NAJLEPSZE SCENY KOŃCOWE. Prawdziwy film poznasz po tym, jak się kończy
Uwaga: Na tej stronie znajdują się spoilery z filmów: Jurassic World, Django, Inwazja porywaczy ciał, Gwiezdne wojny: Część VI – Powrót Jedi oraz Coś
Jurassic World
Podobne wpisy
Nie ulega żadnej wątpliwości to, że jednym z najbardziej ikonicznych kadrów w całej serii jest ryczący triumfalnie tyranozaur pod koniec pierwszej części z 1993 roku. Problem w tym, że to nie jest ostatnia scena filmu, a to właśnie ich dotyczy to zestawienie. Z tego powodu zdecydowałem się wybrać film Colina Trevorrowa sprzed trzech lat. W ramach sprytnego zabiegu przez 90% filmu mieliśmy tylko jedną okazję, by zobaczyć słynnego tyranozaura (i to w większości zasłoniętego przez tłum gapiów), a przez większość czasu był on trzymany niczym as w rękawie. Jego triumfalne wystąpienie miało miejsce dopiero w finale, kiedy został ostatnią deską ratunku przed morderczym Indominusem Rexem. Po początkowym zebraniu batów T-Rex z pomocą walecznego welociraptora zdominował agresywną bestię i rzucił ją w kierunku zbiornika z mozazaurem, który skwapliwie skorzystał z okazji chapnięcia tak dużej zdobyczy. Po zwycięskiej walce stara samica tyranozaura (fun fact – to ten sam dinozaur, którego widzieliśmy w pierwszej części) wdrapała się na lądowisko, objęła wzrokiem panoramę całego parku i jednym rykiem ogłosiła swoją dominację na wyspie. Fantastyczna ścieżka dźwiękowa Michaela Giacchino, przepiękny widok i jeden z najbardziej ikonicznych dźwięków w historii kina nie pozostawiają wątpliwości – Isla Nublar ma nową królową, a tego filmu nie można było zakończyć w lepszy sposób.
Django
Django wcale nie uważa, że fajni bohaterowie nie patrzą na eksplozje. Mało tego, świeżo upieczony łowca nagród zapala papierosa i zakłada ciemne okulary właśnie po to, by podziwiać dzieło swojego zniszczenia. Eksplozja posiadłości Candych ma osobisty wymiar dla bohatera, ale także znaczenie symboliczne. To zniszczenie arogancji białego człowieka i pomylonych idei, którymi usprawiedliwiał wyzysk i okrucieństwo wobec ludzi “gorszego sortu”. Całości fantastycznie przygrywa Trinity (Titoli), a tańczący na koniu Django dodaje scenie nieco absurdu. Pełna satysfakcja – nieżyjący King Schultz byłby dumny.
Inwazja porywaczy ciał
To najmroczniejsze z opisywanych tu zakończeń. Tutaj nic nie kończy się dobrze, nikomu nie udaje się osiągnąć pożądanego celu (a przynajmniej nie postaciom pozytywnym), nie ma też żadnej nadziei na lepszą przyszłość czy stawienie jakiegokolwiek oporu agresorowi. Tajemnicza istota zabija praktycznie całą populację San Francisco i w zorganizowany sposób planuje przejmowanie kolejnych obszarów.
Kiedy jednak trafia na ocalałą przyjaciółkę, wychodzi na jaw straszna prawda – Matthew nie żyje, a jego miejsce zajął tajemniczy byt. Oskarżycielski wrzask skierowany w stronę przerażonej kobiety jeży włos na karku, a reakcja Veroniki Catwright to prawdziwy szok aktorki – nikt jej nie zdradził, że grany przez Donalda Sutherlanda Matthew również został “przejęty” przez obcych. Być może to właśnie jej świetna, spontaniczna reakcja zainspirowała Ridleya Scotta do utrzymania w tajemnicy przed aktorami narodzin Ksenomorfa podczas sceny obiadu.
Gwiezdne wojny: Część VI – Powrót Jedi
To najpiękniejsze zakończenie w historii całych Gwiezdnych wojen, zwłaszcza po dokonanej przez Lucasa zmianie utworu służącego za tło tej sceny. Zgodzę się z każdym, kto powie, że sporo poprawek wprowadzonych do oryginalnej trylogii jest kompletnie nietrafionych, ale akurat ta okazała się świetną decyzją (porównajcie zresztą sami: nowy utwór kontra stary utwór). Mieszanka radości, smutku i nostalgii to perfekcyjne zwieńczenie sześciu epizodów dramatycznych zmagań, okrutnych śmierci i bohaterskich poświęceń. Pomimo niewielkich szans udało się – Anakin Skywalker odkupił swoje winy, Imperator został pokonany, a Luke udowodnił, że Ciemna Strona nie ma nad nim żadnej władzy. Duchy Anakina, Obi-Wana i Yody obserwujące rebeliantów radośnie świętujących zwycięstwo razem z dzielnymi Ewokami to wspaniały finał. I choć nie jestem przeciwnikiem epizodów VII i VIII, to jakaś część mnie żałuje, że to nie był ostateczny koniec historii Skywalkerów.
Coś
Nie potrafię znaleźć przykładu lepszego otwartego zakończenia. Z pogromu w amerykańskiej bazie na Antarktydzie ocalała dwójka bohaterów: McReady i Childs. Ale czy aby na pewno? Nie widzieliśmy tego, co się z nimi działo przez długi czas. Jeden z nich może być morderczym kosmitą, który czeka, aż drugi straci czujność. Równie dobrze jednak obca istota mogła zasymilować obu mężczyzn i czekać aż zostaną odnalezieni przez ekipę ratunkową. Nawet gdyby okazało się, że udało im się zachować człowieczeństwo i pokonać potwora na zawsze, to pozostaje kwestia mrozu, którego zwyczajnie nie mogą przetrwać. Jak to się więc skończy? Tego najpewniej już się nie dowiemy.