search
REKLAMA
Zestawienie

Nie tylko arcydzieła. NAJGORSZE seriale HBO

Odwieczna „doskonałość” HBO to mit, który narodził się, gdy Home Box Office zaczęła ekspansję w streamingu.

Odys Korczyński

6 maja 2024

REKLAMA

Odwieczna „doskonałość” HBO to mit, który narodził się, gdy Home Box Office zaczęła ekspansję w streamingu. Przedtem bywało różnie, a czasem nawet bardzo słabo, o wiele gorzej niż u Netflixa. Co ciekawe, nadal zdarzają się produkcje gorsze, a nawet takie, o których lepiej nie wspominać. Zdarzają się jednak niesprawiedliwie ocenione tytuły. Taki przynajmniej jeden znalazł się w tym zestawieniu. Reszta to w większości zasłużenie złe produkcje, lecz i takie z pewnością znajdą swoich fanów. A co z serialami przeciętnymi, które nie są arcydziełami, ale nie są również gniotami? O gustach trudno jest dyskutować, więc równie dobrze to, co jest przeciętne, może być bardzo złe, a czasem nawet kongenialne. W przypadku jednak tych przykładów trudno mi będzie uwierzyć, że można je uznać za warte zapamiętania pozycje nie tylko dla HBO, ale i generalnie dla historii telewizji.

„Idol”, 2023

Jedna z najnowszych produkcji współprodukowanych przez HBO i wycelowanych w te miejsca, których dotykanie u widzów wywołuje u nich… no właśnie, nieprzyjemność czy właśnie przyjemność, której się wstydzą? Sporo krytycy o tym filmie piszą, ale bardzo chętnie nazywają go „burdelem”. W sumie mają rację, bo serial jest o burdelu, tyle że w show-biznesie. Realizacyjnie jednak jest znakomity, a treściowo dla niektórych zapewne nie do zniesienia. Kupuję jednak tę narrację, więc dla mnie nie jest to jeden z najgorszych seriali HBO, dla większości krytyków jednak owszem. Kiedyś pisałem o jednej ze scen w pierwszym odcinku, w której widzimy seks w ciemności studia nagrań. Mężczyzna nakłada kobiecie na głowę szlafrok, chwilę na nią patrzy, jak z trudem łapie oddech przez materiał, a potem wycina w nim nożem niewielki otwór, przez który wpada nieco powietrza, ale potencjalnie ma tam wejść coś innego. Dzisiaj dodam jeszcze jedną scenę z piątego odcinka, również w studio nagrać, gdy Jocelyn nagrywa, a Tedros decyduje się jej pomóc wydobyć dźwięk, poprzez masturbację.

„Miłość ponad czasem”, 2022

Wciąż mam w pamięci produkcję z Erikiem Baną i Rachel McAdams. Był to film magiczny, zmysłowy, wielopoziomowy i wzruszający, a przy tym zakropiony science fiction. Niezbyt często mi się zdarza, że chwalę romans, bo zwykle te filmowe romanse są podane zbyt patetycznie, dosłownie i naiwnie. Niemniej nie mam zamiaru przeczyć, że remake’owa i serialowa para Rose Leslie i Theo James to piękni ludzie, którzy nawet dla mnie byli znakiem, a może lepiej powiedzieć: szansą na nietuzinkowe podejście do kina science fiction. Przez chwilę nawet uwierzyłem, że będzie mogła konkurować z pełnometrażowym duetem z 2009 roku. Przekonałem się jednak, że nawet serial jest czasami miejscem zupełnie niedostosowanym do scenariusza, który w tym przypadku zawierał tak wiele retrospekcji, że bardziej nadawałby się do bycia szablonem powieści. Do retrospekcji dodajmy jeszcze introspekcje, wątki w wątkach, metarefleksje, twisty. Utonąłem w nich, tracąc z oczu rytm fabuły i jakikolwiek suspens.

„John z Cincinnati”, 2007

Początkową wtopą jest osadzenie fabuły wśród surferów. Środowisko to jest hermetyczne i endemiczne dla większości widzów europejskich i raczej nie wzbudza emocji. Potrzeba by było świetnego pomysłu na intrygę, żeby coś z tego świata wycisnąć. Kolejna wtopa to pomysł, żeby pojawił się w fabule niejaki John. Człowiek mocno zaburzony, co podobno ma być śmieszne, lecz nie jest – jest za to żałosne. Z chwilą pojawienia się Johna zaczynają dziać się osobliwe, ponadnaturalne rzeczy, ale to właściwie wszystko. Nawiązanie do Miasteczka Twin Peaks na tym się kończy, bo akcję przejmują nieznośnie długie dialogi, monologi, wtręty, na poziomie tzw. filozoficznym. Generalnie więc jest nudno albo wręcz podniecająco, tyle że dla miłośników wyjątkowo inteligibilnych dedukcji.

„Jeden z dziesięciu”, 1984–1990

Abstrahując od jakości żartów w tym serialu, HBO będzie już zawsze się wstydzić tego tytułu ze względu na rolę O.J. Simpsona. Chodzi oczywiście o znaną sprawę, gdy Simpson został oskarżony o zabicie swojej byłej żony i kelnera z restauracji. Jak pamiętamy, został jednak uniewinniony, ale to był dopiero początek jego konfliktów z prawem. Były jeszcze rozboje, sprawa o odszkodowanie, przemoc domowa, wszystko, co najgorsze, więc trudno jest się bawić, gdy na ekranie pojawia się tak utytułowany przestępca, na dodatek w towarzystwie Donalda Gibba, który musi udawać w jego towarzystwie tak kompletnego idiotę. W serialu zawarto także sporą dawkę nagości, ale pokazanej typowo eksploatacyjnie – w sensie, który dzisiaj oceniany jest jako niesmaczny i poniżający dla kobiet. W sitcomach już nie przejdą rozbierające się grupowo dziewczyny, prezentujące swoje piersi, a grupa obślinionych facetów na widowni podrzędnej knajpy spazmuje na ten widok.

„Dziecko”, 2022

Dziecko, celowo tak określane, żeby przypadkiem widzowie się do niego nie przywiązali, nie mogło stać się bohaterem serialu, który odniesie sukces. To się nie mogło udać, mimo całkiem ciekawej realizacji. A zrozumiałem tę porażkę dopiero w finale, gdy jedna z ostatnich scen może nami faktycznie wstrząsnąć, nawet mimo kolejnej sceny, tłumaczącej, co się faktycznie stało od pierwszego odcinka. Dziecko jest serialem trudnym, wymagającym odporności mentalnej, i wcale nie takim rozrywkowym, nawet dla wszystkich lubujących się w szeroko pojętej grozie. Dotyka naszego bardzo pierwotnego lęku gatunkowego, i robi to dobrze, wręcz rozrywająco emocjonalnie, testując, gdzie leżą granice widzów. Z tego powodu jest serialem mało znanym, a jeśli już, to niezrozumianym. To dobrze, że HBO zrealizował tę produkcję, chociażby dla sztuki. Określenie „najgorsze” jest w tym przypadku wyjątkowo subiektywne.

„Fenomen żonatego faceta”, 2001–2002

Ktoś szalony postanowił nakręcić męską wersję Seksu w wielkim mieście, ale niestety to nie ten poziom abstrakcji życiowej, etycznej i jakiejkolwiek innej. W serwisie Rotten Tomatoes serial doczekał się aż 18 procent zielonego, a to dlatego, że opowiada o życiu małżeńskim trzech dziennikarzy z wyjątkowo jednostronnej perspektywy męża. Wygląda więc to w praktyce na seksistowską orgię intelektualną, będącą wyjątkowo obraźliwą refleksją na temat płci żeńskiej, bez jakiejkolwiek klasy, którą jednak posiadał Seks w wielkim mieście. Krytycy twierdzili nawet, że serial przyczyniał się do tworzenia podziałów w rodzinach ze względu na wzmożone nim zainteresowanie mężczyzn.

„Mogło być gorzej”, 2009

Jedną z ról obok Danny’ego McBride’a zagrał John Hawkes, którego ciekawą kreację można oglądać w najnowszym sezonie Detektywa. Nie sposób jednak porównać ten film z Mogło być gorzej, gdyż dzieli je jakościowa przepaść. Przeglądając ambitne produkcje HBO, trudno uwierzyć, że spod ręki studia mogło wyjść coś takiego jak ten sitcom. Na szczęście ogólnie można powiedzieć, że się nie przyjął. Gdyby było inaczej, zwątpiłbym już całkiem w jakość zachodniej widowni. Brak ciepłego przyjęcia był spowodowany dwoma czynnikami, a raczej ich połączeniem. Po pierwsze rok premiery, czyli 2009. To nie lata 90. ani tym bardziej 80. W tych czasach w fabule produkcji sitcomowych już się myślało o szacunku do innych. Po drugie chodnikowy żart, bazujący na seksizmie i przemocy psychicznej okazywanej przez głównego bohatera kobietom. Czy więc śmieszne jest bicie kamerzysty, wyśmiewanie się z imion dzieci, traktowanie kobiet jako ludzi gorszych, co przejawia się w krytyce ich poglądów, hobby, zachowania, a nawet strojów? Sam Kenny zaś wygląda jak wyjątkowe bezguście chowane do 40. roku życia w zaciszu mamusiowych piersi.

„Witam panie”, 2013

Tytuł jest nieco mylący. Witam panie brzmi tak przyjaźnie, wręcz niewinnie. W istocie jednak jest cyniczny, odstraszający i nastawiony wyłącznie na wykorzystanie, bo o tym jest ten serial. Pomysł na historię niewątpliwie był, lecz rozmył się pod wpływem wątpliwej jakości humoru, no i ulokowania reklam pewnych marek. Trochę o tym serialu przeczytałem w sieci. Bynajmniej nie były to komplementy. Nie chciało mi się jednak wierzyć w tę ostrą krytykę, także ideologiczną w ramach ruchu #MeToo, bo produkcję firmował swoim nazwiskiem Stephen Merchant. Szybko się jednak okazało, że krytycy mieli rację. Poziom żartów, a raczej przejawiających się w nich desperackich zabiegów mężczyzn, żeby wpełznąć do łóżka kobiet, jest zadziwiająco niski, a poza tym reklamy w telewizji marki Durex są o wiele lepsze.

„Avenue 5”, 2020–2022

Komedia science-fiction z Hugh Laurie’em w roli głównej? Laurie okazał się jednak aktorskim więźniem postaci Doktora House’a. Nie miałem poczucia, że jako kapitan statku kosmicznego czuje się aktorsko na swoim miejscu. W ogóle nie miałem wrażenia, że serial jest jakąś głębszą satyrą traktującą o automatyzacji i wyręczaniu człowieka przez technologię, doprowadzając powoli do jego uwstecznienia. Avenue 5 nie ma niestety w sobie nic z prześmiewczych seriali komediowych, które można zapamiętać. Całość ratuje naprawdę zabawny Josh Gad. Reszta udaje, że kogoś w ogóle chce rozśmieszyć.

„Lucky Louie”, 2006–2007

Generalnie jest sztucznie. A miało być naturalnie, prześmiewczo i dojrzale. Serial traktuje o odwróconych rolach społecznych. Stara się być bolesną diagnozą współczesnej męskości w komediowej stylistyce, tyle że brak temu wszystkiemu polotu. W sieci wciąż można znaleźć niektóre odcinki, chociaż w marnej jakości, i przekonać się, jak mężczyźni potrafią być żałośni, a może żałośnie przedstawiani. Może dlatego serial się nie przyjął? Był zbyt antagonizujący. Przedstawiał zbyt naturalistycznie bohaterów, z którymi nie sposób się utożsamić, chyba że ktoś patologicznie uwielbia szlafroki oraz ociekające niezdrowym sosem Big Maki. Jedno jest pewne – w żadnej rodzinie dzieci nie powinny być wychowywane przez tak zgorzkniałych, zmuszonych do odgrywania swojej społecznej roli, ludzi.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA