NOCNY JASTRZĄB. Przypowieść o złym terroryście
W oryginale tytuł filmu (Nighthawks) wskazuje na liczbę mnogą i, co ważne, o wiele lepiej oddaje istotę historii. Opowiada ona o dwóch mężczyznach (a nie jednym), samotnych, doświadczonych, z nieistniejącym życiem osobistym, do których żadna myśl o przyjemnym jutrze wydaje się już nie docierać. System stawia ich naprzeciwko siebie i chce, żeby jeden zabił drugiego. Wcielony niemal na siłę do jednostki specjalnej policjant Deke DaSilva (Sylvester Stallone) ma już dość zabijania. Robił to na wojnie, a teraz w ramach szkolenia namawia się go, żeby myślał jak terrorysta. Celnie zauważa w rozmowie z szefem, Peterem Hartmanem (Nigel Davenport), że jeśli tak się zachowa, od przestępcy nic go już nie będzie różniło. Ale o to chodzi systemowi. Policjant, który za dużo myśli, w końcu staje się niebezpieczny, a bezwolnego zawsze można się w odpowiedniej chwili pozbyć. Oczywiście film został tak skonstruowany, żeby DaSilva jako pozytywny bohater wyszedł na swoje. W realnym życiu jednak tak się nie dzieje.
Podobne wpisy
Wulfgar (Rutger Hauer) natomiast jest terrorystą, co ważne, przedstawionym w filmie jako na wskroś fanatyczny, symbolicznie wręcz zły, którego nawet organizacje terrorystyczne, dla których pracował, wyparły się z powodu brutalności jego ataków. Widz zatem nie ma wątpliwości, że Wulfgara należy zgładzić, unicestwić, a nie tylko złapać i osadzić w więzieniu. Do czasu. Są takie dwa momenty w relacji między Wufgarem a DaSilvą, kiedy jego charakterystyka się nieco zmienia. Przestaje być fanatycznym potworem, a znów staje się człowiekiem. Po pierwsze oddaje DaSilvie płaczące dziecko. Istnieje całkiem spora szansa, że robi to z wykalkulowanych, racjonalnych powodów – zabicie dziecka mogłoby ostatecznie zniweczyć negocjacje z policją – ale jednak faktem jest, że je oddaje. Po drugie mówi do DaSilvy: “Nie jesteśmy bohaterami, tylko ofiarami”.
Od tego momentu Wulfgar już wie, że nie wygra, chociaż w swoim zadufaniu był pewny, że będzie wygrywał zawsze. Równocześnie daje widzowi podpowiedź, czyniąc to w zasadzie wobec DaSilvy. Policjant jest jednak odpowiednikiem publiczności, której świat filmu daje wrażenie, że jest ważniejsza, niż w rzeczywistości się okazuje. Policjantom i przestępcom również się wydaje, że są ważni, bronią porządku w ich mniemaniu ideologicznie najważniejszego. Żeby się o tym przekonać, wystarczy przyjrzeć się terroryzmowi spod różnych szerokości geograficznych, a także zachowaniu policji funkcjonującej w ramach różnych typów ustrojów politycznych. Jedna i druga strona dostosowuje się do ideologii i systemu, zarówno w ramach stosowanych środków, jak i poziomu agresji. Terroryści zawsze znajdą pole do działania – albo w imię ideologii, albo dla określonej sumy pieniędzy. Policjanci zaś to grupa społeczna motywowana rozkazami. Komu służą, to nieważne, liczy się stanie we wspólnym granatowym szeregu, a potem usprawiedliwienie swoich czynów koniecznością wykonywania rozkazów – jakież to żenujące postępowanie zwykłych trepów. Nietrudno więc o niebezpieczny i wciąż celowo negowany oraz wypierany przez władzę i jej ideologów wniosek. Za jego przypomnienie w ramach etyki ogólnej dziękuję Wulfgarowi. Praw, na jakich definiuje się dobro i zło, użycza cywilizacji wyłącznie konieczność, a nie szacunek do człowieka. Wygodniej natomiast dla systemu, żeby ludzie tak sądzili, a zwłaszcza aparat kontrolujący porządek.
“Nie jesteśmy bohaterami, tylko ofiarami”.