search
REKLAMA
Zestawienie

Najlepsze TWISTY w filmach SCIENCE FICTION

Jakub Piwoński

30 czerwca 2020

REKLAMA

Seksmisja

Przykład z Polski. Kto jak kto, ale wczesny Machulski doskonale wiedział, jak opowiadać historię. Bawił, komentował i, co ważne, zaskakiwał. W tej satyrze od samego początku coś nie gra, bohaterowie czują, że ktoś robi ich w jajo, ale nie bardzo wiedzą, w którą stronę skierować swe pretensje. Gdy peruka Jej Ekscelencji spada i na jaw wychodzi, ile prawdy jest w tym, że Seksmisja rozgrywa się po katastrofie, Maks i Albert węszą w tym szansę. Pora przypomnieć kobietom, na czym polega prawdziwa reprodukcja.

Planeta małp 

Charlton Heston po raz drugi. Tym razem jednak w wydaniu małpim. Jeśli miałbym wskazać jeden film science fiction z najlepszym, najbardziej emblematycznym twistem w historii, byłaby to bez wątpienia Planeta Małp. Po pierwsze dlatego, że rozwiązanie, wedle którego bohater nie wyruszył w żadną kosmiczną podróż, tylko po prostu zawędrował naprzód w czasie, jest rozwiązaniem ze wszech miar zaskakującym, dla ówczesnego widza wręcz szokującym. Po drugie twist ten tworzy nowe, iście socjologiczne pole interpretacji dzieła z 1968 roku. W momencie, gdy bohater klęka przed Statuą Wolności, będącą w tym wypadku symbolem dawnego porządku, dawnej cywilizacji, mamy już do czynienia z kinem stricte postapokaliptycznym, dyskretnie komentującym nierówności rasowe i budowane na ich podstawie lęki i uprzedzenia.

Ukryty wymiar

Kultowe filmy SF mają to do siebie, że choć są uwielbiane przez fanów, nierzadko zbierają bęcki od krytyków. Ukryty wymiar to film, który m.in. przez słabe recenzje poległ w kinach, ale nie przeszkodziło mu to na stałe zająć miejsca w masowej wyobraźni widowni. Jestem zdania, że nadrzędną tego przyczyną jest pamiętny twist sugerujący, jakoby kosmiczna podróż bohaterów doprowadziła ich do zmierzenia się ze złem ostatecznym. Ukryty wymiar jest zatem piekłem, po wizycie w którym trudno wyprzeć z pamięci widok Sama Neilla z pozszywanymi, ociekającymi krwią oczami. Zgroza.

Truman Show

Życie Trumana było kłamstwem, tak samo jak życie hakera Neo z Matrixa. Iluminacja ujawniła istnienie potężnego teatru, którego głównym aktorem jest bohater o twarzy Jima Carreya. Jak przykra musiało być dla niego odkrycie, że wszystko, co dotknął, zostało mu podstawione pod nos; u wszystkich, z którymi rozmawiał, nie było grama naturalnej relacji; nic z tego, co pokochał, nie miało znamion prawdy. Dramat to mało powiedziane. Uwielbiam zatem ten moment filmu, gdy po dopłynięciu do granic kopuły zbudowanej na rzecz show Truman postanawia mieć za nic tłumaczenia producenta programu i raz na zawsze zerwać z fałszem. Kulturalnie, acz kategorycznie.

Mroczne miasto

Gdyby Franz Kafka żył, pewnie polubiłby Mroczne miasto. Jest to bowiem historia jak żywo wyjęta z jego umysłu. Nic nie jest tu stałe ani typowe, za to wszystko jest dziwaczne. Balansująca na granicy jawy i snu wizja to kolejna obok Matrixa, Truman Show i niewspominanego tutaj Trzynastego piętra historia, która u schyłku milenium miała wzniecić podejrzliwość wobec otaczającej nas rzeczywistości. Finał, ukazujący, że akcja filmu tak naprawdę rozgrywa się na kierowanym przez obcych statku kosmicznym, nie był niezbędny do tego, by poczuć, jak Mroczne miasto smaży nam mózg. To raczej kropka nad i tego, z czym obcowaliśmy. Efektowne podsumowanie stopniowego pogrążania się bohatera w paranoi.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA