search
REKLAMA
Ranking

NAJLEPSZE ROLE BEZ NOMINACJI DO OSCARA. Wybrana siódemka wspaniałych

Łukasz Budnik

4 lutego 2018

REKLAMA

Michael Keaton – Batman (Batman oraz Powrót Batmana, 1989–1992)

Być może zaraz podniosą się głosy, że jest wiele innych ról, które można byłoby włączyć w to zestawienie – cóż, nie zmienia to faktu, że Keatona jako Batmana uwielbiam już od najmłodszych lat i uważam za zasadne wpisanie go na tę listę. Aktor bezbłędnie wypadł zarówno jako Bruce Wayne, jak i jego alter ego. W kostiumie Batmana jest charyzmatyczny, mroczny i złowieszczy (nie potrzebuje do tego groteskowej chrypy!), jako Wayne odpowiednio szarmancki, ale i wyraźnie naznaczony tragedią z dzieciństwa. W obu przypadkach całkowicie przyciąga do ekranu oraz idealnie wpasowuje się w Burtonowską stylistykę i wizję tej postaci. Nadal uważam Keatona za najlepszą kinową inkarnację Mrocznego Rycerza i nie pogniewałbym się, gdyby już wtedy doceniono go nominacją. Niestety ten zdolny aktor doczekał się takiego zaszczytu dopiero ćwierć wieku później.

Andy Serkis – Caesar (Wojna o planetę małp, 2017)

Cóż, zdaję sobie sprawę, że nominowanie do Oscara występu zarejestrowanego w technice motion-capture byłoby pewnym ewenementem, ale niech to, Serkisowi należałoby się jak psu buda. Nie tylko za rolę Caesara zresztą, bo już jego Gollum nie był należycie doceniony, lecz to występ w Wojnie o planetę małp uważam za opus magnum tego aktora. Jasne, na ekranie widzimy ostatecznie wytwór komputera, ale pod warstwą CGI bez problemu da się dostrzec mimikę i ruchy Serkisa. Co więcej, w wygenerowanej cyfrowo postaci jest paradoksalnie więcej życia i emocji niż u niejednego ludzkiego bohatera. Serkis daje tu z siebie absolutne maksimum – obnaża swoim aktorstwem wszystko to, co targa Caesarem od środka i co rosło w nim na przestrzeni kilkunastu lat. Całe zmęczenie, doświadczenia i ból. Rola, która w dużej mierze stanowi o wspaniałości zamknięcia trylogii o małpach. Nie sposób nie poczuć empatii i z przejęciem zatopić w historii. Niesamowite dokonanie.

Hugh Jackman – Logan (Logan: Wolverine, 2017)

Zaczęliśmy postacią z kart komiksu i tak też kończymy. Byłem i jestem pod ogromnym wrażeniem ostatniego występu Jackmana w roli Logana, stąd umieszczam go na liście. To piękne pożegnanie z postacią, w którą wcielał się siedemnaście lat i występ miejscami łamiący serce (szczególnie w scenach dzielonych z Patrickiem Stewartem, także fantastycznym). Sytuacja bardzo podobna jak w przypadku Serkisa i Caesara w Wojnie o planetę małp – w samych oczach i twarzy Jackmana doskonale odbijają się wszystkie lata, które doprowadziły go do obecnej sytuacji, przesyt wszystkim tym, z czym przychodzi mu się mierzyć i wielki smutek prześladujący go codziennie. Jego rola dodatkowo wzmacnia już i tak wysoki poziom filmu i jest jednym z głównym powodów, dla których Logan to w swojej kategorii produkcja wyjątkowa. Gdyby to zależało ode mnie, doceniłbym ją nominacją.

Czy brak oscarowych nominacji dla tych ról umniejsza w jakikolwiek sposób ich wartości? Oczywiście nie, niemniej byłoby miło, gdyby wysiłek wymienionych aktorów i doskonały efekt ich pracy spotkał się z tego typu uznaniem. Nawet wśród zdobywców statuetki mógłbym wskazać występy słabsze niż wszystkie z powyżej przytoczonych.

Zatem jakie są wasze typy?

korekta: Kornelia Farynowska

Łukasz Budnik

Łukasz Budnik

Elblążanin. Docenia zarówno kino nieme, jak i współczesne blockbustery oparte na komiksach. Kocha trylogię "Before" Richarda Linklatera. Syci się nostalgią, lubi fotografować. Prywatnie mąż i ojciec, który z niemałą przyjemnością wprowadza swojego syna w świat popkultury.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA