NIESAMOWITE SCENY WALK, które podniosą ci poziom adrenaliny!
Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi – starcie w sali tronowej
Jeszcze nie zdążył opaść szok spowodowany śmiercią Snoke’a z ręki jego własnego ucznia, a na bohaterów rzuca się cała grupa gwardzistów. Tego w Gwiezdnych wojnach jeszcze nie było – para osób, które niedawno chciały się pozabijać, teraz stoi ramię w ramię i walczy ze wspólnym przeciwnikiem. To starcie to pokaz prawdziwego kunsztu reżyserskiego: od ładunku emocjonalnego, przez interesującą warstwę wizualną, aż po fantastyczną choreografię i sprytne manewry bohaterów. Nie obchodzi mnie czepialstwo dotyczące rzekomej bezużyteczności niektórych zachowań gwardzistów – oglądałem tę scenę wiele razy i zawsze odnoszę wrażenie, że nie rzucają się na bohaterów jednocześnie, żeby nie wchodzić sobie w paradę, a zamiast tego czekają na dogodny moment do ataku. Walka jest bezbłędnie nakręcona i zmontowana (długie i czytelne ujęcia, na których widać efekty treningu aktorów), a Adam Driver i Daisy Ridley rewelacyjnie oddają determinację i zażartość swoich bohaterów. To jedna z najlepszych konfrontacji z użyciem mieczy świetlnych w całej sadze.
Atomic Blonde – walka na klatce schodowej
Niby spodziewaliśmy się czegoś podobnego po filmie nakręconym przez jednego z reżyserów Johna Wicka, ale ta sekwencja przekroczyła wszelkie oczekiwania. 8-minutowa walka ze zbirami górującymi fizycznie nad protagonistką to prawdziwa perełka wśród sekwencji tego typu. Składa się ona z bardzo długich ujęć zmontowanych tak dyskretnie, że sprawiają wrażenie jednej, nieprzerwanej sceny. Charlize Theron daje tutaj popis swojego życia – jej ruchy są perfekcyjnie wyćwiczone i jest ona tak poniewierana, że momentami aż trudno na to patrzeć. Rzadko kiedy tak mocno odczuwalne jest to, że ekranowe postaci chcą się zatłuc na śmierć. Opisywana sekwencja zachwyca również zróżnicowaniem repertuaru walczących: w ruch idą pięści, nogi, noże, przedmioty i broń palna, wykorzystywane jest też otoczenie. Brak muzyki zwiększa poczucie realizmu tej sytuacji, a także sprawia, że każdy odgłos uderzenia czy jęk bólu wybrzmiewają bardzo intensywnie. Wszystko to prowadzi zaś do świetnie nakręconego pościgu samochodowego, który nie pozwala opaść naszym emocjom po tamtej fenomenalnej walce.
Gladiator – “Are you not entertained?”
Myślę, że każdy widz mógłby zapewnić Maximusa o tym, że spektakl, który dał, był świetną rozrywką. To bardzo krótka walka, która ma na celu przedstawić postawę bohatera wobec uczestniczenia w walkach gladiatorów i idei ich oglądania. Wychodząc na arenę (kapitalne ujęcie z perspektywy pierwszej osoby, dzięki któremu widzimy szacunek, jaki wzbudza bohater), protagonista jest witany opadającymi płatkami kwiatów i nerwowym wzrokiem przeciwników. Maximusa nie interesuje robienie show ani bawienie się swoimi rywalami. Jako niezrównany wojownik okazuje im szacunek skinięciem głowy, po czym błyskawicznie narzuca im swoją dominację, szybko i brutalnie zabijając kolejnych wrogów. Nawet największy i najsilniejszy z nich nie okazuje się żadnym zagrożeniem dla bohatera, który chwyta drugi miecz i bez wysiłku pozbawia życia ostatniego gladiatora. Rozczarowany krótkością starcia tłum milczy, co zostaje skwitowane przez Maximusa buntowniczym rzutem miecza w stronę trybun oraz kultową już frazą. Pogardliwe splunięcie mówi wszystko, co powinniśmy wiedzieć na temat jego stosunku do całej sytuacji. Może nie jest to najlepiej zmontowana walka z opisywanych tu przykładów, ale zwraca uwagę przede wszystkim tym, co próbuje przekazać i jak dobrze jej to wychodzi.
Ultimatum Bourne’a – walka w mieszkaniu
Ta konfrontacja prezentuje kompletnie odmienne podejście do kręcenia scen akcji niż to, które możemy podziwiać w Johnie Wicku i Atomic Blonde. Tutaj kamera lata jak zwariowana, a montaż jest niewiarygodnie gwałtowny. Tego typu wizja artystyczna to znak rozpoznawczy Paula Greengrassa i klątwa filmów akcji, które powstały po trylogii Bourne’a. Piszę o klątwie ponieważ chyba nikt, poza Greengrassem, nie posiada wyczucia, dzięki któremu jego sceny akcji pozostają czytelne pomimo tego, w jaki sposób zostały zmontowane. Tam, gdzie reżyser Ultimatum Bourne’a osiąga dynamikę i energię, której na próżno szukać gdziekolwiek indziej, innym udaje się wywołać oczopląs i migrenę u widza. Zdecydowanie najlepsza walka z udziałem Matta Damona to ta, w której ściera się on z zabójcą, który był jego utrapieniem przez pół filmu. Ratując swoją przyjaciółkę praktycznie w ostatniej chwili, Bourne rzuca się w bój na śmierć i życie z dorównującym mu przeciwnikiem. Ciasne i obskurne mieszkanie będące miejscem konfrontacji obfituje w potencjalnie użyteczne przedmioty (kocham tę scenę już za samo użycie książki w walce), a chwilowe włączenie się do bójki trzeciej osoby przypomina, że stawką jest życie dwóch bohaterów. Brak muzyki i doskonałe udźwiękowienie to cecha typowa dla scen walk w trylogii Bourne’a i spełniają one swoją funkcję także tutaj.
Kill Bill – Panna Młoda kontra Gogo i armia pomagierów
Ta sekwencja to absolutne szaleństwo i totalna jazda po bandzie, której spodziewałbym się raczej po koledze Tarantino, Robercie Rodriguezie. Finałowa konfrontacja w Kill Bill pokazuje nam, jak zabójcza stała się główna bohaterka grana przez Umę Thurman. Naturalnie, sama idea walki jednego wojownika z kilkudziesięcioma innymi to kompletny absurd, ale bardzo sprytny montaż, umowność konwencji i momenty czarnego humoru skutecznie odwracają od tego uwagę. Protagonistka jest niezmordowana, pewna swoich umiejętności i zabójczo skuteczna. Odcięte głowy i kończyny latają na wszystkie strony, krew bryzga pod sam sufit, a wrzaski pokonanych przynoszą nam pewną satysfakcję. Świetne akrobacje, pomysłowe zabójstwa i zmiany scenerii walki bardzo sprawnie wprowadzają zróżnicowanie do całej sekwencji, nie pozwalając widzowi nawet na moment znużenia. Trudno też nie parsknąć śmiechem na widok Umy Thurman spuszczającej lanie ostatniemu przeciwnikowi i wysyłającej go do matki, jak jakieś niesforne dziecko.
Mission: Impossible – Fallout – trzyosobowa rozróba w łazience
Podobne wpisy
Zapomnijmy o tym, jak nieprawdopodobnie czysta i pusta jest ta klubowa łazienka (to może być największy absurd całej serii) i skupmy się na samej walce. Ta zaczyna się i (pozornie) kończy brutalnie i gwałtownie. Cel bohaterów szybko jednak odzyskuje przytomność i zaskakuje obu swoimi niezrównanymi umiejętnościami. Ethan i jego partner dają z siebie wszystko i przy okazji demolują całą łazienkę, ale nie potrafią obezwładnić swojego przeciwnika. Choreografia i sposób nakręcenia tej sceny z pewnością zapewnią jej zaszczytne miejsce w kanonie gatunku. Zwinność azjatyckiego aktora i skuteczność ruchów Toma Cruise’a imponują, ale prawdziwe show daje tutaj Henry Cavill. Jego postać to chodzący czołg – w każdym uderzeniu czuć potężną moc, a widoczna na twarzy wściekłość sprawiają, że budzi on autentyczną grozę. To całkiem przewrotne, że Cavill w tej roli wydaje się znacznie większym zagrożeniem niż grany przez niego wcześniej Superman.