Swój pełnometrażowy debiut John Carpenter nakręcił za sześćdziesiąt tysięcy dolarów – a była to Ciemna gwiazda, absurdalna komedia rozgrywająca się na statku kosmicznym, którą można uznać za nieoficjalny prequel Obcego za sprawą nazwiska scenarzysty – Dana O’Bannona. Taki sam budżet miało Pi Darrena Aronofsky’ego, który swoim czarno-białym, paranoicznym filmem, przesyconym matematycznymi wzorami, równaniami i ciągami, nakręconym na szesnastomilimetrowej taśmie filmowej złamał wszelkie konwenanse i rozpoczął jedną z najbardziej błyskotliwych karier w kinie niezależnym. Na podobną karierę szansę miał Colin Trevorrow, który w 2012 zrealizował Na własne ryzyko – błyskotliwy miks komedii, dramatu i filmu science fiction. Historia kręciła się wokół popularnego w niskim budżecie motywu podróży w czasie. Film stronił od efektów specjalnych, kładąc nacisk na bohaterów i relacje międzyludzkie, które ukazano z niesamowitą wrażliwością i wyczuciem. Trevorrow niemal z miejsca stał się sensacją i dostał angaż na reżysera najnowszej odsłony Parku Jurajskiego. Okazało się, że lepiej byłoby, gdyby Trevorrow pozostał przy kinie opartym na postaciach, a nie efektach – udało mu się zrealizować film z efektami specjalnymi wyglądającymi gorzej niż w produkcji z 1993. Porażka jego kolejnego filmu – Powieść Henry’ego – skłoniła Disneya do odsunięcia go od dziewiątej części Gwiezdnych wojen. W końcu docenić należy niesamowitą ambicję, determinację i kreatywność Jamina Winansa, twórcy Ink. Film ten, na poły baśń, na poły paranormalny thriller, opowiada o świecie snów i koszmarów, z wizualnym rozmachem przedstawia wizję niesamowitego świata, za nic mając swój mikroskopijny budżet.