NIEDOCENIONE sequele z lat 90.
Im bardziej kultowa pierwsza część, tym mniejsze szanse na sukces kolejnych. Często jednak krytyka sequeli jest nieco irracjonalna, gdyż polega na utyskiwaniu, że twórcy nie zrobili czegoś podobnego do tego, co podobało się w pierwowzorze, tylko poszli własną artystyczną drogą. Na tej podstawie wiele z niżej zestawionych filmów zostało mocno niedocenionych. Oddani fani jakiegoś tytułu, który, dajmy na to, zostanie wybrany na dobrze rokującą podstawę fabularną (i początek) serii, często zbyt kurczowo przywiązują się do formy i sposobu narracji. W pewnej mierze również mam z tym problem, gdyż kiedy raz coś spotka się z przychylną oceną gustu, z trudem poddaje się negatywnej weryfikacji. Świadomość, że tak jest, pozwala jednak obiektywniej spojrzeć na sequelowe pomysły i zmiany oraz ich naturę.
Trzeba jednak walczyć ze sobą na tyle, na ile to możliwe, i pozwalać twórcom sequeli na prowadzenie historii po swojemu. Bo dlaczego mieliby kręcić tak, jak w pierwowzorach, nie proponować czegoś nowego, nie szukać nowych rozwiązań fabularnych albo chociażby nie przeznaczać dla bohaterów nowych ról? Kto im zabroni? Na pewno nie my, widzowie. Znajmy swoje miejsce w szeregu. Jesteśmy odbiorcami sztuki, a nie jej kreatorami. Oczywiście, mamy pewien wpływ, bo zawsze możemy nie pójść do kina albo napisać niewybredny komentarz, ale owe działania powinny mieć solidne podstawy, a nie opierać się tylko na agresywnej reakcji emocjonalnej na sam fakt zmiany w sequelu w stosunku do tego, co polubiliśmy i do czego przywiązaliśmy się w pierwowzorze.
Batman Forever (1995), reż. Joel Schumacher
Podobne wpisy
Każdy kolejny seans upewnia mnie, że produkcji zabrakło czasu. Niektóre sceny pojawiają się tak nagle, że ma się wrażenie braku jakiegoś ważnego łącznika, który zapewniłby poszczególnym wątkom historii gładsze przechodzenie jednego w drugi. Mimo wszystko jednak nie można być ślepym na ogromny potencjał trzeciej części sagi o Batmanie – tym razem idącej w kierunku pulpowej komiksowości. Ta właśnie zmiana stylistyki, wprowadzona wtedy, kiedy jeszcze fani wciąż tęsknili za kolejnym filmem w mrocznej Burtonowskiej narracji, wydatnie przyczyniła się do krytyki i niedocenienia Batman Forever. Może dzisiaj zdanie na temat filmu byłoby deczko lepsze, gdyby Joel Schumacher porozumiał się z Valem Kilmerem co do kolejnej części, a tak pojawił się George Clooney i dobił pulpowego Batmana. A tak zarzuca się tytułowi familijność, kolorowość, karnawałowość, zbytnią lekkość, jarmarczną ścieżkę dźwiękową, słabe postaci antagonistów czy niezobowiązującą fabułę bez poruszania „wielkich” moralnie tematów. A przecież, moi drodzy znawcy filmów superbohaterskich, taka właśnie jest pulpa, a z niej narodziło się to ukochane przez was kino.
Rozmowy kontrolowane (1991), reż. Sylwester Chęciński
Rozmowy kontrolowane z Misiem łączy tak naprawdę tylko jedna postać – Ryszard Ochódzki, prezes Klubu Sportowego „Tęcza”. Reszta postaci nie ma z filmem Barei wiele wspólnego i tworzy zupełnie inne środowisko, równie dowcipne co w Misiu, lecz realizowane z innej perspektywy, już po przemianach ustrojowych, przez co czuć w filmie refleksję nad komunistyczną rzeczywistością, która zaszła post factum. Sądzę, że to głównie zaważyło na tym, że Miś jest kultową polską komedią, a Rozmowy kontrolowane nie miały na to szans. Niemniej film w żadnym wypadku nie zasługuje na opinie niezrozumiałego, mało śmiesznego, łopatologicznego czy gorszego tylko z tego względu, że reżyserował go Sylwester Chęciński. A takie opinie wielokrotnie słyszałem. Miś jest po prostu skierowany do bardziej doświadczonego intertekstualnie widza (może i starszego, który odczyta kod dialogów w filmie poprzez swoje doświadczenie), a Rozmowy kontrolowane mogą z powodzeniem służyć za wstępny klucz do bareizmów wszelakich.
Obcy 3 (1992), reż. David Fincher
Kiedy mówi się o Obcym, przytacza się albo napęczniałą od symboliki i fanowskich teorii pierwszą część, albo pozbawionego ich na rzecz akcyjniakowej rozwałki sequelu Jamesa Camerona. A taka perła w koronie filmów o Ksenomorfie jak Obcy 3 istnieje sobie gdzieś tam na uboczu, czasem tylko dając o sobie znać, gdy mowa akurat o Davidzie Fincherze. Tymczasem stylistyka filmu wybitnie pasowała do opowieści o jeszcze wtedy tajemniczym organizmie z kwasem zamiast krwi. Doskonałość pomysłu reżysera Siedem polegała nie tylko na ponownym zamknięciu Ripley z Ksenomorfem, który miał być najgorszym z jej wrogów, ale zmultiplikowaniu niebezpieczeństwa w postaci spragnionych kobiety skazańców. Przewrotny Fincher zdecydował więc, że Ripley będzie się musiała skuteczniej bronić przed mordercami i zboczeńcami, podczas gdy sam Obcy nie zrobi jej większej krzywdy. Cały wic polega na tym, że Ellen Ripley stopniowo odkrywa, kim jest, aż do kulminacji na końcu swojej historii. Styczność z Obcym zmieniła ją nie tylko w specjalistkę od zabijania, ale i w matkę – najbardziej osobliwą matkę we wszechświecie, a już na pewno w całej ludzkiej populacji. Warto zaznaczyć, że rola matki Obcego, czyli noszenie w sobie chestburstera, jest przedstawiona nieco inaczej niż zwykle i nie służy tylko temu, by stosunkowo szybko doprowadzić do uśmiercenia drugoplanowego bohatera. Przeciekawa jest ta Fincherowska zabawa z koncepcją roli kobiety – może nawet bardziej feministyczna niż idea zaproponowana przez Scotta. Ripley jako matka (nieważne, czy Ksenomorfa, czy człowieka) ma prawo wyboru, co zrobi ze swoim zapłodnionym ciałem. To, że nosi w sobie rozwijający się organizm, nie ma znaczenia. Jednak nawet gdy wybierze śmierć w płomieniach, nie zmieni to jej gestu, którym symbolicznie okazuje czułość swojemu nieludzkiemu dziecku. Tu naprawdę nie chodzi o Obcego, a o możliwość wyboru zakończenia swojego życia, nim ktoś zrobi to za nią. O tym, jak również o wielu innych dylematach traktuje najbardziej niedoceniony sequel Obcego. Przykro mi, ale nie jest to ani Prometeusz, ani Przymierze. Tyle hejtu wylewanego z ich powodu na Scotta i na krytyków broniących tych produkcji świadczy o niewątpliwym ich sukcesie, gdyż skutecznie jątrzą one świadomość widzów. podczas gdy o Obcym 3 prawie wcale się nie mówi.