Oceniamy wszystkie filmy PAULA THOMASA ANDERSONA

Mistrz
The Master, 2012
⑩
Najczęściej pojawiające się słowo w recenzjach Mistrza to „magnetyczny”. Ja bym dodał również „najbardziej hipnotyzujący i najbardziej wymagający film Paula Thomasa Andersona”, a powtórki seansu tylko pomagają w odnalezieniu drogi z labiryntu znaczeń, zachowań, słów i gestów. To niezbyt pośpiesznie poprowadzona historia pewnego pijaka, którego na dobrą stronę próbuje sprowadzić pewien kaznodzieja – tak mógłby wyglądać skrócony do jednego zdania opis, ale to za mało. To opowieść o relacjach człowieka z Bogiem (jakkolwiek pretensjonalnie to brzmi), to wgryzienie się w temat wolności i odpowiedzialności, ale też studium przenikliwej manipulacji, miłości i wyrozumiałości jako narzędzi wpływu.
Podobne wpisy
Mistrz nie należy do najłatwiejszych filmów, bo mimo wszystko potrzebny jest klucz do rozwikłania licznych zagadek, niejednoznaczności. Anderson nie miał zamiaru tworzyć filmu dla każdego – to nie jest twór uniwersalny o poszukiwaniu sensu życia, a zdecydowanie rzucenie widza na głęboką wodę interpretacji. Jest tu zdecydowanie bardziej bliski takim autorom jak Andriej Tarkowski, Ingmar Bergman, Terrence Malick, którzy w podobnie nieśpieszny i wnikliwy sposób obserwowali ludzi w ich relacjach do siebie, w postrzeganiu siebie samych, w konfrontacji z oczekiwaniami i potrzebami.
Jak zwykle u Andersona mamy pierwszorzędne aktorstwo – Joaquin Phoenix daje popis, że głowa mała (szczególnie scena przesłuchania), Philip Seymour Hoffman daje dowód, jak wielkim aktorem był, a Amy Adams rolą Peggy Dodd udowadnia, że jest jedną z najlepszych aktorek, jakie mamy szczęście oglądać na ekranie.
Wada ukryta
Inherent Vice, 2014
⑧
Wielkie nadzieje związane z każdym kolejnym filmem Andersona mogą spotkać się z równie wielkim niezrozumieniem, gdy pojawia się tak przedziwny film jak Wada ukryta.
Po serii zwyczajnie wybitnych, głośnych, nagradzanych filmów jak Aż poleje się krew i Mistrz PTA wziął na warsztat powieść Thomasa Pynchona i już sam ten fakt sugerował, że reżyser bierze głębszy oddech przed kolejnymi poważniejszymi filmami. Jest to bowiem historia detektywistyczna skąpana w dymie jointów, kwasów pod językiem, antydepresantami w żyłach i z koką w nosie – szalona podróż po Los Angeles lat 70., która niekoniecznie ma logiczną strukturę i nie jest prowadzona od punktu A do punktu Z. Weźcie Las Vegas Parano, odrobinę Big Lebowskiego, szczyptę thrillerów Alfreda Hitchcocka i absurdów z Nagiej broni – dostaniecie Wadę ukrytą, w której kryminalna intryga nie ma sensu, za to emocji jest wiele. Dodatkowo kluczowa maksyma z kina noir, że „nic nie jest takie, jakim się wydaje”, nabiera tu nowego znaczenia, szczególnie że charakter postaci ulega zmianie, ewoluuje w zaskakujących kierunkach. Zabawa jest przednia, tym bardziej że Joaquin Phoenix daje wyśmienity popis naćpanego, komediowego aktorstwa.
Wbrew pozorom jednak nie o narkotyczny chaos tu chodzi – w tle wciąż pobrzmiewa nostalgia za minionymi czasami i jednoznaczna obawa o to, co przyniesie przyszłość. Zabawa ze skrętem w ustach, ale i gorzkie konstatacje natury filozoficznej. Czy więc film jest udany? Na pewno to bardzo dobra ekranizacja powieści Pynchona (choć jak zwykle znajdą się marudy dostrzegające więcej nieścisłości), ciekawy portret czasów minionych, intrygujące zagłębienie się w otępiały narkotykami umysł, a przy okazji znakomicie zrealizowane, udźwiękowione i zagrane. To dobry, niedoceniony film.
Nić widmo
Phantom Thread, 2017
⑨
Najbardziej elegancki z dotychczasowych filmów Andersona. Film uszyty na miarę: oszczędny pod względem formy, choć z perfekcyjnie dobranymi dodatkami; trzymający na wodze emocje, choć ewidentnie budzący podekscytowanie. Reżyser po raz pierwszy tak wyraźnie wyeksponował role kobiet i po raz pierwszy „wyjechał” poza Kalifornię, do Londynu z lat 50.
Poznajemy projektanta i krawca (wyborny Daniel Day-Lewis), który wprowadza w swe uporządkowane i wyrafinowane życie nową muzę (w tej roli znakomita Vicky Krieps). Ma ona dopełnić perfekcyjny obraz artysty i jego dzieł, a strażnikiem pilnującym ładu jest siostra krawca (genialna Lesley Manville). Muza jednak, choć świadoma swojej roli, nie jest bezwolnym manekinem, a kimś, kto ma własne oczekiwania, plany. Zaczyna się więc przeciąganie liny, walka o władzę. Fascynacja zaczyna towarzyszyć frustracji – dotyczy to i jego, i jej. Pojawia się cała gama uczuć: współczucia, troski, nienawiści, irytacji, oczarowania i rozczarowania.
Niesamowite kino. Paul Thomas Anderson po mistrzowsku rozgrywa relacje między bohaterami, dodaje rzadko widzianej głębi, nadaje ich intencjom sporo nieoczywistości. Odegrane to tak, że czapki z głów. Pięknie sfotografowane. I ta muzyka Jonny’ego Greenwooda budująca świetny klimat – w tle wciąż i wciąż bez chwili przerwy obecna jest jakaś melodia, bez określonego tematu, raz głośniej, raz ciszej, intensywniej, frywolniej.
Innymi słowy, dowód na to, że PTA to jeden z najważniejszych żyjących reżyserów.
A jak wy oceniacie filmy P.T. Andersona?
korekta: Kornelia Farynowska