NAJLEPSZE FILMY SCIENCE FICTION 2017. Subiektywne TOP 10
5. Obcy: Przymierze
Mówcie sobie co chcecie, a ja i tak pozostanę niewzruszony. Po miesiącach od seansu oraz po zaserwowanej sobie powtórce wiem już jedno – Ridley Scott nie mógł zrobić tego lepiej. Odkładając na bok aspekty logiki, które niemal zawsze pozostawiają coś do życzenia, to jednak ciężar, z jakim przyszło mierzyć się Scottowi, był zbyt duży. Nie mógł bowiem wiarygodnie stanąć w szranki z samym sobą. Tak jak Prometeusz, także i Przymierze od początku narażone było na piętno porównań do legendarnego Ósmego pasażera Nostromo. A według mnie nie jest to dobra droga. Nie mówiąc już o tym, że odbiera to nam przyjemność seansu, kompletnie nie możemy otworzyć się na pomysł zaprezentowany przez reżysera. A jest on co najmniej intrygujący. Wolę tę zaskakującą, acz odważną ścieżkę niż kolejną powtórkę z rozrywki. Trzymam kciuki za realizację zapowiadanego Alien: Awakening, które stanęło pod znakiem zapytania, zarówno po tym, jak Przymierze nie zarobiło góry dolarów, jak na skutek zakupienia wytwórni Fox przez Disneya.
4. Okja
Byłem sceptycznie nastawiony do tego filmu i bardzo długo zwlekałem z jego obejrzeniem. Przeszkadzał mi szum, który wokół niego się rozpętał, tematyka również nie wydawała mi się na pierwszy rzut oka ciekawa, gdyż zapowiadała ckliwe widowisko, których fanem nie jestem. Jakież wielkie było moje zaskoczenie, gdy już po prologu spostrzegłem, że bardziej od nowej wersji Babe – świnki z klasą mamy do czynienia z dojrzałym science fiction i satyrą społeczną w jednym tworze, wystosowującymi siarczysty komentarz do hipokryzji ludzi wyznających ekologiczne wartości. Jakkolwiek spojrzy się na Okję, na wierzch zawsze wypływa przykra refleksja: człowiek jest z natury bezwzględnym drapieżnikiem – mięsożercą, który empatię uruchamia tylko wtedy, gdy akurat ma pełny brzuch i gdy jest mu z tym po prostu wygodnie.
3. Kong: Wyspa czaszki
Król żyje i ma się bardzo dobrze. Legendarna postać popkultury – King Kong – wciąż potrafi zaskoczyć czymś świeżym. W tym wypadku pogrywa sobie z kinem wojennym, propagując jednocześnie ekologiczne przesłanie. Zabawy odniesieniami oraz samą przygodową konwencją jest w filmie co niemiara. Ponadto Kong: Wyspa czaszki został pomyślany jako część uniwersum, w którym wielka małpa wkrótce spotka się z Godzillą. W tym celu znacząco powiększono nawet naczelnemu bohaterowi gabaryty. Szykuje się zatem elektryzujący pojedynek.
2. Blade Runner 2049
Zaskakująco udany sequel filmu, który sequela w ogóle nie potrzebował. Jeśli tworzy się kontynuację jednego z najlepszych filmów science fiction w historii, nie można już sobie ustawić wyżej poprzeczki. Villeneuve zadaniu sprostał, choć nie ustrzegł się słabości. Największa z nich stanowi jednak wynik nostalgii. Bez względu bowiem na to, jak perfekcyjnie zaprojektowany został Blade Runner 2049 – zarówno w kwestii formy, jak i treści – nigdy nie będzie kultowym oryginałem. Gdy się jednak te porównania odrzuci – co jest trudne, gdyż film nawiązuje do kultu jak tylko może – wówczas na wierzch wypływa dużo dobra. BR2049 to ambitne science fiction, stworzone z wyjątkowym wyczuciem i wrażliwością. Warto dać mu się ponieść.
1. Wojna o planetę małp
Podobne wpisy
Spójne stylistycznie i koncepcyjnie zamknięcie jednej z najlepszych – bo dobrze przemyślanej – trylogii science fiction ostatnich lat. Zaprawdę, trudno szukać słabych stron Wojny. Jest to widowisko pełne emocji, zarówno tych będących wynikiem wizualnych efektów, jak i zachodzących między postaciami relacji. Otrzymujemy zatem to, do czego byliśmy przygotowywani w dwóch ostatnich filmach – ciemiężeni w końcu zwrócili się przeciwko ciemiężycielom o zwrot należnej im godności. Najważniejsze jest dla mnie jednak to, że marka Planety małp zdołał dzięki tej trylogii odżyć w bardzo świeżej formule, krzewiąc za wzorem wartościowe i aktualne przesłania. Jeśli już pouczać o różnicach rasowych lub inności w ogóle, to właśnie przy udziale tak atrakcyjnego kostiumu SF.