereotypu – określony dobór zaczerpniętych z rzeczywistości motywów i tropów prowadzi do kreowania przekłamanego wizerunku grupy, której tożsamość i historia jest dużo bardziej złożona niż jednowymiarowe, dominujące prezentacje.

Daleki Wschód – egzotyka ucieleśniona

Goonies kadr

Daleki Wschód to jeden z najsilniejszych popkulturowych symboli tego, co dla Europejczyków i Amerykanów egzotyczne oraz niezrozumiałe. Znajduje to swoje odbicie w filmach z naszej części świata, gdzie najczęściej podkreślane są właśnie różnice pomiędzy „nami” a „nimi”, a reprezentacja Azjatów z Japonii, Korei czy Chin najczęściej sprowadza się do kilku lapidarnych ikon – kompulsywnie robiących zdjęcia wszystkiego japońskich turystów, introwertyków o niesłychanej sprawności manualnej i technologicznej czy urodzonych specjalistów od sztuk walki. Często przybiera to wydźwięk pozytywny, wskazujący na talenty i zalety (cóż, że dla ogółu domniemane) tej grupy, niemniej pozostaje dosyć wyraźnym uproszczeniem ludzkiego charakteru. Powracającym motywem jest też prześmiewczy trop „wszyscy Azjaci wyglądają tak samo”, co pokrywa się z intuicyjną unifikacją etniczną i kulturową Dalekiego Wschodu (podczas gdy region ten jest również bardzo zróżnicowany kulturowo i etnograficznie, a różnice na poziomie fizjonomii oraz ubioru czy zachowania pomiędzy przedstawicielami różnych grup bywają wyraźniejsze niż w przypadku wielu narodów europejskich). Do tego należy też dodać silną seksualizację postaci kobiecych z Azji (to dotyczy zresztą już praktycznie całego kontynentu, w tym Arabek i innych mieszkanek Bliskiego Wschodu), które często prezentowane są jako egzotycznie erotyczne stworzenia, których cielesność i zmysłowość zdecydowanie dominuje nad intelektualnymi cechami. W przekroju Azjaci wydają się jedną z najbardziej zestereotypizowanych grup w ramach globalnego kina, co kreuje dosyć jednowymiarowy obraz kultur dalekowschodnich w oczach masowego widza.

Religia rdzennych Amerykanów

Rdzenni Amerykanie, ewentualnie Indianie, w kinie pojawiali się najczęściej roli antagonistów dla westernowych pionierów. W tej optyce „czerwonoskórzy” byli najczęściej niecywilizowanymi (a przynajmniej – mniej cywilizowanymi) barbarzyńcami zagrażającymi bohaterskim osadnikom. Ten kierunek był w pewnym momencie mocno korygowany w ramach westernu (do którego praktycznie ogranicza się obecność rdzennych Amerykanów w kinie), gdy twórcy dokonujący rewizji gatunku i historii USA ukazywali konflikt osadników z Indianami jako spotkanie kolonialne, w którym agresja drugiej strony była sprowokowana postępującym wyniszczaniem kultury. Niezależnie od tego, na ile mocno zakorzenił się w popkulturze wizerunek bezlitosnego, skalpującego Indianina na koniu (swoją drogą warto zauważyć, że obraz ten opiera się przede wszystkim na wizerunku plemion Wielkich Równin i nie jest reprezentatywny dla wszystkich grup), najmocniej zakorzenionym stereotypem, który pokutuje nawet w filmach ukazujących kulturę indiańską w sposób bardziej zniuansowany, jest kwestia ich religii. Za chrześcijańskimi misjonarzami, którzy budowali ułatwiające nawrócenie na swoją wiarę paralele, kino do dziś powtarza pogląd o czczeniu przez rdzennych Amerykanów Wielkiego Ducha. Jest to błędny stereotyp, sugerujący, że przed przybyciem chrześcijaństwa ludy Ameryki Północnej wyznawały porównywalny do europejskiego wariant religii monoteistycznej, którego zabobony i system wartości zostały naprostowane przez misjonarzy. Tymczasem Wielki Duch, jeśli można w określonych przypadkach mówić o odwoływaniu się tradycyjnych wierzeń amerykańskich do takiej figury, to raczej rodzaj panteistycznej siły przepełniającej świat, której w tym systemie wierzeń nie przypisywano zasadniczo intencjonalności wyroków czy żadnego innego podobieństwa ludziom. Wierzenia rdzennych Amerykanów opierały się na szamanistycznym kontakcie z naturą oraz zaświatami, nie oferując panteonu bóstw czy też jednej spójnej wykładni religijnej w „naszym” rozumieniu.

Wskazując na powyższe stereotypy przekazywane i utrwalanie przez kino, nie chcę go atakować jako medium. Obok produkcji, których ten problem dotyczy, są też liczne filmy, które stereotypy przełamują czy z nimi otwarcie walczą – i to też jest znaczący wkład kina w światową kulturę. Nie wszystkie stereotypy są zresztą wprost szkodliwe, jednak wszystkie kreują pewien przekłamany obraz prezentowanych rzeczy. Wskazanie i uświadomienie sobie niektórych – jak widać, niekiedy niezwykle głęboko zakorzenionych w naszej świadomości – uproszczeń w prezentacji określonych zjawisk jest jednak ważne dla widzów, bo umożliwia refleksyjny odbiór, dzięki któremu powielane stereotypy stają się mniej szkodliwe. Zwłaszcza dzisiaj jest to kwestia niezwykle ważna, a uświadomienie sobie nieprzezroczystości pewnych tropów w filmie tylko wzbogaci go jako element kultury.  

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.moto7.net/ https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor