search
REKLAMA
Zestawienie

Nie tylko Johnny Depp. Kogo jeszcze MADS MIKKELSEN powinien zastąpić?

Jacek Lubiński

14 grudnia 2020

REKLAMA

Kevin Spacey

Brat nie dał się nabrać

Wciąż niezbyt pożądany na hollywoodzkich salonach Kevin został nie tak dawno z pompą zastąpiony w filmie Ridleya Scotta Wszystkie pieniądze świata. Kokosów reżyserowi to nie przyniosło, ale teraz można by powtórzyć ten myk. Czyli: zatrudniamy Spaceya, obiecując mu tym samym poniekąd powrót do pierwszej ligi, po czym perfidnie zwalniamy go w połowie zdjęć i zatrudniamy na jego miejsce gotowego od miesięcy Madsa. Prasa ma używanie, tytuł filmu pozostaje gorący przez cały sezon oscarowy (i dodatkowo podgrzewany przez kolejne pozwy sądowe), a przy dobrze poprowadzonym marketingu mamy gotowy hit kasowy jesieni. W tym wypadku nawet końcowy efekt nie miałby znaczenia. Choć patrząc po filmografii obu panów, o prawdziwy chłam byłoby trudno. Co ciekawe, Spacey grał już z bratem Madsa, Larsem, w House of Cards. Zatem kolejny sezon albo remake tegoż mógłby posłużyć za haczyk na Kevina.

Mandalorianin

No przecież i tak nie widać kto jest w środku

Uwielbiam Pedro Pascala w tej roli, ale bądźmy szczerzy: i tak nie widać, że to on, a w wielu scenach i tak na bank zastąpili go kaskaderzy lub CGI, lub kaskaderzy w CGI. Poza tym długotrwałe siedzenie w takiej zbroi powoduje klaustrofobię i zwyczajne znużenie, zatem Mads mógłby spokojnie wejść w te same buty w kolejnych sezonach. I byłby tak samo zajebisty. Uniwersum nie jest mu obce, podobnie jak wprawne posługiwanie się bronią, więc punktuje już na starcie. Dodajmy do tego nieco inne gabaryty fizyczne oraz specyficzny głos i mamy gotowego przekozaka, który mógłby wypaść nawet lepiej niż oryginał. Sama zamiana byłaby iście kosmetyczna i łatwa do przeprowadzenia – fabularnie wystarczyłoby, żeby Mando zaliczył bliskie spotkanie pierwszego stopnia z sarlakkiem. To zmienia ludzi. Boba wie.

Obi-Wan Kenobi

Kostium już jest

Pozostajemy w świecie Gwiezdnych wojen. Ewan McGregor swoje dodał do tej kultowej postaci mentora Mocy, ale przecież nie może robić tego wiecznie (a może i może, ale nie w tym sęk). Mads z kolei bycie mentorem ma wypisane na twarzy i nawet nie potrzebowałby większej charakteryzacji, ani tym bardziej sarlacca, do zostania Kenobim plasującym się wiekowo gdzieś pomiędzy McGregorem a Alekiem Guinnessem, od którego wszystko się zaczęło. Ba! Gdy przyjrzeć się powyższemu zdjęciu, wygląda wręcz jak ich nieślubne dziecko. Skupienie, cierpliwość i opanowanie zaprezentował już w Łotrze 1, choć tam scenariusz ograniczył jego rolę do stania w polu jak przygłup. I jakkolwiek Mads nawet stojąc w polu jak przygłup, prezentuje się wybornie, to na tym jego potencjał bynajmniej się nie kończy. Dlatego mówcie sobie, co chcecie, ale o takiego Obi-Wana bym walczył, choćby samym słowem.

Zorro

Właściwy człowiek na właściwym koniu

Świeżutkim newsem jest ten o rewitalizacji zamaskowanego szermierza pod postacią kobiety, bo… w sumie nie wiadomo dlaczego. 20 lat temu w tej roli pewnikiem spełniłaby się znana z Maski Zorro Catherine Zeta-Jones. Obecnie nie wiadomo, kim będzie główna bohaterka – i tu właśnie wkracza Mads. Umie już władać szpadą i jeździć konno, bo czynił to w innych filmach (np. Trzech muszkieterach) i doskonale sprawdziłby się w tej, jak by nie patrzeć, męskiej roli zamiast jakiejś pyskatej małolaty bez nazwiska (względnie z nazwiskiem tatusia). Podstarzałego Zorro mogliśmy już przez moment obserwować w przywołanym wcześniej tytule, ale jestem przekonany, że Mikkelsen byłby w stanie wynieść tę rolę na wyższy poziom, osładzając sobie potencjalny odrzut z bliźniaczo podobnego w założeniu Batmana. En garde!

Mads Mikkelsen

<3

W końcu Mads mógłby zastąpić samego siebie. Obojętnie w jakim filmie, acz im głośniejsze nazwisko reżysera, tym lepiej. Dobrze też, jakby sama fabuła była odpowiednio kontrowersyjna. Mógłby więc Mads przyjąć angaż u takiego Quentina Tarantino w kolejnym rewizjonistycznym spojrzeniu na drażliwą historię, następnie zacząłby skandalicznie zachowywać się na planie i wszedłby w konflikt z twórcą, jednocześnie wypisując w pijackim amoku obraźliwe bzdury na portalach społecznościowych. W rezultacie zostałby zwolniony, a na jego miejsce zatrudniono by kogoś innego. Ostatecznie jednak nic by z tej zamiany nie wyszło, „skruszony” Mads przeprosiłby publicznie i wrócił na dokrętki, co jedynie pobudziłoby zainteresowanie seansem wiecznie złaknionej medialnego krzyku publiki. Innym, spokojniejszym wariantem byłyby też różnice artystyczne i niezdecydowanie reżysera względem nakręconego materiału, który przemontowywano by w nieskończoność – usuwając i przywracając Madsa w kolejnych wersjach filmu. Możliwa byłaby też opcja „na Gilliama”, czyli wieloletnie tworzenie w bólach arcydzieła, w trakcie którego Mikkelsen sam zmuszony byłby zrezygnować ze swojego udziału, po czym za darmo wróciłby na plan w blasku chwały i tym samym uratowałby cały projekt.

Bonus:

Redaktor w Film.org.pl

Jeszcze ich zjadę po duńsku na fejsie

Na dokładkę coś bardziej przyziemnego. Zamiast wygryźć kogoś z roli w głośnym filmie, Mads mógłby zastąpić kogoś z naszego portalu, któremu tym samym dodałby prestiżu. Na przykład kontrowersyjnego Odysa Korczyńskiego, weterana Rafała Donicę albo takiego Jacka Lubińskiego. W tym ostatnim wypadku rzeczony tekst czytalibyście po duńsku i nic byście z niego nie zrozumieli (a Mikkelsen otrzymałby wypłatę w euro). A tak czytacie go po polsku i też nic nie rozumiecie (a kasa leci w PLN). Ot, biznes. Mads, przybywaj!

P.S. Ten artykuł sponsorował Mel Gibson.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA